Niemieckie i polskie media wyżywają się na ks. Georgu Ratzingerze, oskarżając go fałszywie o udział w procederze molestowania dzieci. To obrzydliwe kłamstwo, któremu trzeba się zdecydowanie przeciwstawiać. Chodzi tu zarówno o dobre imię ks. Georga, jak i jego brata Benedykta XVI, a wreszcie całego Kościoła.

O co chodzi? W Ratyzbonie opublikowano obszerny, 450-stronicowy raport, który informuje o problemach chórzystów ratyzbońskiego chóru katedralnego w minionych dziesięcioleciach. Blisko 500 z nich zgłosiło, że dochodziło względem nich do "nadużyć" w postaci przemocy fizycznej, 67 mówi o nadużyciach seksualnych. 

Do tych rzeczy miało dochodzić nie w samym chórze katedralnym, ale w powiązanej z nim szkole. Dyrektorem chóru w latach 70-tych i 80-tych był ks. Georg Ratzinger, zaczynając pracę w 1964, a kończąc w 1994 roku.

Co robią tymczasem antykościelne media? Twierdzą, że ks. Ratzinger ukrywał przypadki molestowania seksualnego uczniów. To jednak całkowite kłamstwo. 

"Gdy ks. Ratzinger pełnił funkcję kierownika chóru katedralnego w Ratyzbonie, nie doszło tam do żadnego przypadku nadużyć seksualnych" - podkreśla historyk Michael Hesemann, współautor książki ks. Geroga Ratzingera o Benedykcie XVI, "Mój brat, Papież".

"Czuję się w obowiązku bronić ks. Georga Ratzingera, bo nie ma to nic wspólnego z nim" - podkreślił Hesemann, wskazując, że wiele mediów zupełnie bezpodstawnie oskarża ks. Ratzingera o odpowiedzialność za molestowania. Nikt nie zarzuca mu wprawdzie, by sam uczestniczył w tym obrzydliwym procederze, ale niektórzy sugerują, że nie zrobił niczego, by go ukrócić.

Kłamstwo w tym wypadku jest bardzo wyrafinowane, bo media opisują zupełnie różne sprawy, do których dochodziło w Ratyzbonie, wszystko nazywając "nadużyciami". To wskazuje na kontekst seksualny, ale tymczasem... chodzi tu przede wszystkim o fizyczne karanie uczniów, to 91 procent przypadków tych "nadużyć".

Z raportu wynika jednoznacznie: po roku 1972, a więc w okresie, gdy kierownikiem chóru katedralnego był ks. Ratzinger, nie doszło w szkole do ANI JEDNEGO przypadku nadużyć seksualnych. Co więcej, jak można oskarżać dyrektora chóru za to, co działo się w szkole, którą bynajmniej nie kierował? To czysta hipokryzja.

"Nie ma żadnego powodu, dla łączenia jego dobrego imienia z tak odrażającymi przestępstwami - jak uczyniły to media" - mówi Hesemann.

Historyk podkreśla też, że nie można robić sensacji z wymierzania uczniom kary fiizycznej, bo w tamtych czasach to było uważane za coś normalnego - i doprawdy trudno jest teraz z perspektywy dziesięcioleci ocenić, czy niekiedy przekroczono miarę, czy nie. Co więcej, ks. Ratzinger, kierując tylko chórem, mimo wszystko wstawiał się za uczniami w feralnej szkole w sprawie kar cielesnych.
Hesemann wskazuje wreszcie, że niemal wszyscy chórzyści oceniają dziś ks. Ratzingera bardzo pozytywnie, wspominając go jako ciepłego, pełnego miłości i serdeczności człłowieka.

Mówiąc krótko, ataki na ks. Ratzingera to po prostu spektakularna medialnie próba uderzenia w samo serce Kościoła katolickiego, poprzez oczernienie również jego brata, papieża Benedykta XVI. Nienawidzący Kościoła lewaccy ateiści zrobią wszystko nie bacząc na prawdę, byleby tylko zranić Mistyczne Ciało Chrystusa. 

mod