Ukraiński portal internetowy Bihus.info, ten sam, który opublikował serię artykułów o malwersacjach i podejrzanych transakcjach związanych z zaopatrzeniem w bron i uzbrojenie ukraińskiej armii, jakie przeprowadzał Gładkowski junior, syn bliskiego współpracownika Poroszenki (przed zmianą nazwiska Swiniarczuk), zajął się na dwa dni przed drugą turą wyborów sztabem Wołodymira Zełenskiego. Trudno, w związku z tym uznać , że dziennikarze pracujący dla Bihus.info pracują na rzecz kampanii byłego już prezydenta, co jest ważne, bo na ukraińskim rynku medialnych tego rodzaju niezależna postawa nie jest wcale częsta. Tym bardziej warto zapoznać się z ich ustaleniami.

    Punktem wyjścia analizy Bihus.info było pytanie o to jacy ludzie kierują zespołem, który przez kilka miesięcy (za start kampanii ukraińskiego prezydenta – elekta uznaje się wieczór sylwestrowy) wykreowali postać, która według narodowego exit pool zdobyła w wyborach 72 % głosów, najwięcej w historii ukraińskiej demokracji. Dziennikarzy tym bardziej interesowała odpowiedź na tak postawione pytanie, że sam kandydat bardzo niewiele mówił o swoim zespole, grupę swych współpracowników przedstawił dopiero na kilka dni przed datą głosowania, a i tak nazwiska, które się w tej grupie pojawiły, wywołały więcej pytań, niźli dostarczyły odpowiedzi. Z prostego powodu, poza dwiema – trzema osobami, są to ludzie słabo znani, młodzi, bez politycznej przeszłości, w swym życiu zawodowym nie zajmujący eksponowanych funkcji. Taki dobór współpracowników prezydenta odpowiadał wizerunkowi, jaki Zełenski budował – przedstawiciela młodego pokolenia, który nie jest uwikłany w stare polityczne gry, chce zmian, jest w stanie tchnąć w struktury państwa nową energię i przeprowadzić niezbędne, zdaniem większości wyborców zmiany. Taki skład „zespołu Zełenskiego” był też czytelnym sygnałem na temat otwarcia kanałów awansu społecznego i zawodowego, za czym opowiadał się ówczesny kandydat, a dziś prezydent – elekt. Przedstawiając zespół współpracowników, złożony z wykształconych, młodych ludzi, dawał on całemu krajowi wyraźne przesłanie – wraz z nadejściem nowej władzy, każdy będzie mógł awansować, będą liczyć się kompetencje, zapał i zaangażowanie, a nie układy, układziki, powiązania z mniejszymi czy większymi oligarchami. Doskonale korespondowało to z innymi elementami przesłania Zełenskiego – przede wszystkim z jego wizją stałej rozmowy władzy z ludźmi. W trakcie kampanii wyborczej wielokrotnie mówił on o potrzebie wdrożenia w ukraiński system prawny i w praktykę polityczną idei referendum na różnych szczeblach, tak aby głos ludzi był nie tylko słyszany, ale również brany pod uwagę. W jedynym, długim wywiadzie, jaki przed głosowaniem Zełenski udzielił RBK – Ukraina (znamienne, że wywiad był po rosyjsku) zaprezentował następującą filozofię swej ewentualnej prezydentury – władza nie powinna posługiwać się wyłącznie normami prawa chcąc osiągnąć jakiś efekt, ale najpierw powinna rozmawiać z ludźmi, konsultować z nimi swe plany i zamiary oraz uwzględniać ich stanowisko. Wręcz należy zbudować elektroniczne platformy, przy pomocy których ludzie będą mogli w każdej istotnej sprawie się wypowiedzieć.

