Eryk Łażewski, Fronda.pl: Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski, chce promować tak zwane „LGBT” w szkołach (i nie tylko) miasta, którym kieruje. Powołuje się przy tym na standardy WHO (Światowej Organizacji Zdrowia). Fundacja Mamy i Taty natomiast, chce przeciwstawić się wspomnianym działaniom prezydenta.

Dlaczego Państwo są przeciw pomysłom prezydenta Warszawy, dotyczącym LGBT? Inaczej mówiąc: Jakim zagrożeniem jest LGBT?

Marek Grabowski, prezes Fundacji Mamy i Taty: Panie redaktorze, wychodzimy z dwóch jakby przyczyn, czy punktów. Przy czym pierwszy jest zdroworozsądkowy: każdy normalny rodzic, który poświęca dziesięć, piętnaście lat na wychowanie dziecka; wkłada trud, pieniądze, środki na wychowanie i edukację; stara się, aby to dziecko było dobrze wykształcone, szczęśliwe; w przyszłości zaś osiągnęło jakiś sukces zawodowy i było też szczęśliwe w rodzinie; nie wyobraża sobie sytuacji, w której dopuszcza się w procesie edukacji (w całym procesie edukacji, bo jest to proces edukacji od zera do w zasadzie dorosłości) całkowitą demoralizację dziecka. Co więcej: coś, co jest w ogóle niezgodne z polskim prawodawstwem; coś, co tak naprawdę ingeruje w autonomię rodziny i proces wychowawczy, który ta rodzina podejmuje. Jeżeli rodzina wychowuje dzieci w zgodzie czy z wartościami chrześcijańskimi, czy nawet w zgodzie z wartościami ogólnohumanistycznymi, to standardy WHO, które zachęcają do rozwiązłości płciowej, które jako jedyną normę kontaktów seksualnych wyznaczają zabezpieczenie przed ciążą oraz zgodę na seks, są czymś niewyobrażalnym. Konkretyzując, jeśli mamy sytuację, w której uczy się trzy, cztero, pięcioletnie dzieci masturbacji, w której 6-letnie dziewczynki i chłopcy mają nauczyć się zakładać prezerwatywę na dildo, i w której dzieci 12-letnie mają negocjować warunki seksu, no to przepraszam, ale to jest absolutne nieporozumienie, coś chorego i obrzydliwego.

A co tak dokładnie Prezydent Warszawy planuje wprowadzić do jej szkół?

Oczywiście, nie czytamy w myślach pana prezydenta Trzaskowskiego. Może i lepiej, bo te myśli może są bardzo zwichrowane, natomiast patrząc, przeglądając tą kartę LGBT, widzimy, że wprost pojawiają się tam pewne deklaracje: szkolenia w urzędach, w administracji publicznej, czyli pewna propaganda środowisk homoseksualnych. To jest wprowadzenie tak zwanych „Latarników” do szkół, czyli demoralizatorów z mniejszości seksualnych, oraz tak zwana „edukacja seksualna”, oparta o omówione wcześniej standardy WHO. Także jest to próba przejęcia, czy ograniczenia swobody gospodarczej, przejęcia firm (zarówno prywatnych, jak państwowych), poprzez przymuszenie tych firm do podpisywania kart różnorodności, które nakazują chociażby promocję środowisk LGBT w miejscu pracy, oraz jakby wymuszają tak zwaną „swobodną ekspresję seksualną” w miejscu pracy, co akurat nie zawsze może podobać się pracodawcy. Bo praca (jak sama nazwa wskazuje) jest miejscem do wykonywania usług (zazwyczaj płatnych), lub wykonywania jakiejś produkcji, nie zaś miejscem do jakichkolwiek ekspresji na tle seksualnym (jakimkolwiek seksualnym: czy heteroseksualnym, czy homo).

Mówił Pan wcześniej o tym, co mają robić 6-latki, czy 12-latki. Są więc już w miarę dokładne informacje na temat treści, które będą przekazywane dzieciom w warszawskich szkołach publicznych.

Treści są wprost opisane w standardach WHO. My w poniedziałek zaprezentujemy opinię prawną przygotowaną przez profesora Mostowika, doktora habilitowanego prawa z Uniwersytetu Jagiellońskiego. I tam, w tej opinii prawnej, on podaje źródło, bo te „Standardy WHO” zostały wydrukowane i mają swój ISBN, że tak powiem. Jest to publikacja bodajże z 2012 r. Także te „Standardy” zostały wydrukowane i były prezentowane w Polskiej Akademii Nauk. Natomiast próbkę tego mamy już w Gdańsku, gdzie broszura „Zdrowe Love”, sygnowana przez ś. p. prezydenta Adamowicza, jest dokładnie odzwierciedleniem tejże demoralizacji, którą prawdopodobnie w podobnym kształcie będzie chciał wprowadzić prezydent Trzaskowski.

