Tomasz Wandas: Czym dla Ciebie jest święta Rodzina? Czy da się ją dziś naśladować, a jeśli tak to w czym konkretnie?

Aleksandra Marcinkiewicz: Święta Rodzina dla mnie to trzy indywidualne osoby – Jezus, Maryja i Józef. Trzy indywidualne osoby, które połączone ze sobą niezwykłą więzią stały się wzorem dla wszystkich chrześcijańskich rodzin. Jest taki fragment w Ewangelii, w którym Jezus mówi, że ten, który wypełnia wolę Ojca, jest Mu bratem, siostrą i matką. Opierając się na tym fragmencie, każdy z nas powinien czynić wszelki wysiłek, by pełnić wolę Boga, a tym samym być włączonym do Rodziny Pana Jezusa. Jednak w wąskim znaczeniu święta rodzina to, jak wspomniałam, Jezus, Maryja i Józef. Oczywiście, że da się ją dziś naśladować. Człowiek może naśladować, kogo tylko chce – gwiazdę z tabloidów, starożytnych Rzymian, a więc także i świętą rodzinę… Mówię to z uśmiechem. Myślę, że współczesne rodziny zyskałyby wiele, gdyby pochyliły się nad wzorem Świętej Rodziny. Niewiele tak naprawdę wiemy o życiu tej rodziny, jednak zarówno te informacje, które przekazuje nam Słowo Boże jak i świadomość wyjątkowości jej członków pozwalają na stwierdzenie, że naśladować ją można przede wszystkim w miłości. Nie takiej, jaka jest nam prezentowana w komediach romantycznych. Święta rodzina wskazuje nam na miłość gotową do poświęceń, ofiary, cierpliwości, taką, która bezgranicznie ufa Bogu i odnosi się do Niego w każdej sytuacji życia. Co więcej, ma świadomość, że jej istnienie jest wpisane w plan Boga.

Jak wyglądałoby nasze życie bez wzorów, jakimi są Maryja i Józef? Co Oni i ich postawy względem trudnych sytuacji wnoszą w nasze życie?

To zależy od tego, czy stawiamy sobie Świętą Rodzinę za wzór. Jeżeli nie, nie ma to wpływu na nasze życie. Skutki braku świętości w rodzinach możemy współcześnie obserwować bardzo często.  Zdrady, rozwody, postawy egoistyczne, brak miłości, niechęć do poświęceń, miłość kojarzona jedynie z przyjemnością, zakłamanie, cierpienie, zniechęcenie, rozgoryczenie, złość, droga prowadząca nieraz od „miłości” do nienawiści, zobojętnienie, alkoholizm w rodzinie, braki w budowaniu relacji, zanik poczucia odpowiedzialności za rodzinę wśród mężczyzn, ale też i kobiet, problemy z odnalezieniem swojej tożsamości … Można tu dalej wymieniać, ale myślę, że każdy już rozumie, o co mi chodzi.. Świętość winna być celem wszystkich ochrzczonych. Nie tylko księży i zakonnic. Małżeństwo jest sakramentem – jedną z dróg prowadzących do Nieba. Dziś, kiedy mówię o tym osobom trwającym w związkach, nieraz doświadczają oni jakby przebudzenia. Ich życie nabiera innej jakości, zaczynają rozumieć sens tego wszystkiego. O tym, co postawy Świętej Rodziny wnoszą w nasze życie względem trudnych sytuacji można by wiele mówić. Warto jednak zwrócić uwagę chociażby na to, że nieraz tkwimy w trudnych sytuacjach dlatego, że nie budujemy swego życia na Bogu. Wzór Jezusa, Maryi i św. Józefa pokazuje nam, że kiedy Bóg w rodzinie jest na pierwszym miejscu, w centrum, wówczas trudności nie są wyłącznie problemem jednostki – są wyzwaniem, które rodzina pokonuje wspólnie z pomocą Boga.

W jaki sposób przygotowujesz się do małżeństwa z narzeczonym?

