Różnie ludziom rzeczy się kojarzą – to zależy od tego, jakie znają fakty, jaką dysponują wiedzą ogólną, poziomem intelektu, jaką posiadają wyobraźnię. Istotny jest jeszcze kontekst, w jakim pojawia się określone zjawisko. A kiedy zaczyna się dostrzegać związki między faktami, między zdarzeniami, wtedy grupują się one w klasy zdarzeń, które można już próbować opisywać jako pewną całość.

Ideologia liberalna jest takim właśnie zbiorem zjawisk, do którego zaliczam wszelkie przejawy odejścia od konserwatywnych definicji obyczajów, etyki, moralności. Mieści się więc tu i ideologia gender, i promocja (bo nie tolerancja dla, to wielkie kłamstwo) homoseksualizmu, i presja w kierunku przemodelowania tradycyjnie pojmowanych relacji międzyludzkich na rozmaitych poziomach, a przede wszystkim taka zmiana naszego sposobu postrzegania rzeczywistości, naszego systemu ocen, byśmy nie tylko tolerowali, ale też akceptowali każdą formę zła.

Pytanie, czemu ma to służyć? Odpowiada się zazwyczaj, że rozerwaniu więzi społecznych, tym samym osłabieniu społeczeństw, by łatwiej potem nimi zarządzać. Nie wiem czy to wyczerpuje temat. Na razie rejestruję fakty, umieszczam je w pewnej kategorii i próbuję ocenić ich znaczenie.

Do worka opatrzonego etykietą „diaboliczny atak lewactwa” dorzuciłam więc dwa zdarzenia z ostatnich dni.

W ramach akcji promującej otwartość na ideę równości „bez względu na płeć, rasę, wiek, orientację seksualną czy pochodzenie etniczne” na warszawskie ulice wyjechał Tramwaj Różnorodności. Od zwykłego tramwaju różnił się tym, że jego okna zaklejono grafikami przedstawiającymi ludzi różnych ras, osoby młode i starsze (pojawiła się nawet pani w „moherku”!), parę trzymających się za rękę mężczyzn. Nawiasem mówiąc, jest to i tak lajtowa wersja tramwaju berlińskiego, na którym można zobaczyć dziewczynę dającą buzi misiowi. Oburzonych tym obrazkiem zakrzyczano zarzucając im kosmate myśli – przecież to tylko miś! Jasne, ja też tuliłam kiedyś misia, pluszowego co prawda, ale było to jednak dawno i jak już napisałam liczy się też kontekst, a ten nie pozostawia wątpliwości co do intencji.

Pomysłodawcy akcji, warszawscy motorniczy wykazali się wysokim poziomem świadomości i wrażliwości społecznej. Wojciech Bartelski, prezes zarządu Tramwajów Warszawskich objaśnił: „Chcemy się skupić na pokazaniu naszym pasażerom, że każdy człowiek powinien czuć się bezpiecznym i akceptowanym, bez względu na swoją płeć, rasę, orientację seksualną, pochodzenie etniczne, wiek, niepełnosprawność czy religię”. Przedsięwzięciu patronuje prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. Piękny i krzepiący przykład jak inicjatywa oddolna spotkała się z odgórną. Tylko życzyć sobie, by i w innych dziedzinach działo się podobnie.

Widać jednak moce zaściankowego oporu przed nowoczesną edukacją wciąż jeszcze u nas nie całkiem osłabły, bo rzeczony tramwaj zepsuł się i po przejechaniu sześciu kilometrów zmuszony był zjechać z trasy. Nie wiem czy miała w tym swój udział pani Henia Tramwajarka, bo niby dlaczego miałaby podcinać gałąź, na której ją usadzono, ale jest to jakiś trop. W czasie bezpłatnych kursów zaplanowanobowiem cykl debat poświęconych tolerancji. Prelegentami mieli być m.in. Mahmoud Khalifa, ambasador Palestyny w Polsce, Tomasz Raczek, krytyk filmowy o homoseksualnej orientacji i aktywista społeczny oraz… bingo! Henryka Krzywonos, Tak, ta słynna „opozycjonistka z czasów PRL” a obecnie posłanka na sejm RP. Już raz dokonała niemal niemożliwego ratując akcję strajkową jako motorniczy (upps, przepraszam, jako motornicza) tramwaju. Ale że sprawy miały się zgoła inaczej, mniejsza z tym, ważne, że i teraz tramwaj posłużyć miał do ratowania, tym razem polskich umysłów i dusz przed opresją obskuranckich przekonań.

Drugie zdarzenie, które łączy mi się z poprzednim z względu na stojącą za nim ideę promowania porozumienia międzykulturowego to warsztaty EuroWeek. Te pięciodniowe obozy językowe organizowane od dwudziestu lat, zasilane funduszami unijnymi prowadzone są przez wolontariuszy, a biorą w nich udział osoby starsze, młodsze, indywidualne, grupy szkolne. I wszystko pięknie, gdyby nie to, że Dariusz Matecki odważył się opublikować w sieci zdjęcia z ostatniej edycji warsztatów. Widać na nich dorosłych mężczyzn, dla porządku dodam, że ciemnoskórych, chociaż nie to jest najważniejsze, którzy przytulają się i obściskują z dziewczętami w wieku dorastania, a nawet z kilkuletnimi. Pozy w jakich uchwycono te osoby, są jednoznaczne w wymowie. Jeżeli dodamy do tego screeny rozmów uczestniczek z wolontariuszami, nie pozostawiające wątpliwości co do intencji tych ostatnich propozycje erotyczne składane dzieciom, to można tylko cieszyć się, że ze strony polskich władz nastąpiła szybka reakcja. Poseł Piotr Liroy-Marzec skierował interpelację do MEN, w której zapytał o kontrolę nad organizowanymi obozami EuroWeek. Minister Edukacji Narodowej Anna Zalewska zleciła dolnośląskiemu kuratorowi oświaty Romanowi Kowalczykowi przeprowadzenie natychmiastowej kontroli warsztatów organizowanych przez Fundację (mimo że Fundacja nie jest nadzorowana przez ministra edukacji narodowej, a prowadzone formy zajęć podlegają bezpośrednio nadzorowi dyrektora szkoły, do której chodzą uczestnicy tych zajęć). „Jednak kiedy pojawia się podejrzenie o zagrożeniu bezpieczeństwa dziecka, reagujemy natychmiast” - dodano w komunikacie MEN.Kontrolę zlecił również szef MSWiA, Joachim Brudziński.

Przedstawiciele Fundacji twierdzą co prawda, że „uczestnicy kursów często traktują obcokrajowców jak maskotki, stąd uwiecznione na zdjęciach miłe gesty i objęcia”. Chyba jednak nie mają szansy na obronę w kontekście wpisów samych wolontariuszy jak choćby ten poniższy:

#euroweek: „you fuck a lot, you party a lot, you drink a lot and you also have free food and accomodation”. Mimo to Fundacja już grozi pozwami tym, którzy piszą o sprawie. Niewiarygodne, prawda?

Zdjęcia w sieci nie giną i nie giną screeny z internetowych komunikatorów. Można więc nadal je obejrzeć i wyrobić sobie własną opinię. Gdyby ktoś nadal jednak prychał z pogardą nad ciemnogrodzkim oburzeniem, to proponuję łatwe ćwiczenie wyobraźni – w miejsce wolontariuszy EuroWeek podstawić nauczyciela szkolnego. Albo księdza, katolickiego oczywiście. I jak?

Jeżeli to nie skłoni do uznania, że stało się coś bardzo złego, to doprawdy nie ma już chyba dla nas ratunku.

Martyna Ochnik