    Dziennikarzy Bihus.info, zaintrygowała kwestia dlaczego w czasie kampanii Zełenskiego reprezentowali publicznie ludzie tacy ja były minister finansów Aleksandr Danyluk (który znalazł się w „zespole” jaki według świadectwa samego Zełenskiego ma być jego zapleczem po zwycięstwie), lub były minister gospodarki Alvaras Abramovicius, którzy sami mówili w trakcie programów telewizyjnych, że znają wówczas kandydata, a dziś prezydenta elekta, dwa miesiące, czyli zostali ściągnięci do „ekipy” już po rozpoczęciu kampanii. A przecież wiadomo, że takiego przedsięwzięcia nie realizuje się w kilka tygodni. Start kampanii musi być poprzedzony miesiącami planowania, zbierania funduszy, budowania zespołu ludzi odpowiedzialnych za sprawy lokalne, prawne, finanse, media. Innymi słowy tysiące kwestii, które trzeba zaplanować, zorganizować, do których trzeba się przygotować. Ogromna, wręcz tytaniczna praca, którą należy wykonać. Problem wszakże polegał na tym, że Zełenski, „człowiek znikąd”, odmiennie niźli inni kandydaci nie miał oparcia w strukturach partyjnych, nie zajmował się polityką, nie znał tego świata tak dobrze jak jego wyborczy rywale. Kto mu zatem zrobił kampanię? Jest ono o tyle istotne, że jak wiadomo wówczas zadzierzgnięte więzi pozostają, zaś długi wdzięczności trzeba będzie już po sukcesie spłacić.

    Bihus poszukał odpowiedzi na tak postawione pytanie. Zdaniem dziennikarzy, którzy przeprowadzili dochodzenie rzeczywisty sztab Zelenskiego składał się z czterech grup – pierwsza z nich to tzw. „kwaratał”, od nazwy studia produkującego program Zełenskiego (Kwartał 95). W jej skład wchodzą wspólnicy prezydenta – elekta, bracia Serhij i Borys Szefir. Z tego tandemu Serhij odpowiadał za sprawy finansowe. Do drugiej grupy zaliczyć można ludzi, określonych przez informatorów dziennikarzy mianem „ludzi wujaszka”. Jej szefem jest prawnik oligarchy Kołomojskiego Andrij Bogdan, jednak jego obszar odpowiedzialności nie był związany z kwestiami prawnymi, ale znacznie w czasie kampanii ważniejszymi problemami – dostępu do mediów. Miał on zarządzać wydzielonym, autonomicznym biurem zajmującym się tym obszarem, z własnym budżetem, pozostającym poza kontrolą całego sztabu. Trzecia grupa to ludzie Serhieja Niżnego, prawnika partnera kancelarii Hillmont Partners, która to firma obsługiwała firmę produkcyjną Zełenskiego i pracowała na rzecz powołanej przez niego partii Sługa Narodu. Niżny jest sąsiadem Antona Gieraszczenki byłego doradcy ministra spraw wewnętrznych Arsena Awakowa. Wątek mieszkaniowy jest w całej sprawie dość istotny, bo w innym materiale dziennikarze prześledzili to gdzie kupił mieszkanie, a co ciekawsze z kim, sam Zełenski i wyszły ciekawe rzeczy (mówiąc w skrócie biznesowi partnerzy i współpracownicy Kołomojskiego). Kilka dni po pierwszej turze wyborów w ukraińskich mediach spekulowano, że największym zwycięzcą wyborów prezydenckich może być właśnie Arsen Awakow, a jego plan rozwiązania konfliktu w Donbasie (tzw. plan małych kroków) stanie się podstawą na której zbudowane zostanie porozumienie w tej sprawie. Mówiło się też sporo o tym, że układ władzy zostanie zamknięty dopiero po wyborach do Rady Najwyższej i wówczas, u boku niedoświadczonego Zełenskiego stanie ktoś kto zajmie funkcje premiera, gracz polityczny znacznie cięższego kalibru. Awakow, choć poróżniony, ale nie w konflikcie, z Poroszenką, formalnie jest jednym z liderów Frontu Ludowego, formalnie pozostającego w koalicji z byłym już prezydentem. Ale w trakcie kampanii wyborczej pozostawał trochę z boku, wręcz sympatyzował z Julią Tymoszenko, a przynajmniej tak to odczytywały media.

