Andrzej Duda ma wszelkie szanse, żeby wygrać wybory prezydenckie. Prezydent Komorowski nie tylko reprezentuje stagnację i konformistyczne „nierobienie polityki”, ale co więcej – ogłaszając swój koncept „Polski racjonalnej” otwarcie się do tego przyznaje. Ta „racjonalność” polegała na planach likwidacji waluty narodowej już w roku 2011 albo na zaufaniu do śledztwa Anodiny. Polacy chcą zmian i uważają je za konieczność, a nie za radykalizm. Właśnie ta nadzieja na zmianę (i na zmianę pokoleniową) stanowi największą szansę Andrzeja Dudy. Już widzimy to w jego kampanii, podobnie zresztą jak w kampanii Pawła Kukiza. Co więcej, Andrzej ma dobre i kompletne doświadczenie państwowe: ministra w Kancelarii Prezydenta, reprezentacji Polski w Radzie Unii Europejskiej, w Sejmie RP, w Parlamencie Europejskim. Traktowanie go jak debiutanta jest śmiechu warte. Już prędzej można by to zarzucić Barackowi Obamie, który został prezydentem najsilniejszego państwa świata po ledwie dwóch latach pracy w Senacie – a przecież jemu premier Kopacz takich zarzutów nie stawia.

Not. KJ