Myślę, że bardzo istotnym elementem przygotowania do małżeństwa jest szczera rozmowa – i chociaż to ja gadam najwięcej, to właśnie mój narzeczony nauczył mnie rozmawiać. Kiedyś byłam bardzo zamknięta i lubiłam zamiatać problemy pod dywan. Nieraz podczas takich rozmów pojawiają się silne emocje, a nawet łzy (oczywiście moje - jestem dość emocjonalna i wybuchowa). Jednak te rozmowy wnoszą do naszego związku jakby świeże powietrze, wiemy wówczas, nad czym musimy jeszcze popracować, co można zmienić w sobie, dostrzegamy swoje zalety i wady. Muszę w tym miejscu powiedzieć, że mam wyjątkowego narzeczonego. I choć nieraz podczas wymiany zdań obrażam się, czy nie chcę zaakceptować jakiejś prawdy o sobie, po rozmowie on zyskuje bardzo w moich oczach m.in. przez swoją cierpliwość, opanowanie, szacunek, który mi okazuje. Ponadto, wspólnie z narzeczonym korzystamy z różnych materiałów, jak np. nagrania DVD „Przez śmiech do lepszego małżeństwa”. Zwłaszcza ja jestem fanką wszelkich konferencji na temat narzeczeństwa, miłości, relacji m.in. ojca Adama Szustaka czy ks. Piotra Pawlukiewicza oraz książek i konferencji dr Jacka Pulikowskiego. Wiedza, którą zdobywam poprzez słuchanie czy lekturę bardzo pomaga mi przede wszystkim w kształtowaniu siebie, bo należy pamiętać, że wszelka zmiana zaczyna się w nas samych. Co więcej, często wtedy dostrzegam, że to, co wydaje mi się moim wielkim problemem, jest problemem wszystkich związków – bo ja jestem kobietą, a ON jest mężczyzną! Te różnice wręcz trzeba poznać! Ponieważ mój narzeczony (jak chyba większość mężczyzn) nie jest miłośnikiem czytania takich „babskich” książek, staram się przekazywać mu tę wiedzę w inny sposób, jak potrafię (czasami robię to dość nieudolnie). Ponadto wspólnie uczestniczymy w rekolekcjach, chodzimy na mszę, modlimy się. Nie zawsze nam wychodzi, wiadomo, że trzeba pokonywać własne opory, zawstydzenie, ale kiedy się przełamujemy, stajemy się sobie bardziej bliscy. Jak każde narzeczeństwo chodzimy też na randki, czy zwyczajnie spędzamy ze sobą czas, wspólnie odpoczywając po ciężkim dniu.

Ze swojej strony mogę powiedzieć, że w moim osobistym przygotowaniu ogromną rolę odgrywa właśnie Święta Rodzina. Daleko mi do świętości. Jestem wybuchowa, egoistyczna, próżna, często mówię coś zanim pomyślę, czym niejednokrotnie sprawiam mojemu narzeczonemu przykrość. Dlatego właśnie moimi przewodnikami są Jezus, Maryja i św. Józef. Samo nasze narzeczeństwo zaczęło się z Maryją - mój narzeczony oświadczył mi się w Medugorie, co było spełnieniem moich najskrytszych marzeń. Dzień po zaręczynach zawierzyliśmy swoją relację Maryi, dlatego wierzę, że Ona się o nas troszczy. Eucharystia, modlitwa, różaniec, regularna spowiedź, czytanie Słowa Bożego, to wszystko pomaga mi stawać się lepszym człowiekiem. A mam świadomość, że gdy będę pracowała nad sobą, będę lepszą żoną dla mojego męża i mamą dla moich dzieci. Dlatego nieustannie zawierzam siebie i naszą miłość Bogu. Gorąco polecam do posłuchania na Youtube konferencji ks. Dominika Chmielewskiego „ Od mistrza sztuk walki do kapłana” – tam pod koniec ks. Dominik pięknie mówi o tym, jaki wpływ ma relacja kobiety i mężczyzny z Maryją. Od Maryi – Najwspanialszej Dziewczyny na Świecie – pragnę się uczyć pokory, cierpliwości, ufności wobec Boga, a także oddania swemu mężowi. Maryja była posłuszna mężowi – współczesne kobiety buntują się na to zdanie, jakaś część mnie również, ale taka jest prawda. Od Niej my, kobiety, powinnyśmy się uczyć szacunku do naszych mężczyzn, budowania ich silnej pozycji w rodzinie, angażowania go w sprawy rodziny, pomagania mu w realizowaniu swojej roli w rodzinie, której nie da się niczym zastąpić. Mężczyzna powinien być głową rodziny, jej obrońcą i przewodnikiem – tego uczy nas wzór Świętej Rodziny. I w swojej formacji do małżeństwa proszę Boga o to, abym nie była przeszkodą dla mojego męża w realizowaniu tej ważnej roli.

Czym jest narzeczeństwo i jak według Ciebie dobrze ten czas wykorzystać?