 Warto zauważyć, że w zaprezentowanej przez Zełenskiego na trzy dni przed wyborami „ekipie” z która ma on współpracować jedynym kandydatem na objęcie funkcji w resortach siłowych, które są domeną prezydenta, jest Iwan Aparszin, były dyrektor departamentu polityki wojskowej ukraińskiego ministerstwa obrony. Wcześniej był on kandydatem na stanowisko w resorcie obrony, innego kandydata, Anatolija Hrycenki, uchodzącego za najbardziej liberalnego i proeuropejskiego, kandydata, który uczestniczył w ukraińskich wyborach prezydenckich. Hrycenko zdobył 7,11 % głosów, mniej niźli się spodziewał, nie pomogło mu nawet to, że z wyborów wycofał się mer Lwowa Sadowy, który „przekazał” mu swoje głosy. Już po pierwszej turze Hrycenko powiedział, że zbiera teraz siły na potrzeby kampanii do Rady Najwyższej w której zamierza uczestniczyć. Spotkał się również z kandydatem Zełenskim. O czym rozmawiano, nie wiadomo, ale popularność Hrycenki na zachodzie Ukrainy może okazać się Zełenskiemu w dalszych rozgrywkach politycznych bardzo potrzebna. W przywoływanej już przeze mnie rozmowie z dziennikarzami RTB Ukraina, Zełenski powiedział, że chciałby rozwiązać przed terminem Radę Najwyższą i ma „tajny plan” w jaki sposób to zrobić. Nie jest to na Ukrainie takie proste, bo tamtejsza konstytucja, przewiduje tylko trzy możliwości przedterminowego rozwiązania parlamentu. A na dodatek nie może mieć to miejsca w terminie krótszym niźli 6 miesięcy przed datą „normalnych” wyborów. Te mają się odbyć jesienią, pod koniec października, więc czasu nie ma wiele. Gdyby jednak Zełenskiemu udało się stworzyć coś na kształt „koalicji” opowiadającej się za wcześniejszymi wyborami, to można byłoby przeforsować rozwiązanie Rady, bo jedną z możliwości jest głosowanie, które ma udowodnić, że rząd nie ma większości. Wniosek taki złożyła już prorosyjska partia Jurija Bojko. W rosyjskiej prasie znaleźć można spekulacje, że ten gra o stanowisko premiera w nowym politycznym układzie, który rysuje się na Ukrainie, ale póki co jest zbyt wcześnie, aby tak uważać.

    Wróćmy jeszcze na moment do sztabu wyborczego Zełenskiego. Czwarta, wpływowa w nim grupa to ludzie „regionów”, których nieformalnym szefem jest Ileju Pawliuk, choć znacznie bardziej znaną „twarzą” tej frakcji jest Dmitro Razumkow. Zarówno Pawliuk, jak i Razumkow, mieli w swej politycznej karierze związki z ekipą Janukowycza, co na Ukrainie nie jest niczym nadzwyczajnym, bo pamiętajmy, że Poroszenko był przez pewien czas ministrem w rządzie Azarowa. Razumkow był szefem młodzieżówki Partii Regionów, a Pawliuk robił dość niejasne interesy z otoczeniem byłego prezydenta Ukrainy, dziś mieszkańca, ponoć Rostowa nad Donem. Jakie to były interesy, można sobie wyobrazić, po jego ówczesnego przydomku – nazywany był bowiem „królem kontrabandy”, przez innych, nieco łagodniej „pośrednikiem w sprawach celnych” na zachodniej granicy. Jak informują dziennikarze Bihus.info, jednym z głównych zadań Pawliuka w sztabie było wynajdywanie na prowincji zamożnych ludzi, którzy mogliby legalizować środki na kampanię.

