Eryk Łażewski, Fronda.pl: W swoim artykule na temat tak zwanej „Konfederacji Propolskiej”, opublikowanym w ostatnim numerze tygodnika „Do Rzeczy”, pisał Pan głównie o wykładzie Sławomira Mentzena – wiceprzewodniczącego partii KORWIN, zatytułowanym "I kto tu jest szurem?". Wykład ten, wygłoszony dwudzistego piątego kwietnia w Krakowie, był poświęcony przebiegu eurokampanii Konfederacji, której KORWIN jest częścią (nagranie można znaleźć w Internecie). Pisał Pan też o widocznych we wspomnianym wystąpieniu, cynizmie  i graniu na emocjach przez polityków Konfederacji. Czy jednak, nie należałoby tu raczej mówić o cynizmie liderów partii KORWIN. Ze wspomnianego wykładu wynika bowiem, że to właśnie w ramach partii KORWIN robiono badania, z których wynika, że warto być radykalnym. I z tego powodu, dołączono do KORWIN-a innych: Grzegorza Brauna, Kaję Godek, Ruch Narodowy. Wydaje się więc, że zostali oni potraktowani instrumentalnie przez partię KORWIN. Czy zgodziłby się Pan z taką diagnozą?

Łukasz Warzecha, dziennikarz, publicysta tygodnika „Do Rzeczy”: Nie, dlatego, że do polityki nie idą dzieci. Kto dołącza do takiego sojuszu (ten sojusz rządzi się takimi prawami, ma takie cele, jak opisał Sławomir Mentzen), to rozumiem, że robi to świadomie. A skoro robi to świadomie, to godzi się na to, że funkcjonuje tam w określonej roli. I, że określonymi zasadami cały ten sojusz się rządzi. I tutaj zwalanie winy tylko na partię KORWIN, czy konkretnie na Sławomira Mentzena, nie ma sensu. Po prostu, wszyscy, którzy w tym projekcie są, firmują określone poglądy i metody swoimi nazwiskami.

Wspomniał Pan o graniu na emocjach przy okazji omawiania tak zwanej „Piątki Konfederacji (Nie chcemy Żydów, homoseksualistów, aborcji, podatków i UE)” ogłoszonej przez pana Mentzena w ramach wykładu, o którym była mowa w pierwszym pytaniu. Dodajmy, że "Piątka" ta stanowi hasłowe zestawienie postulatów Konfederacji , głoszonych w czasie jej obecnej kampanii wyborczej. Stwierdził też Pan, że nie uważa jej za program. Sam jej twórca uznał jednak swoja „Piątkę” za program. Czy nie należy więc, uznać ją po prostu za program negatywny? Z czego by zresztą wynikało, że Konfederacja nie ma programu pozytywnego, co na pewno osłabia jej wiarygodność.

To wszystko trochę inaczej wygląda. Dlatego, że w swojej odpowiedzi na mój tekst, Sławomir Mentzen potraktował jeszcze inaczej tą swoją „Piątkę”. Mianowicie, stwierdził, że to w ogóle był po prostu swego rodzaju żarcik. A on wygłaszał coś w rodzaju stand-upu. To tłumaczenie wydaje mi się mocno absurdalne. To znaczy, są dwa wyjaśnienia tego: albo Sławomir Mentzen nie zdaje sobie sprawy z tego, jaką siłę oddziaływania ma słowo wygłaszane w określonych okolicznościach (no, to by raczej o nim źle świadczyło), albo zorientował się, że palnął coś niemądrego i wagę tego próbuje teraz pomniejszyć. Z całą pewnością tego, co on tam powiedział, nie można traktować jako żarciku w ramach jakiegoś stand-upu. Bo to nie był występ komediowy w kawiarni, tylko było to wystąpienie jednego z liderów formacji politycznej. To jest pierwsza kwestia.

Druga kwestia: nie wiem, czy można mówić tutaj wyłącznie o programie negatywnym. Jednak broniąc trochę Konfederacji, trzeba powiedzieć, że „program negatywny” w ścisłym tego słowa znaczeniu oznacza, że czemuś się tylko zaprzecza, że się tylko na coś reaguje. Natomiast, na przykład postulat, żeby całkowicie zakazać aborcji, czy też zakazać jej przynajmniej w przypadku dzieci, które są chore, czyli tak zwanej „aborcji eugenicznej”, może brzmieć jako program negatywny, ale to tak naprawdę jest program pozytywny. „Programem negatywnym” więc, możemy nazywać taki, który jest „programem reaktywnym”: powstaje w reakcji na czyjąś inną ofensywę, na czyjeś inne propozycje. A tutaj jednak mamy do czynienia z programem pozytywnym, aczkolwiek brzmi on rzeczywiście bardzo negatywnie.

