Paweł Kukiz, muzyk rockowy, a zarazem człowiek zaangażowany w życie społeczno-polityczne, koncertował niedawno w Raciborzu. Jego koncert nie spodobał się jednak prezydentowi miasta z Platformy Obywatelskiej, który na łamach „Naszego Raciborza” miał przepraszać mieszkańców za występ Kukiza. Muzyk bowiem mówił i śpiewał m.in. o tym, co mu się nie podoba w naszej rzeczywistości. Pan prezydent uważa natomiast, że – jak sam napisał – „on [Kukiz] ma śpiewać, a nie różnić ludzi tam stojących. Ludzie przychodzą się na koncert zabawić, a nie patrzeć po sobie, komu to, co artysta mówi, się podoba, a komu nie. Ludzie są różni […], muzyka ma ich łączyć, a nie dzielić”. Kukiz jednak nie zamierza śpiewać o „motylkach i ptaszkach”, bo – jak stwierdza w swoim felietonie w tygodniku „Do Rzeczy” – nie potrafi „przejść do porządku dziennego nad takimi zdarzeniami jak afera taśmowa”.

Postawa prezydenta Raciborza jest dość kuriozalna. W PRL władza pouczała artystów, co mają mówić lub wyśpiewywać. Okazuje się, że także w III RP są politycy, którzy uważają, że zadaniem artystów jest wspieranie jedynie słusznych rządów. Władza, szczególnie sądownicza, może i powinna interweniować, ale tylko wtedy, kiedy jest uzasadnione podejrzenie, że ktoś przekroczył prawo. 

Dariusz Kowalczyk SJ

Więcej w najnowszym numerze tygodnika "Idziemy"