Od dekad wolnościowcy proponują by w celu uniknięcia konfliktów ideowych między ateistyczną lewicą a katolikami wprowadzić czeki oświatowe – czek oświatowy to równa sumę pieniędzy przeznaczana do tej pory z budżetu publicznego na edukacje dziecka w szkole publicznej, która była by wypłacaną na wykształcanie dziecka, szkole wybranej przez rodziców (i zgodnie z poglądem na świat rodziców). Tak by to rodzice mogli wysyłać dziecko do szkoły zgodnej z ich poglądem na świat, katolicy do katolickiej, ateiści do ateistycznej.

 

Wydawało by się, że ta rozsądna, wolnościowa, tolerancyjna, i szanujące prawo innych do zachowania swojego poglądu na świat, propozycja powinna zostać zaakceptowana przez lewice. Niestety tak nie jest. Lewicowy nie tylko chcą by ich dzieci były indoktrynowane w duchu ateistycznych zabobonów, ale chcą by wszystkie dzieci były poddawane takiej indoktrynacji, nawet dzieci osób wierzących, którzy chcą by ich dzieci były edukowane w duchu katolickim. Jest to przejaw klasycznych dla lewicy ciągot totalitarnych, ciągot, które przejawiają wszelkie lewicowe ruchu, od socjaldemokracji, przez nazizm i faszyzm, aż do komunizmu.

Przykładem walki lewicy z wychowaniem katolickim są artykuły w których lewicowi publicyści agitują za walką z nauką religii w szkołach.

Na łamach lewicowego portalu „Krytyka Polityczna” ukazał się tekst ''„Okienko” w planie lekcji przez katechezę? Piszmy zawiadomienia do prokuratury!” autorstwa Agaty Diduszko-Zyglewskiej (żony Wojciecha Diduszko, który udawał przed sejmem rannego, animatorki ''kultury'' i aktywistki ruchów lewicowych).

Sprzeciw publicystki lewicowej „Krytyki Politycznej” wzbudziło to, że rok szkolny rozpoczął się mszą święto „w pobliskim kościele”, „lokalna parafia traktuje elektroniczny dziennik jak własną tablicę ogłoszeniową”, a dzieci ateistów w czasie katechezy siedzą same bez kontroli na korytarzu bo lekcje religii nie są pod koniec dnia – zdaniem lewicowej publicystki „takie ustawienie planu to dyskryminacja dzieci, które nie uczęszczają na te zajęcia”.

Gdyby lewica zaakceptowała wolnościowy pomysł z czekami oświatowymi, pomysł tego by katolicy mogli posyłać dzieci do katolickich szkół, a lewicowcy do ateistycznych, a nie trwała w swoim lewicowym totalitarnym przekonaniu o potrzebie indoktrynacji ateistycznej wszystkich, nie miała by lewica bolesnego dla niej, niczym dla wampirów, kontaktu z sferą sacrum.

Dla lewicowej publicystki niedopuszczalne są praktyki religijne takie jak katechezy na terenie świeckiej szkoły. Lewicowej publicystce nie podobają się też krzyże w szkołach. Zdaniem lewicowej publicystki „według art. 53 pkt. 4 Konstytucji, o ile religia może być przedmiotem nauczania w szkole, to nauczanie jej nie może naruszać wolności sumienia i religii innych osób – tymczasem w naszej szkole od kilku lat narasta przemoc symboliczna wobec niekatolików: w każdej klasie, a nawet w stołówce, wisi krzyż”.

Warto zadać sobie pytanie czy jeżeli lewica uważa za przejaw przemocy symbolicznej widok krzyża, to czy osoby nie lubiące Żydów mogą jako przejaw przemocy symbolicznej uznawać widok jarmułek na głowach Żydów, pejsów, czy wisiorków z gwiazdą Dawida, i domagać się by Żydzi mieli zakaz eksponowania takich symboli religijnych w przestrzeni publicznej?

Lewicowa publicystka kwestie nauki religii, a konkretnie tego, że nieuczestniczenie w nauce religii ukazuje, kto jest ateistą czy innowierca, wiąże z „wiedza o przynależności religijnej każdej rodziny, która należy do zbioru danych wrażliwych, staje się wiedzą publiczną, co jest złamaniem art. 53 pkt.7 mówiącego o tym, że nikt nie może być zobowiązany do ujawniania swoich przekonań religijnych”.