    Z ustaleń dziennikarzy wynika, że w sztabie Zełenskiego mianem „wujaszka” określano Igora Kołomojskiego, (więcej na jego temat pisałem- https://tygodnik.tvp.pl/42260095/czy-przyszlego-prezydenta-ukrainy-wybrala-moskwa-rosyjski-plan-pinokio), który nazywany też był „człowiekiem z Genewy”. Jak ujawniła na kilka dni przed drugą turą wyborów Radio Swoboda, Zełenski przynajmniej 11 razy, między lutym 2017 a czerwcem 2018 roku, latał z Kijowa do Genewy, gdzie zamieszkał Kołomojski, po tym jak opuścił kraj, obawiając się aresztowania w związku z aferą PrivatBanku. Później te wizyty ustały z tego względu, że oligarcha przeniósł się do Tel-Avivu, ale tam też Zełenski odwiedził go przynajmniej trzykrotnie, do grudnia 2018 roku. W związku z tym publicznie wypowiadane twierdzenia prezydenta - elekta o luźnych i mających profesjonalny charakter relacjach z oligarchą są dość naciągane. Ale znacznie ciekawszych informacji dostarczyły materiały dziennikarskie, mówiące o tym, że najczęściej towarzyszem lotów Zełenskiego, odbywanych zresztą prywatnym samolotem był Andrei Bohdan, prawnik wielokrotnie reprezentujący Kołomojskiego, a obecnie pracujący w sztabie wyborczym kandydata. Inni „towarzysze podróży” to blisko związany z oligarchą biznesman i jego partner w interesach Giennadij Bogoliubow, Timur Myndych i bracia Surkis, oskarżani przez obecne władze w Kijowie o afery korupcyjne.

    Jak ustalili dziennikarze Reutersa, Zełenski i Kołomojski mają wspólnych partnerów w interesach. Kandydata na prezydenta ochraniają ci sami ochroniarze, którzy w przeszłości strzegli Kołomojskiego, a przynajmniej część z samochodów używanych na potrzeby kampanii wyborczej wcześniej była używana przez ludzi oligarchy.

Dziennikarze Bihus.info skonkonfrontowali swe ustalenia z publicznymi, zarejestrowanymi przez kamery telewizyjne, deklaracjami Zełenskiego – kandydata, który mówi, że Bohdan odpowiada w jego sztabie wyłącznie za sprawy prawne, jest adwokatem, a przecież wiadomo, że adwokaci mają różnych klientów, nie zawsze takich z którymi chciałoby się publicznie pokazywać. Te dość ewidentne półprawdy, a nawet kłamstwa, nie świadczą dobrze o prezydencie – elekcie, który cała swa kampanię przeprowadził bazując na hasłach oczyszczenia Ukrainy ze starych, korupcyjnych układów.

