Opublikowane przez RMF stenogramy to kłamliwa medialna odpowiedź na książkę Jürgena Rotha, która lada moment ukaże się w Niemczech. Jest to próba powtórzenia wszystkich bzdur, jakie słyszeliśmy dotąd nt przyczyn katastrofy smoleńskiej - w obliczu nowych i rzeczywiście istotnych ustaleń niemieckiego dziennikarza śledczego.

Możemy uznać, że w 36. pułku nie działo się najlepiej i że zarzuty podnoszone wobec pilotów tego pułku (niekoniecznie tych, którzy lecieli Tuplewem), mogą mieć jakieś uzasanienie. Natomiast nie wierzę, żeby miało to istotne przełożenie na to, co stało się w Smoleńsku.

Od kilku lat mamy do czynienia z różnymi wersajmi rzekomo tych samych zapisów, różniących się między sobą długością. Na innym zapisie pracuje MAC, na innym prokuratura rosyjska, jeszcze inny mają w swojej dysozycji Polacy. Jest w tej sytuacji oczywiste, że zapisem taśm manipulowano, że usuwano z nich jakieś informacje. Nie można też wykluczyć, że coś zostało dołożone. Te pytania należy postawić ekspertom i to najlepiej ekspertom niepracującym na polityczne zlecenie. Myślę, że dobrą praktyką byłoby oddanie sprawy w ręce międzynarodowego śledztwa - obiektywnych, niezaangażwowanych politycznie podmiotów - do czego zresztą od samego początku dąży Antoni Macierewicz. Przed takim śledztwem strona rządowa broni się rękami i nogami z histeryczym lękiem przed tym, co mogłoby ono wykazać.

Not. ed