Wysiłek ten jest nieodzowny, jeśli chcemy nasze dzieci wychować na ludzi dojrzałych, mądrych, wrażliwych, pełnych miłości i szacunku dla drugiego człowieka. Bycie matką, przy całym pięknie tego stanu, bywa chwilami również frustrujące. Bo choć wkładamy bardzo dużo pracy i zaangażowania w opiekę nad dziećmi, efektów naszej pracy od razu nie widać. Tymczasem, jak radzi Jill Savage, autorka książki „Mama – najlepszy zawód na świecie”, frustracje miną, jeśli uda nam się przewartościować nasze myślenie o macierzyństwie. Książka ta bardzo dowartościowuje kobiety, które wybrały taki właśnie sposób realizacji swojej kobiecości. Savage, pełnoetatowa mama, wiele elementów związanych z macierzyństwem wyjaśnia i porządkuje. A przede wszystkim pokazuje, że czasem warto jest żyć trochę biedniej, by w zamian dać dzieciom siebie. Bo to będzie procentować w przyszłości. Bo dzieci naprawdę nie potrzebują całego pokoju drogich zabawek, tylko obecności rodziców. „Najcenniejszy dar, jaki możemy ofiarować innym, to nasza obecność. Kiedy obdarzymy uwagą tych, których kochamy, rozkwitną oni jak kwiaty” – mądrość Thich Nhat Hanh cytuje Rachel Macy Stafford. 

         Praca mamy to nie tylko wykonywanie codziennie tych samych czynności, to nie tylko szykowanie posiłków, odwożenie dzieci do szkoły czy na zajęcia pozalekcyjne. To przede wszystkim powołanie, w którym – znów posłużę się słowami Jill Savage – niezbędne jest inwestowanie kolejnych lat swojego życia w życie innego człowieka, powołanie wymagające bezwarunkowej miłości i poświęcenia.

Krytycznych słów pod adresem kobiet, które zrezygnowały z życia zawodowego na rzecz wychowania dzieci, nie brakuje. Mówi się o nich pogardliwie, że siedzą w domu, że są kurami domowymi. Praca w domu jest niestety bardzo często niedoceniania przez innych. Współczesny świat mówi nam, że warte jesteśmy tyle, ile mamy na koncie. Naszą wartość określa się przez pryzmat stanowiska, jakie zajmujemy. Bardzo się buntuję przeciwko takiemu stawianiu sprawy.  Oliwy do ognia dolewają niestety środowiska feministyczne, które co prawda mówią o tym, że kobieta powinna mieć wybór, ale w ich myśleniu wybór ten sprowadza się do jednego – do robienia kariery. Tymczasem kobieta jest tak stworzona, że tylko ona może najpierw nosić pod sercem swoje dziecko, potem je urodzić i wykarmić. To kobieta ukierunkowana jest na relacje i posiada silny instynkt opiekuńczy.

         Chciałabym być dobrze zrozumiana, nie postuluję zamknięcia kobiet w domu. Chciałabym tylko dać sygnał kobietom, które chcą być ze swoimi dziećmi w domu, że ich praca jest ważna i bardzo potrzebna. Żeby one się nie frustrowały. „Siedzenie w domu” to tak naprawdę stan umysłu, a dzieci bynajmniej nie uwsteczniają, tylko mobilizują do pracy i kreatywności.

Jakiś czas temu czytałam artykuł, w którym rozważano czy matka niepracująca zawodowo to utrzymanka czy leń! Kobiety, które pracują zawodowo a potem i tak muszą jeszcze prowadzić dom, ugotować, zrobić pranie itd. zarzucały kobietom, które nie pracują, że one cały dzień siedzą i oglądają telewizję, a dzieci biegają samopas. Z drugiej strony mamy które wybrały bycie z dziećmi też próbowały walczyć i się bronić. Ale nie dajmy się zwariować! W tej dyskusji ciągle mówimy o prawach kobiet i o prawach pracodawców, a gubi nam się istota całego problemu, czyli dziecko. Ono też ma swoje prawa i swoje potrzeby. Nikt nie mówi, ile ono traci, kiedy jest pozbawione, zwłaszcza w pierwszym okresie życia, kontaktów z mamą. Dzieci potrzebują bliskości matki, bo z życia płodowego pamiętają chociażby jej bicie serca. Poza tym mówi się, że kobiety, które wychowują dzieci i nie pracują zawodowo, wiele tracą, że życie im ucieka, że wszelkie atrakcje tego świata je omijają. A ja się pytam, czy kobiety, które muszą wrócić do pracy, bo często muszą, bo z jednej pensji nie da się przeżyć, czy one czegoś w życiu nie tracą? Czy one przypadkiem nie tracą tego niesamowitego okresu życia dziecka, kiedy uczy się ono chodzić, wypowiada pierwsze słowa, zaczyna pokazywać mnóstwo emocji. Nie, o tym się nie mówi. Dziecko jest nieważne. To my tylko tracimy, bo w domu jest nudno, a w pracy zawsze jest super. Tymczasem i w domu, i w pracy są lepsze i gorsze dni. I w domu, i w pracy nie zawsze wszystko nam wychodzi tak, jakbyśmy chciały.

Feministki roztaczają przed kobietami, które zrezygnowały z kariery zawodowej, kasandryczne wizje dotyczące przyszłości. Ja sama ciągle słyszę pytanie, czy nie boję się, że mąż pewnego dnia mnie zostawi z gromadką dzieci? Otóż, nie, nie boję się.  Skoro daliśmy życie dzieciom, to jesteśmy odpowiedzieli za to, jakimi ludźmi będą w przyszłości, jakie wzorce im przekażemy. Jeśli zbudujemy trwałą rodzinę, opartą na silnych fundamentach, jest bardzo duża szansa, że taki model nasze dzieci będą realizowały w przyszłości w swoich rodzinach. Warto myśleć o tym także w Dzień Matki.

I na ten jeden dzień w roku warto też zarzucić wszelkie spory, które między nami kobietami są zupełnie niepotrzebne. Bo dla naszych dzieci i tak jesteśmy jedyne i najukochańsze.

 

Małgorzata Terlikowska