Nie da się ukryć, że takie stanowisko w kwestii ujawniania przekonań religijnych na na celu usunięcie w ogóle lekcji religii z szkół, bo przecież nie ma różnicy czy wszyscy dowiedzą się się, że mały Brajanek czy mała Dżesika są z rodziny ateistycznej bo nie chodzi na religie na środkowej czy ostaniej lekcji w ciągu dnia. Zapewne lewica też zabroni noszenia medalików, bo i one pozwalają zidentyfikować kto jest wierzący a kto nie. Pewnie dla lewicy wszelka ekspresa religijna, w tym i niedzielne chodzenie na msze, będzie niespuszczalne bo będzie identyfikować wierzących wśród niewierzących.

Według lewicy lekcje religii naruszają artykuł 53 pkt. 6 Konstytucji mówiący o tym, że „nikt nie może być zmuszany do uczestniczenia w praktykach religijnych. Tymczasem katecheza (...) stanowi (...) próbę takiego zmuszania, ponieważ uczeń z (własnego lub rodziców) lęku przed ostracyzmem uczestniczy w tych zajęciach często wbrew swojej woli. Jest więc do uczestnictwa przymuszany, a akt odmowy stanowi akt sprzeciwu wobec takiego przymusu. Szkoła nie powinna stawiać uczniów w sytuacji, w której muszą dokonać manifestacyjnego sprzeciwu, aby nie paść ofiarą przemocy ideologicznej”. Choć lewica pisze o katechezie w środku dnia to taki sam mechanizm ma miejcie w każdym wypadku katechezy w szkole, bo dziecko czuje presje społeczną by uczestniczyć w katechezach także po lekcjach, a nawet poza budynkiem szkoły.

Zdaniem lewicy dobro dzieci ateistycznych „ jest podporządkowane dobru dzieci uczęszczających na religię” co stanowi naruszenie zdaniem lewicy „art.1 pkt. 3 Ustawy o gwarancjach wolności i sumienia obywatele wierzący wszystkich wyznań oraz niewierzący”.

Według lewicowej publicystki wpływy „Kościoła katolickiego na polski system edukacji przybiera na sile i intensywnością zaczyna już przypominać średniowieczne wyprawy krzyżowe” - zapewne zdaniem publicystki trup niewiernych ściele się gęsto na drogach, niczym jej mąż przed sejmem.

Lewicowej publicystce nie podoba się to, że katecheza ma miejsce w przedszkolach, a dzieci ateistów „jeśli [ich rodzice] nie życzą sobie uczestnictwa dzieci w tych nieobowiązkowych zajęciach, to ich dzieci są wyprowadzane z sali na czas ich trwania, czyli wykluczane z grupy rówieśników” i „nie wiadomo, kto w tym czasie odpowiada za ich bezpieczeństwo”.

Lewicowej publicystce nie podoba się też to, że rok szkolny zaczyna się mszą, ogłoszenia parafii są w elektronicznej korespondencji szkoły z rodzicami, katecheci zasiadają w radzie pedagogicznej, dzieci „oglądają krzyże i święte obrazki w każdej szkolnej klasie, a po otwarciu podręcznika do „wychowania do życia w rodzinie” zapoznają się ze zdziwieniem z fundamentalistyczną wersją „nauki” katolickiej, która z nauką nie ma nic wspólnego”.

Lewica uważa, że „praktyki religijne, a tym jest właśnie katecheza na terenie szkoły czy przedszkola, zwyczajnie wykluczają część uczniów z klasowej wspólnoty, wprowadzają między dziećmi podziały, na które w kontekście zarówno polskiej teraźniejszości, jak i historii nie powinno być miejsca w szkole. W polskiej szkole dobrze i bezpiecznie powinny czuć się wszystkie dzieci, a nie tylko te związane z konkretną opcją religijną”.