Posłużę się tu słowami św. Joanny Beretty Molli, że narzeczony potraktowany jako dar od Boga może pomóc nam w pokonywaniu własnych słabości i posłużyć do naszego wzrostu. Mówiła ona również, że kochana osoba, postawiona nam na drodze życia jest niesamowitą łaską. Niedawno odkryłam te słowa, ale służą mi one za drogowskaz. Traktuję narzeczeństwo, jako okres przygotowań. Niekoniecznie bukietów, ustawienia stołów na sali weselnej, poszukiwania sukni ślubnej etc., ale właśnie własnego serca na stanie się gotową na to, aby ślubować mojemu narzeczonemu świadomie i z ochotą, że chcę przy nim trwać aż do śmierci, niezależnie od tego, co będzie się działo. Wiem, że do końca życia będziemy się uczyć takiej miłości, ale ważne żeby właśnie podczas narzeczeństwa nastawić GPS swojego serca na taką czystą miłość, która szuka szczęścia i zbawienia tej drugiej osoby. To trudne, ale nie niemożliwe. Czas narzeczeństwa powinien być czasem, w którym w pełnej wolności dajemy sobie możliwość zatrzymania sie nad pewnymi kwestiami. Zarówno tymi materialnymi jak i duchowymi. Warto skupić się na głębszym poznaniu siebie, dostrzeżeniu, że jesteśmy tylko ludźmi, mamy wady, mamy gorsze dni, bywamy okropni dla siebie… Na zrozumieniu, że nie jesteśmy parą ideałów i jesteśmy sobie dani, by się wspierać – to nieraz bardzo trudne.

Co to znaczy przeżyć życie po chrześcijańsku? Czy to droga smutku, cierpienia i trudności czy radości?

Dla mnie, na tym etapie, na którym się znajduję to znaczy iść za Jezusem, naśladować Go, podnosić się po każdym upadku, oczyszczać się przez sakrament spowiedzi, odkrywając ciągle na nowo prawdę o nas samych, która nieraz wcale nie jest przyjemna. Życie po chrześcijańsku to postawienie Jezusa na pierwszym miejscu naszego życia, trwanie w żywej relacji z Nim. Relacji, która odmienia wszystko. Z pewnością, jak to w życiu, na drodze kroczenia za Jezusem napotykamy i smutek i trudności i cierpienie, ale z Nim to wszystko jest do pokonania. Kiedy żyjemy z Nim radość staje się stanem naszego ducha – nie można jej mylić z wiecznie uśmiechniętą buzią, pasmem sukcesów, brakiem smutku. Radość w Panu jest tlącą się wiecznie w sercu nadzieją, że wszystkie przeciwności jakie napotykamy mają sens i że On jest zawsze z nami. Kiedyś myślałam, że idąc z Chrystusem trzeba się wyrzec wielu rzeczy i że to się nie opłaca. Dziś wiem, że te wyrzeczenia są konsekwencją Miłości. Tak jak w związku, gdy mój narzeczony powie mi, że coś go bardzo rani, będę starała się tego nie robić.

Jak katolik przeżywa/świętuje Nowy Rok? Da się bawić i przy tym być dobrym chrześcijaninem?

To zależy od decyzji katolika – może, na przykład, zamknąć się w pokoju z różańcem, może iść na nocne czuwanie, ale może też pójść na imprezę! Przykładowo w zeszłym roku spędziliśmy sylwestra na pielgrzymce, uczestnicząc o północy w uroczystej Mszy Świętej. W tym roku mam zamiar uczestniczyć w dziękczynnej Mszy Świętej za rok, który się kończy, a później udajemy się wraz z narzeczonym i znajomymi na zwyczajny bal sylwestrowy. Będziemy jeść, tańczyć i bawić się, miejmy nadzieję, do białego rana! Dobry chrześcijanin wręcz powinien się dobrze bawić! Jest czas na skupienie i wyciszenie i jest też czas na zabawę. Oczywiście wówczas, tak jak i na co dzień, należy pamiętać o godności bycia uczniem Jezusa Chrystusa! Ale zabawa na poziomie jest jak najbardziej wskazana, zwłaszcza w Sylwestra! Jak to mówią „z gębą jak cmentarz świata nie zbawisz”!

O czym warto pamiętać przy żegnaniu starego roku i wchodzeniu w nowy?

Warto dać sobie moment na zrobienie „przeglądu”  ostatniego roku – rozważenie, co było dobre, a co złe. Warto podziękować Bogu zarówno za jedno i za drugie. Warto wyciągnąć wnioski z sytuacji, które miały miejsce i zastanowić się, co mogę zrobić lepiej w przyszłym roku. Co mogę zmienić w sobie, aby kolejny rok przeżyć jeszcze lepiej. Należy pamiętać, że należy stawiać sobie dobre i mądre cele. Warto kontynuować dobre dzieła rozpoczęte w poprzednim roku. Myślę, że przy wchodzeniu w nowy rok myśl, że nie jesteśmy w stanie wszystkiego zaplanować i nie nad wszystkim mamy kontrolę może okazać się kojąca. Przy żegnaniu starego roku i wchodzeniu w nowy warto wziąć głęboki oddech, chwycić się Jezusa i z odwagą ruszyć przed siebie.

Bardzo dziękuję za rozmowę