"Bratnia Ukraina walczy o swoją wolność" — powiedział w piątek Aleksander Łukaszenka.

Cała wypowiedź prezydenta Białorusi jest oczywiście bardziej zniuansowana. Na spotkaniu z naukowcami i nauczycielami powiedział, że „nam (czyli Bialorusinom – PS) niepodległość dostała się bardzo tanio. Wszystkie inne narody musiały o nią się bić; dzisiaj walczy nasza bratnia Ukraina. Nie wolno nam doprowadzić do takiej sytuacji. Jesteśmy narodem pokojowym”. I dodał, że Białoruś walczy o niezależność w sferze ekonomicznej – „gospodarczo, nie zbrojnie ani politycznie”.

Pomimo tego słowa Łukaszenki są jego chyba najdalej jak dotąd idącą wypowiedzią, w której daje on wyraz poparciu dla Ukrainy i, pośrednio, potępieniu rosyjskiego ekspansjonizmu. Potępieniu polityki budowy „ruskiego miru”, którą czuję się coraz bardziej zagrożony. Kierowane przez Łukaszenkę państwo ostrożnie przeciwstawia się tu Putinowi. Ostrożnie, między innymi dlatego, że samo przez dekady budowało swoją mitologię m.in.na idei łączności Mińska z Moskwą. I na skutek tego (choć np.w służbach specjalnych już kilka lat temu przeprowadzono antyrosyjską cząstkę) nie może być pewne, że w przypadku ostrzejszego konfliktu z Kremlem ukształtowane przez ten mit białoruskie elity zachowają wobec niego lojalność.
Teraz jednak narastające obawy zdają się dyktować minskiemu dyktatorowi bardziej stanowczą politykę.

Te obawy związane są m.in.ze założeniem się tegorocznej edycji wspólnych białorusko-rosyjskich manewrów „Zapad”. W tym roku Rosja planuje zalać Białoruś zupełnie bezprecedensową liczbą żołnierzy i sprzętu. Niewypowiedzianą obawą Mińska jest, że po zakończeniu ćwiczeń Kreml wymusi, iż część tych jednostek już na Białorusi pozostanie, grożąc władzom republiki interwencją w wypadku zbyt daleko posuniętej niesubordynacji. Niektórzy eksperci otwarcie formułują takie obawy.

Alternatywą mogłoby być wejście z Putinem w otwarte polityczne starcie, czego jednak Łukaszenka nie chce z przyczyn sygnalizowanych wyżej. Na wschód od naszej granicy zaczynają więc dziać się rzeczy interesujące. I bardzo ważne – nie muszę chyba tłumaczyć, że rosyjskie czołgi, a przede wszystkim samoloty pod Grodnem dramatycznie zmieniłyby naszą sytuację. Warto więc przyglądać się temu, co się dzieje. I, jak sądzę, wspierać Łukaszenkę w jego oporze – mimo że nie jest bohaterem naszej bajki.

emde/Jagiellonia.org