A od kiedy miałoby to być wprowadzone: już od początku nowego roku szkolnego?

Panie redaktorze. tego nie wiemy. To jest pytanie do władz miasta. Ale patrząc na dynamikę wydarzeń wokół programu „Zdrove Love”, gdzie sprawy toczą się szybko, sądzę, że wrzesień tego roku będzie takim punktem startowym.

A jak państwo chcą przeciwstawić się tym planom prezydenta Trzaskowskiego?

Przede wszystkim, chcemy zaktywizować społeczeństwo, to znaczy chcemy jakby przygotować, uruchomić i wspierać stowarzyszenia lokalne, stowarzyszenia rodziców, młodzieży i przedsiębiorców, które będą monitorować, co dzieje się w szkołach i jakie są plany miast, bo jesteśmy przekonani, że ta rewolta tęczowa nie zatrzyma się na Warszawie, tylko obejmie też inne duże miasta w Polsce, co już dzieje się. I będziemy interweniować tymi środkami.

A czy również pisać jakieś petycje do urzędów np. do kuratoriów, czy do wojewody?

No, przede wszystkim Fundacja będzie kontaktować się z dyrekcjami. Będziemy też uczulać rodziców na to, żeby bliżej przyglądać się zajęciom prowadzonym przez zewnętrzne podmioty, przede wszystkim zajęciom dotyczącym edukacji seksualnej, edukacji antydyskryminacyjnej i zajęciom z tak zwanej „mowy nienawiści”. No, oczywiście monitowanie kuratoriów, ale też uczulanie przedsiębiorców, czy lokalnych związków przedsiębiorców, w sytuacji gdyby Miasto chciało wymuszać na przedsiębiorcach jakiekolwiek karty różnorodności, czy inne tego typu.

Myślę, że warto tu przypomnieć, że jest przecież przedmiot „Wychowanie do życia w rodzinie”, który ma swoje programy. A to, co chce wprowadzić prezydent Trzaskowski, i być może inni prezydenci wielkich miast, to będzie właściwie poza programami tego przedmiotu, poza wytycznymi Ministerstwa Edukacji Narodowej. Czy to więc nie będą jakieś działania bezprawne?

Nasza ocena prawna, którą mamy, twierdzi, że program WHO odbiega absolutnie od polskiego porządku prawnego. I używając pewnego skrótu myślowego, można powiedzieć: tak, to są działania bezprawne.

W takim razie, będą mogli Państwo ewentualnie kierować sprawy do sądów powszechnych.

No, myślę, że mając pewne analizy prawne, a także mając wsparcie profesjonalnych kancelarii prawnych, być może takie sprawy będą kierowane do prokuratur i do sądów.

Czyli są narzędzia, żeby walczyć z tego typu demoralizacją.

Oczywiście, są narzędzia prawne i Polska jest cały czas państwem prawa. Cały czas mamy swobodę wypowiedzi, chociaż są próby cenzurowania wypowiedzi osób, czy to bardziej formalne, czy nieformalne naciski, jak w przypadku chociażby pani Klepackiej, na którą wylała się w ostatnich dniach jakaś ogromna fala hejtu ze strony radykalnych środowisk mniejszości seksualnych. No, ale mimo wszystko, nadal jeszcze nie jesteśmy w takiej sytuacji, jak w Kanadzie, czy w Wielkiej Brytanii, gdzie w zasadzie ta wojna jest przegrana.

Rozumiem. A jak Pan sądzi: czy obecna opozycja nie stanowi zagrożenia nie tylko dla przeciwnego jej obozu politycznego, ale również dla pewnego porządku moralnego, który jest w Polsce?

Ja jestem głęboko przekonany, że bardzo wielu polityków i sympatyków opozycji nie zgadza się z programami wdrażanymi przez prezydenta Trzaskowskiego. To jest jeden z większych błędów, który został popełniony przez być może zjednoczoną opozycję, bo jeżeli myślimy sobie o wyborcach Platformy Obywatelskiej, o wyborcach PSL, a nawet – jak wskazują nasze badania, które były realizowane nie tak dawno przez IPSOS na nasze potrzeby – również chociażby o wyborcach Nowoczesnej, to jednak wyborcy ci mają szacunek do małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny, i ten rys prorodzinny i konserwatywny (może w różnych odcieniach), ale jednak on jest pewnym powszechnikiem kulturowym w Polsce. I to, że opozycja jakoś dała się wkręcić tej radykalnej mniejszości jest zaskakujące i prawdopodobnie opozycja na tym straci.

To jest - bym powiedział - optymistyczna konkluzja naszego wywiadu.

Gdybym nie był optymistą panie redaktorze, nie zajmowałbym się tym, czym się zajmuje.

Rozumiem i dziękuję za nasz wywiad.

Bardzo dziękuję