Białoruskie władze nie ustają w prześladowaniu białoruskiej opozycji. 69-letniej działaczce skonfiskowano na poczet grzywien mikrofalówkę i pralkę, nałożono też  areszt na jej ogródki działkowe. Na prześladowanie opozycji wskazuje w swoim raporcie specjalny sprawozdawca ONZ ds. sytuacji na Białorusi, Miklós Haraszti.

O sprawie pisze portal KRESY24.pl

Komornicy weszli do mieszkania 69-letniej emerytki podczas jej nieobecności.

„Kar za udział w akcjach nazbierało się na 40 milionów rubli (ok.8 tys. złotych), na rozprawy sądowe nawet już nie chodzę – nie widzę sensu, po co tracić czas? – powiedziała Białoruskiemu Centrum Dokumentacji kobieta.

– Za pierwszym razem, komornicy przyszli pod moją nieobecność. W domu był syn, spisali rzeczy, które były w domu. Napisałam pismo do sądu, że nie zgadzam się z  ich decyzją, ponieważ rzeczy te nie są moją własnością, tylko moich dzieci. Otrzymałam odpowiedź, że według nich wszystko odbywa się zgodnie z prawem. Tydzień później przyszli zabrać opisane w protokole rzeczy: dwóch mężczyzn w cywilu i dwóch komorników.

Nie pozwoliłam im wejść do mieszkania, wezwałam milicję. Komornicy wszystko filmowali. Kiedy patrol milicji przybył, powiedziałem im, że chcą nas okraść. No bo na jakiej podstawie zabierają rzeczy, które nawet do mnie nie należą? Są moich dzieci, wnuków i prawnuków. Wnuczka musi teraz ręcznie prać ubranka siedmiomiesięcznego dziecka. A oni przecież nie są niczemu winni”.

Kobieta poinformowała, że zajęte zostaną również dwie jej działki, na których uprawia warzywa i owoce, dzięki którym przy głodowej emeryturze jest w stanie przeżyć.

„Powiedziałam im, że jeśli mi i te działki zabiorą, będę i tak na nie przyjeżdżała – dopóki nie umrę. Ale oni już sobie upatrzyli moją ziemię. Właśnie kilka dni temu dostałam wezwanie do sądu – za udział w akcji „Plac flagi narodowej”. Pewnie kolejne grzywny mi zasądzą” – powiedziała emerytka.

Białoruskie władze nie chcąc sprawiać kłopotu Zachodowi, odstąpiły ostatnio od spektakularnego skazywania działaczy na odsiadki, ale przyjęły za to nową taktykę, chyba dotkliwszą, bo spychającą  opozycję na margines życia społecznego – konfiskaty mienia.

Odczuł ją na własnej skórze choćby lider Zjednoczonej Partii Obywatelskiej Anatoli Lebiedźka, któremu skonfiskowano samochód, odcięto telefon, nawet na garaż należący formalnie do jego żony został nałożony areszt. Z podobną sytuacją zetknął się były kandydat w wyborach prezydenckich na Białorusi Mykoła Statkiewicz. W styczniu br. obrońca praw człowieka Aleś Bialacki został pozbawiony udziału w mieszkaniu, w którym mieszka z rodziną.

Ostatnio na sile przybrała fala wyroków skazujących na grzywny „za udział w nielegalnych akcjach” oraz za „niepodporządkowane się poleceniom milicji”. I nie są to symboliczne grzywny, każda z nich wynosi ok. 1500 – 1800 złotych, czyli przekracza wysokość pensji.

Kilka dni temu na grzywnę skazano pierwszego przywódcę niepodległej Białorusi Stanisława Szuszkiewicza. Trudno już nawet policzyć, ile razy w 2016 roku skazywano takich działaczy i polityków jak Labiedźka, Statkiewicz, Niaklajeu, Statkiewicz, Leanid Kułakau, Wiaczesław Siwczyk, Maksim Winiarski, czy Aleś Makajeu albo Nina Bagińska.

Na kwestię prześladowania opozycji wskazuje też  specjalny sprawozdawca ONZ ds. sytuacji na Białorusi, Miklósa Haraszti. W raporcie, który zostanie zaprezentowany podczas 32. sesji Rady Praw Człowieka ONZ w Genewie (13 czerwca – 1 lipca), Haraszti wskazuje, że pomimo zniesienia sankcji, reżim Łukaszenki nie podjął żadnych kroków w kierunku demokratyzacji kraju, a sytuacja w dziedzinie przestrzegania praw człowieka na Białorusi nie uległa zmianie. Raport zawiera informacje otrzymane przez specjalnego sprawozdawcę do 31 marca 2016 r.

kad/kresy24.pl