Rozumiem. No to kolejna sprawa: napisał Pan, że Konfederacja może być czymś w rodzaju Jobbiku na Węgrzech. Czy to nie znaczy, że tak jak Jobbik, a wcześniej w Polsce Liga Polskich Rodzin, w końcu Konfederacja  przesunie się do centrum „sceny politycznej”, w miarę tego, jak się wzmocni? Tak by to przynajmniej mogło wynikać z wykładu pana Mentzena: jak ktoś jest mocny politycznie, to sięga ku centrum.

Ja prawdę mówiąc, czegoś takiego w wykładzie Sławomira Mentzena  nie usłyszałem. Prawdą jest, że tak się rzeczywiście stało z Jobbikiem. Ja się odnosiłem do Jobbiku, celowo pisząc o tym, jak było przez wiele lat, ale niekoniecznie, jak jest teraz. Bo w tej chwili Jobbik zmienił mocno swoje położenie. „W tej chwili”, powiedzmy: w ciągu ostatnich kilkudziesięciu miesięcy, zmienił mocno swoje położenie na węgierskiej scenie politycznej i stał się praktycznie partią bardziej centrum, niż (pod wieloma względami) Fidesz. Ale od tego momentu Konfederacja jest bardzo daleko, jeżeli w ogóle. Ja miałem na myśli to, że na tle jej obecnego wizerunku i obecnych postulatów, PiS wypada jako partia absolutnie umiarkowana. PiS zresztą, w ogóle nie jest partią skrajności w żadnej sprawie. On jest tylko tak prezentowany. Natomiast Konfederacja może mu tutaj dać bardzo wygodne i przyjemne pole do tego, żeby się w ten sposób prezentować (na przykład wobec europejskich partnerów). I w tym sensie, jej [Konfederacji] powstanie może być dla Pis-u korzystne.

Chciałbym jeszcze, aby Pan skomentował wypowiedź jednego z kandydatów Konfederacji. Mianowicie pan doktor Stanisław Krajski porównuje tą „Konfederację Propolską” do Konfederacji Polski Niepodległej (KPN). Twierdzi bowiem, że w tamtej pierwszej Konfederacji wszystkich łączyła niepodległość. I tak samo, jest w tej drugiej Konfederacji. Z czego zresztą wynika niechęć do Unii Europejskiej, która naszą niepodległość (suwerenność) ogranicza.

Trudno mi się odnosić do takiego bardzo hasłowego stwierdzenia. Ono się wpisuje w to, co mówił Sławomir Mentzen. Mianowicie, ja mogę tylko powtórzyć, że był tam postulat wyjścia z Unii Europejskiej (wbrew temu, co znów napisał Sławomir Mentzen w odpowiedzi na mój tekst, twierdząc, że on tam nigdzie nie powiedział, że Konfederacja postuluje wyjście z Unii Europejskiej), No, oczywiście, że powiedział! Bo do tego sprowadza się hasło „Nie dla Unii Europejskiej”. I nie ma żadnych wątpliwości, że Konfederacja jest formacją, która to właśnie postuluje. Zresztą, sami jej politycy się tym chwalą. Mówi to zupełnie otwarcie między innymi Krzysztof Bosak. A więc ja odczytuję po prostu to stwierdzenie, które pan mi zacytował, jako dalszy ciąg tego postulatu, czy tego punktu programowego. Natomiast za tym nic dalej nie idzie. To jest po prostu czysta fikcja, czy fantasmagoria. Każdy, kto ma jakieś poczucie realizmu politycznego wie, że (pomijając już w ogóle dyskusję o tym, czy warto by było z Unii Europejskiej wychodzić, czy nie) byłby to proces niezwykle skomplikowany, obarczony ogromnymi ryzykami, wymagający bardzo skrupulatnego podejścia prawnego. Bo przecież Polska już zaadoptowała właściwie prawie cały, czy cały „acquis communautaire [prawny dorobek Wspólnoty]”. Jesteśmy z tym na bieżąco. Ten postulat więc [wyjścia z Unii Europejskiej], to jest czysto wiecowe hasło. Tam kompletnie nic za tym nie stoi. Nie stoi za tym żadne przemyślenie, nie stoi za tym żadna głębsza koncepcja, nic! To jest wiecowe hasło.

Kolejny aspekt geopolityczny. Robert Winnicki uważa, że nazywanie Konfederacji „ruskimi agentami” to prostu walka z tą formacją. Pan zdaje się sugerować coś innego. Przynajmniej pewnego rodzaju lekkomyślność Konfederacji, jeżeli chodzi o relacje z Rosją.