Celem lewicy jest nie tylko usuniecie katechezy ze szkół, wszelkich odniesień do katolicyzmu z przestrzeni publicznej, ale prześladowanie katolików za wszelkie praktyki religijne. Takie przynajmniej wrażenie można odnieść z ostatniego fragmentu lewicowej publicystki, która pisze (cytując korespondencje od koleżanki ateistki), że „mamy jeszcze art. 194 Kodeksu karnego mówiący o tym, że kto ogranicza człowieka w przysługujących mu prawach ze względu na jego przynależność wyznaniową albo bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”.

Podobne wezwanie do walki z katolicyzmem znalazło się też na lewicowym portalu „OKO press” w artykule Agaty Szczęśniak „Uczniowie zmuszani do chodzenia na mszę. Religia wciskana między lekcje. Świecka szkoła 2018”.

Zdaniem kolejnej lewicowej publicystki (założycielki „Krytyki Politycznej” i publicystki „Gazety Wyborczej) „sprzeczne z Konstytucją” jest „wyjście na mszę w trakcie lekcji i zajęcia z religii między innymi przedmiotami”. Taki rzekomo niekonstytucyjny proceder ma zablokować ustawa przygotowywana przez Nowoczesną. W swoim artykule na „Oko press” druga lewicowa publicystka zreplikowała stanowisko pierwszej Diduszko-Zyglewskiej (co pokazuje jak lewicowe akcje medialne są skoordynowane i zorganizowane).

Lewica uważa, należy katolikom odebrać ich prawo do udziału w rytuałach religijnych, bo to prawo katolików wystawia ateistów „poza obręb pewnej wspólnoty” i naraża ateistów na dyskomfort. Na tej samej zasadzie lewica zabroni jedzenia mięsa bo wyklucza to wegan i naraża ich na dyskomfort, seksu heteroseksualnego bo wyklucza on gejów i naraża ich na dyskomfort, czytania książek bo wyklucza ono analfabetów i naraża ich na dyskomfort, korzystania z toalet bo wyklucza taka czynność, nienawykłej do niej, imigrantów i naraża ich na dyskomfort.

Warto zwrócić uwagę jak lewica zmieniła znaczenie słowa dyskryminacja. Pierwotnie oznaczało ono, że ktoś jest do czegoś niedopuszczony, dziś nowe lewicowe znaczenie głosi, że dyskryminujemy kogoś gdy robimy coś co się nie podoba innej osobie choć nie ma absolutnie na nią wpływu. Według lewicy dyskryminujemy wegan gdy jemy kiełbasę, dyskryminujemy gejów gdy podobają nam się osoby płci przeciwnej, dyskryminujemy ateistów gdy się modlimy. To przejaw tożsamości totalitarnej lewicy.

Jak można dowiedzieć się z artykułu na lewicowym portalu „Nowoczesna zajmie się sprawą religii w szkołach. Przygotowuje ustawę o świeckiej szkole. Jej podstawą ma być obywatelski projekt z 2015 roku o zniesieniu finansowania religii z budżetu państwa. Jego inicjatorami byli Katarzyna Lubanuer i Leszek Jażdżewski. Nowy projekt, przedstawiony w październiku, będzie zawierał dodatkowe elementy. M.in.: katecheta nie mógłby być członkiem rady pedagogicznej ani wychowawcą; ocena z religii nie wliczałaby się do średniej; jeśli na prośbę rodziców katecheza odbywałaby się na terenie szkoły, to tylko przed lub po innych lekcjach; od 13. roku życia uczniowie sami decydowaliby o uczestnictwie w lekcjach religii. „To jest model niemiecki, tam się uznaje, że w tym wieku dziecko może samo decydować” – komentuje Lubnauer”.

Katolicy muszą sobie uświadomić, że celem lewicy jest odebranie katolikom ich praw i wolności. By tego dokonać lewica zmienia znaczenie słów w duchu znanym z książki „1984” Orwella. Do zniewolenia katolików i ich dyskryminacji, lewica chce wykorzystać między innymi w duchu orwellowskim przepisy Konstytucji i ustaw. Nie można do tego dopuścić. Katolicy muszą podjąć walkę o zachowanie swojej tożsamości. W tym domagać się czeków oświatowych tak by katolicy mogli posyłać swoje dzieci do szkół katolickich, a ateiści do ateistycznych.

Jan Bodakowski