Były minister obrony narodowej, Antoni Macierewicz ocenił, że reakcja na agresywne działania Rosji może być tylko jedna. I nie jest to, bynajmniej, dyskusja o sankcjach. 

"Polska powinna uruchomić w NATO wielki dzwon alarmowy. Jeśli my tego nie zrobimy, to nikt inny tego nie zrobi. Polska wraz z krajami bałtyckimi i Rumunią jest – poza Ukrainą - najbardziej narażona na konsekwencje tego, co stało się na Morzu Azowskim"- podkreślił Macierewicz w rozmowie z portalem Niezależna.pl. Rosyjska agresja wobec Ukrainy na Morzu Azowskim stanowi zagrożenie dla całej południowej flanki NATO- wskazał poseł Prawa i Sprawiedliwości. Zdaniem byłego ministra, wydarzenia w cieśninie kerczeńskiej są czerwonym sygnałem dla Paktu Północnoatlantyckiego. 

"Przez cztery ostatnie lata na Ukrainie wojna toczyła się przy narastającej obojętności Europy Zachodniej i aprobaty dla strony rosyjskiej, a nawet więcej niż aprobaty – w latach ubiegłych, choć utrzymywano sankcje, to w wymiarze politycznym Niemcy i Francja prześcigały się w deklaracjach i działaniach prorosyjskich"- zauważył przewodniczący podkomisji smoleńskiej. W ocenie polityka, dla Władimira Putina był to znak, że może rozszerzyć agresję. 

Były szef MON podkreśla, że w tej sytuacji pozostaje jedna reakcja- nie dyskusje o sankcjach i nie oświadczenia...

"Tylko podjęcie działań, które doprowadzą do przywrócenia całości terytorium Ukrainy i zmuszą Rosję do wycofania się z zajętego obszaru. Jeżeli NATO i UE nie podejmie takich działań, to Rosja uzna, że ma wolną rękę do dalszej agresji"- ostrzegał Macierewicz. W ocenie posła, stała baza wojsk amerykańskich w Polsce, tzw. "Fort Trump", jak określił ją prezydent Andrzej Duda podczas wizyty w Waszyngtonie, nie pozostaje bez znaczenia, gdyż Rosjanie w tym momencie doskonale zdają sobie sprawę, że nadejdzie dzień, gdy nie będą już mogli bezkarne podjąć agresji. 

Rosja może w Europie Środkowo-Wschodniej ugrać tyle, ile zdoła dokonać przed stałą obecnością wojsk USA w regionie- uważa polityk. W związku z tym były szef MON zaapelował do obecnego kierownictwa resortu, jak i do MSZ o przyspieszenie działań związanych z Fortem Trump, a także "skoncentrować je w tych punktach struktury politycznej USA, które są najbardziej przyjazne i sprzyjające Polsce, a nie tych, które od dawna są nam nieprzychylne, co jest po prostu działaniem bezużytecznym - tracimy czas, energię i największą szansę oraz wyzwanie zagwarantowania Polsce bezpieczeństwa"- podkreślił. 

Przewodniczący podkomisji smoleńskiej wskazał, że punktami przychylnymi Polsce są: przede wszystkim Biały Dom, ale również "wielu kongresmenów". 

yenn/Niezależna, Fronda.pl