No, ja na pewno nie nazwałbym nikogo z Konfederacji „ruskim agentem”, bo nie ma na to żadnych dowodów. Uważam też, że taka retoryka niczemu nie służy. Taka skrajna retoryka bardzo często się pojawia w dyskursie politycznym, ale z niej kompletnie nic nie wynika. Natomiast, na pewno trzeba zauważyć, że tam ta lekkomyślność funkcjonuje, ale ona też wpisuje się w co najmniej amerykańskosceptyczny kurs Konfederacji. Ja też jestem sceptykiem, jeżeli chodzi o jakość stosunków polsko – amerykańskich. Natomiast, znów mam wrażenie, że tam brakuje realizmu politycznego. To, że nasze stosunki ze Stanami Zjednoczonymi nie są oparte na zasadach równości (trudno, zresztą może, żeby były, bo dysproporcja potencjałów obu państw jest druzgocąca), ale ten brak partnerstwa widać w bardzo wielu sytuacjach. I na to otwarto zwracać uwagę. I tu, mogę nawet powiedzieć, że Konfederacja robi dobrą robotę. Ale jednak sytuacja, w której jej liderzy bez żadnego oporu wypowiadają się (w celu zupełnie dla mnie niezrozumiałym) dla kremlowskiej telewizji „Sputnik”, jest (w kontekście właśnie tych uwag dotyczących  stosunków ze Stanami Zjednoczonymi) bardzo dziwaczna. Ja czytałem oczywiście takie uzasadnienia, usprawiedliwienia, ze strony głównie wielbicieli Konfederacji, że „no, gdzie się mają wypowiadać, skoro polskie media nie chcą z nimi rozmawiać”. No, rzeczywiście, nie chcą w wielu przypadkach. Ale można zadać sobie pytanie: A co mianowicie daje rozmowa ze „Sputnikiem”? Jaka jest widownia „Sputnika” w Polsce, czy czytelnictwo ich portalu? Po co oni [politycy Konfederacji] to robią? Po co legitymizują medium, które jest po prostu tubą kremlowskiej propagandy? To niestety budzi ogromne wątpliwości, których wyjaśnienia nie chce tutaj przedstawiać, ponieważ nie ma żadnych dowodów, że stoi za tym jakiś spiskowy plan, ale co najmniej można mówić o lekkomyślności, tak jak to zaznaczyłem w swoim tekście.

Jeszcze ostatnia sprawa. Sprawa Żydów. Wydaje się, że antyamerykanizm Konfederacji w jakiejś mierze powiązany jest z przekonaniem, że w Stanach Zjednoczonych duży wpływ ma lobby żydowskie. Czy to przekonanie jest po prostu słuszne, i czy działania konfederatów tu podejmowane, też choć w jakiejś mierze są słuszne?

Co do diagnozy: zgoda, oczywiście. I to nie jest żadna tajemnica, że lobby żydowskie w Stanach Zjednoczonych ma bardzo dużo do powiedzenia. I, że polityka amerykańska jest polityką bardzo proizraelską, jeżeli chodzi z kolei o sam Izrael. Tak, absolutnie tak jest. Natomiast to, co ja głównie krytykowałem, to nie tą diagnozę. No, to są pewne uwarunkowania polityczne, z którymi musimy się liczyć. Absolutnie można dyskutować, a nawet trzeba o tym, jak z tego wybrnąć, co to dla nas oznacza i tak dalej. Tu znów, też cieszę się, że Konfederacja te tematy podnosi. Natomiast kompletnie nie zgadzam się z dyskursem, który (tu znów odwołuję się do wypowiedzi Sławomira Mentzena) tam się czasem pojawia. No, nie mogę się zgodzić z rzucaniem beztroskim tonem hasła „Nie chcemy Żydów”. Potem Sławomir Mentzen i jego wielbiciele wyjaśniają, że to nie o to chodziło, że to właśnie chodziło im o roszczenia. Ale przepraszam, hasło brzmiało: „Nie chcemy Żydów”! I sam Sławomir Mentzen mówi, że on wrzuca hasła, które mają rozgrzać emocje. No więc, jak to jest? Skoro sam to twierdzi, to znaczy, że rozgrzać emocje ma proste hasło „Nie chcemy Żydów”, a nie jego rozwinięcie, które on potem przedstawia, że chodzi mu o tych Żydów, którzy się domagają pieniędzy w ramach roszczeń. Nie! On rzuca bardzo jasne, proste hasło, które niestety, budzi bardzo brzydkie emocje. I tutaj, ja się z tym nie zgadzam, przede wszystkim.

A czy te brzydkie emocje, jeśli będą rozbudzone, mogą doprowadzić do jakichś dalszych konsekwencji, na przykład rękoczynów?

Nie mam pojęcia. Nie chcę na ten temat spekulować, bo też nie chcę tutaj „puszczać wody na młyn” tych ludzi, którzy uważają, że w Polsce tylko jakiś cud nas ratuje przed ekscesami różnego rodzaju. Nie będę na ten temat spekulował. Na pewno pod tego typu stwierdzeniami nie podpisuję  się.

Rozumiem i dziękuję bardzo za rozmowę.