Groteskowa opozycja, by bronić swojego urojonego poczucia godności, musi bredzić o tym jak w III RP wszystko było OK. Tożsamość przeciwników PiS oparta jest na ich fałszywym przekonaniu o własnej wspaniałości (wynikającej z tego jak rzekomo piękną zbudowali rzeczywistość III RP). Przyznanie, że wielu Polaków mogło czuć się poszkodowanymi przez ustrój III RP (co skłoniło ich do poparcia PiS) zakłócało by ten idylliczny obraz i pozbawiało fundamentów poczucie wyższości przedstawicieli groteskowej opozycji.

Jednak tkwienie w urojeniach jest zabójcze dla internacjonalistów. Zdaje się to rozumieć lewica, która coraz śmielej kontestuje narracje groteskowej opozycji. Za co pewnie uczestnicy antyPiSowskich demonstracji uznają lewice za płatnych pachołków Jarosława Kaczyńskiego.

Choć pewnie lewica nigdy nie przyzna, że terror PO wobec przeciwników politycznych (najjaskrawiej widoczny w brutalnych pacyfikacjach manifestacji młodych narodowców, działalności prowokatorów z formacji bezpieczeństwa w szeregach tego środowiska) nie miał nic wspólnego z demokracją, to już widać, jak w rytualnej krytyce PiS pojawiają się informacje o łamaniu standardów państwa demokratycznego przez polityków dzisiejszej opozycji.

Na łamach lewicowego portalu Krytyka Polityczna Jakub Majmurek (publicysta „Tygodnika Powszechnego”, „Gazety Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”) w artykule „Liberalne centrum uczy się, co znaczy być bezsilnym” stwierdził, że „bardzo szeroko rozumiany obóz III RP, z krótkimi przerwami nadający ton całemu okresowi po roku ’89, po raz pierwszy doświadcza, co to znaczy być bezsilnym – i to mimo tego, że ciągle dzierży władzę w takich instytucjach jak samorządy lokalne. Jego stronnicy dostrzegają też problemy, których z pozycji siły nie było wcześniej widać – poczucie całkowitego braku wpływu na arogancką i zamkniętą na argumenty władzę; brutalność policji i innych elementów państwowego aparatu represji”.

Według lewicowego publicysty „część liberalnej opinii publicznej wydaje się szczerze zaskoczona i przerażona tym, że w demokratycznym państwie policja w ten sposób traktuje pokojowych demonstrantów. Niestety, takie zachowanie policji nie jest w III RP niczym nowym. Brutalność mundurowych nie zaczęła się i nawet niespecjalnie eskalowała po tym, gdy Mariusz Błaszczak, a po nim Joachim Brudziński objęli rządy w MSW. Fakt, że polska policja to nie zawsze Troskliwe Misie (...) był od dawna znany wielu grupom w Polsce: (...) związkowcom, przeciw którym wysyłano siły uzbrojone w broń gładkolufową; osobom z klas niższych, padających ofiarą przemocy i tortur na policyjnych komisariatach”.

Jak przypomina lewicowy publicysta „oburzając się na policję Brudzińskiego warto dla rzetelności i uczciwości pamiętać, że w 1999 roku, w okresie rządów Jerzego Buzka – i koalicji AWS-UW – w trakcie protestów pracowników radomskiego Łucznika policja strzelała do tłumu gumowymi kulami. Oko stracił wtedy jeden z relacjonujących sprawę dziennikarzy, związany z mediami ojca Rydzyka. To najbardziej brutalny przypadek, ale historii nieproporcjonalnego użycia siły wobec demonstrantów było więcej”.

Zdaniem lewicowego publicysty „biorąc pod uwagę szczere zaskoczenie tym, co działo się w zeszłym tygodniu pod Sejmem, wypada uznać, że wszystkie te przypadki dość słabo docierały do świadomości liberalnej opinii publicznej. Mimo tego, że media podawały informacje o wielu z nich. Liberalna inteligencja mogła wypierać świadomość wszystkich tych wydarzeń z dość prostego powodu: dotykały one ludzi, znajdujących się poza jej światem społecznym” - robotników i rolników „grup, które przez długi czas przedstawiano jako „roszczeniowe”, „anachroniczne” i stojące na drodze do modernizacji”.

W opinii lewicowego publicysty przemoc radykalnie zmieniła percepcje dotychczas ślepych na realia ''liberałów''. Zdaniem lewicowego publicysty bezradność jaka dziś odczuwają obrońcy III RP „wielokrotnie doświadczana była w przeszłości przez wiele grup społecznych, niezdolnych oddziaływać na politykę rządów, która uderzała w ich żywotne interesy nie mniej, niż to, co PiS robi z sądami”.

Groteskowej opozycji lewicowy publicysta przypomina, że liczni Polacy poszkodowani przez III RP czuli, „że polska demokracja działa kulawo, że ich istotne roszczenia w żaden sposób nie dają się przełożyć na politykę, że ich głos się nie liczy i zostaje im tylko krzyk: desperackie protesty, palenie opon, rzucanie płytami chodnikowymi, skandowanie „zło-dzie-je”!”

Zdaniem lewicowego publicysty „to, co robi PiS, model ustrojowy, w jaki pcha nas dziś Nowogrodzka, jest zagrożeniem także dla jakiegokolwiek lewicowego projektu w Polsce”.

W swym artykule lewicowy publicysta nawoływał wszystkich przeciwników PiS by wyciągnęli wnioski z wgranej PiS i dostrzegli wady III RP. Patrząc jednak na fanatyzm i przywiązanie do urojeń groteskowej opozycji, lewicowym aktywistom nie uda się zachęcić do myślenia fanatycznych obrońców III RP. Jest to bardzo dobra wiadomość dla PiS, który silny jest słabością swoich pogrążonych w urojeniach i nienawiści przeciwników. Jednak jest to niezbyt zdrowa sytuacja dla Polski. Władza nie kontrolowana przez normalną opozycje popełnia błędy. Widać więc, że dla sprawności władzy w Polsce potrzebne jest powstanie normalnej opozycji. Lewica nie jest wstanie jej powołać do życia. Prawica zdaje się niestety równie nieporadna. Jedyna nadzieje jest w tym, że taką opozycje dyscyplinująca PiS pomoże stworzyć Jarosław Kaczyński.

Jan Bodakowski