- Po półtorarocznym wyborczym maratonie w niedzielę wszyscy wpadniemy na metę. W poniedziałek obudzimy się w tym samym państwie, które ocalało, albo w państwie, które za chwilę będzie zupełnie inne – pisze Tomasz Lis w "Newsweeku".

Prorządowy dziennikarz "analizuje": „Jedni, generalizując i upraszczając, choć nie zanadto, mówią: rozpieprzyć to wszystko. Inni mówią: brońmy się, bo tamci chcą wszystko rozpieprzyć”.

Lis zastanawia się, dlaczego połowa Polaków nie identyfikuje się z własnym państwem, które jego zdaniem jest „najlepszym, jakie Polacy kiedykolwiek mieli”.

Tuba propagandowa PO zastanawia się także, dlaczego i kto w niedzielę odda głos na PiS? Uważa, że może to być kwestia postrzegania własnej pozycji i własnego prestiżu, niechęci do państwa i poczucia, że „jeśli mi się powiodło, to mimo państwa, a nawet wbrew państwu, które (…) zbyt często traktuje obywatela jak petenta, natręta albo potencjalnego oszusta".

Dodaje, że choć Polska jest bogatsza i lepsza niż kiedykolwiek „przez miliony Polaków jest traktowane jako obce, wrogie lub przynajmniej nieprzyjazne” miejsce.

Jak tu zakłamać rzeczywistość, żeby nie dostrzec winy w ośmiu latach nieudolnych, szkodliwych rządów PO -PSL, a przerzucić ją na nieszczęśliwych, wiecznie narzekających Polaków? Oto cała filozofia.

„Zła rewolucja albo naprawdę dobra zmiana. Oto właściwy wybór. Wyniki już za moment. Konsekwencje na długie lata” - straszy Tomasz Lis.

Sd/newsweek.pl