W dzisiejszej ,,Gazecie Polskiej'' czytamy o bardzo interesującym nagraniu z kamer przemysłowych na lotnisku w noc przed startem Tu-154M. Przed 5:00 nad ranem 10 kwietnia 2010 roku ktoś był obecny i wykonywał niesprecyzowane czynności przy lewym skrzydle Tupolewa, w dodatku w miejscu, gdzie według ustaleń ekspertów podkomisji smoleńskiej miało dojść do wybuchu.

Z szybkimi ,,wyjaśnieniami'' pospieszył natychmiast Maciej Lasek, w latach 2010-2016 przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Lasek na Twitterze przyznał, że nagranie jest prawdziwe, ale próbował przekonywać, że nie ma się czym zajmować, bo sprawa jest w pełni przejrzysta.

,,Między godzinami 4.00 a 5.40 rano 6 techników z 36splt [36. Specjalny Pułkt Lotnictwa Transportowego - red.] wykonywało obsługę bieżącą samolotu Tu-154M. Opisane w raporcie. Oczywiście zapis z kamer przemysłowych był dostępny podczas prac Komisji Millera i zapewne prokuratury też'' - napisał Lasek.

,,O 5.05 rozpoczęła się próba silników, a o 5.30 kontrola pirotechniczna. O 6.30 załadowano do luków samolotu bagaż. Przed 7.00 miejsca zajęli ostatni pasażerowie i oczekiwano na przybycie Prezydenta'' - dodał w kolejnym twittcie Lasek.

Wszystko byłoby więc rzeczywiście jasne i wytłumaczalne, gdyby nie ,,mały'' szczegół. Na kamerach przemysłowych widać, że przy lewym skrzydle ktoś pracuje używając latarki aż 15 minut. Według eksperta podkomisji smoleńskiej cytowanego przez ,,GP'' jest to ilość czasu zdecydowanie przekraczająca zwykłe procedury. Cały kwadrans technicy mogliby spędzić wyłącznie, gdyby chodziło o jakąś poważną awarię, a jednak takiej przed odlotem nie zanotowano.

Pytanie więc, dlaczego tak długo ktoś - nie wiadomo, czy byli to technicy, czy ktoś inny, bo na kamerach tego nie widać, jest zbyt ciemno - przebywał przy lewym skrzydle? I to akurat w tym miejscu, w którym prawdopodobnie doszło do wybuchu? Tego Maciej Lasek już nie wyjaśnia.

mod/twitter, ,,gazeta polska''