    Niemal w przeddzień ukraińskich wyborów lokalny sąd administracyjny w Kijowie wydał trzy orzeczenia podważające legalność nacjonalizacji PrivatBanku, należącego wcześniej do Kołomojskiego. Przypomnijmy, że nacjonalizację przeprowadzono z tego powodu, że bank stał na skraju upadłości, a był wówczas największa instytucja finansową na Ukrainie (20 % sektora bankowego). Późniejsze badanie przeprowadzone przez niezależnych zagranicznych audytorów ujawniło, że Kołomojskii i jego partnerzy biznesowi, tacy jak Bogoliubow, z którym Zełenski latał prywatnym samolotem, wyprowadzili z banku 5,4 mld dolarów. Sprawa nie jest jeszcze zamknięta, ukraiński Bank Centralny już zapowiedział apelację, ale uwagę obserwatorów przykuło oświadczenie sztabu Zełenskiego, w którym zapowiedziano, po sukcesie wyborczym przeprowadzenie drobiazgowego audytu w Banku Centralnym. Taki audyt zapowiedział Dmytro Razumkow. Inne zdanie na ten temat wyraził Oleksandr Danyluk, co pokazuje, że w samym sztabie nie ma na ten temat jeszcze jednej opinii. Sygnał został wysłany i być może, tak jak sędziowie kijowskiego sadu administracyjnego, prawidłowo odczytają go w strukturach państwa. Tym bardziej, że jak napisał przed drugą turą wyborów Mustafa Nejem, znany ukraiński aktywista społeczny i dziennikarz, komentując „ekipę Zełenskiego” najdziwniejsze jest to, że nie ma w niej osób odpowiedzialnych za służbę bezpieczeństwa, sprawy wewnętrzne, prokuraturę generalną, czyli za te obszary, które pozostają w obszarze prezydenckiej odpowiedzialności i decyzji. I jego zadaniem, albo takich kandydatur wówczas kandydat a dziś prezydent – elekt nie miał, albo są to takie persony, których postanowiono nie ujawniać przed wyborami, bo mogłyby ująć głosów Zełenskiemu. Każda z tych ewentualności musi napawać niepokojem.

    Tę dłuższą niż zwyczaj notkę trzeba zakończyć kwestią polityki Rosji wobec tego co dzieje się w Kijowie. Na stole nadal leży propozycja, która padła, kiedy Medwedczuk wraz z Jurijem Bojko, pojechali przed pierwsza turą wyborów do Moskwy i tam rozmawiali z premierem Miedwiediewem oraz szefem Gazpromu Millerem. Wówczas Rosjanie zaproponowali nową gazową umowę tranzytową z Ukrainą. Rosjanie muszą ja podpisać, bo dziś wiadomo, że Nord Stream 2 nie powstanie (polityka Danii) przed końcem roku, kiedy wygasa stara. Brak umowy tranzytowej stawia Moskwę w niesłychanie niekomfortowej sytuacji – przed nowym sezonem grzewczym w Europie, a to najbardziej lukratywny rynek dla Gazpromu, mogą oni nie być w stanie dostarczyć koniecznych ilości paliwa. Grozi to stratą części rynku. Obok tego, na stole leży kwestia miliardowych odszkodowań, jakie ukraiński Naftohaz wyprocesował od Gazpromu. I dodatkowo, przed II turą, Moskwa wprowadziła kolejne sankcje, które obejmują zakaz eksportu na Ukrainę ropy, węgla i paliw. Gdybyśmy budowali listę priorytetów prezydenta – elekta w oparciu o sondaże opinii publicznej, to Ukraińcy dość zgodnie, w przeważającej większości chcą dwóch rzeczy – obniżenia opłat komunalnych (czynszów i mediów) oraz zakończenia wojny w Donbasie, w pierwszym rzędzie „powrotu naszych chłopców do domu”. I obydwa te sukcesy może dać prezydentowi elektowi Wiktor Medwedczuk, przyjaciel Putina, który już nie raz pośredniczył w rosyjsko – ukraińskich negocjacjach w sprawie zawieszenia broni i wymiany jeńców. A na dodatek w czasie ostatniej wizyty w Moskwie załatwił deklarację Gazpromu, że koncern w zamian za nową umowę tranzytową, da Ukrainie takie zniżki na gaz, że możliwa będzie 20 %, natychmiastowa obniżka stawek dla ludności.

    I to bardzo wyraźnie pokazuje w jaki sposób Moskwa zamierza rozgrywać sytuację w Kijowie – jej bronią będą pieniądze i możliwość wspomożenia nowego prezydenta i nowego rządu, który będzie mógł odnieść szybki i łatwy „sukces”. Najpewniej Moskwa taką strategią po raz kolejny zaskoczy Zachód, a nam przyjdzie obserwować czy nowe ekipa rządząca Ukrainą ulegnie tym pokusom i czym przyjdzie jej za to zapłacić.

Marek Budzisz

Salon24.pl