FRONDA.PL: Abp Henryk Hoser zauważył, że jest absurdem zarzucanie Kościołowi zaangażowania politycznego, bo Kościół jest w pewnym sensie polityczny z natury.

Łukasz Warzecha: Jestem w stanie zrozumieć sytuację, w której ktoś, komu nie po drodze z Kościołem i światopoglądem chrześcijańskim, spiera się z nim i promuje własną wizję urządzenia państwa. Jest to całkowicie logiczne i dopuszczalne. Jednak nielogiczne i niedopuszczalne jest żądanie od Kościoła, żeby wycofał się ze sfery publicznej, a tym samym także ze sfery politycznej. Misją Kościoła nie jest utworzenie oddzielnego państwa, schowanego gdzieś w kruchcie i ograniczonego do murów świątyń. Z samej swojej natury Kościół jest instytucją społeczną, a więc i polityczną: w tym pierwotnym sensie słowa ‘polityka’, wywodzącym się z języka greckiego. Jest to przecież pewna sztuka organizowania społeczeństwa. Trudno oczekiwać od Kościoła, żeby się od tego całkowicie oddzielił. Bardzo często jest tak, że przeciwnicy Kościoła czy w ogóle konserwatywnej polityki mylą – nieświadomie czy celowo, tego nie wiem – apartyjność z apolitycznością. Tymczasem są to dwie zupełnie różne sfery. Jedną sprawą jest sytuacja, w której hierarchowie i poszczególnie księża opowiadają się za konkretnym ugrupowaniem, co mogłoby szkodzić Kościołowi. Przypuszczam, że sądzi tak zdecydowana większość hierarchów polskiego Kościoła, niezależne od ich poglądów politycznych. Sprawa ta jest jednak diametralnie odmienna od zaangażowania Kościoła w kwestie społeczne i polityczne.

Abp Hoser stwierdził, że w kontekście intensywnych dyskusji o etyce toczących się od pewnego czasu w Polsce dochodzi do dyskryminacji wobec katolików.

Myślę, że rzeczywiście podejmowane są takie próby. Widać to na przykładzie dwóch spraw: nagonki na wiceministra sprawiedliwości Michała Królikowskiego oraz tego, co dzieje się wokół prof. Chazana. Znaczna część elit wyobraża sobie, że jeżeli ktoś jest katolikiem i chce piastować funkcje publiczne, to musi schować swój światopogląd do kieszeni. Jeżeli tego nie uczyni, nie zostanie do takich funkcji dopuszczony. To jest dyskryminowanie osób o konkretnym światopoglądzie. Co więcej, mamy tu do czynienia z wielkim oszustwem. Kręgi liberalno-lewicowe od dawna twierdzą, że alternatywą dla światopoglądu chrześcijańskiego jest tak zwana „neutralność światopoglądowa”. Takiego czegoś oczywiście nie ma. Jeżeli nie bazuje się na światopoglądzie chrześcijańskim, który jest integralną częścią europejskiego dziedzictwa, to tworzy się jakiś inny światopogląd: ateistyczny, abstrahujący od wartości, na których ufundowana jest nasza tożsamość. Nie może być tu mowy o próżni. Neutralność światopoglądowa jest całkowitym złudzeniem.  

pac