Zacznę od wyznania. Od wczoraj wiem, że jestem potworem, którego boją się niewinne feministki. Katarzyna Bratkowska od momentu, gdy się dowiedziała, że ma ze mną rozmawiać w Polsat News się bała. Czego? Otóż, jak wyjaśniała tego, że spalę ją lub rozszarpię jak czarownicę. Niestety nie zabrałem ze sobą zapałek, wiec zarzuciła mi, że prześladuję ją trzymając w rękach różaniec. Ja wiem, że to wygląda jak teatr absurdu, ale tak było...

Ale w istocie wcale nie ma się z czego śmiać. W czasie kuriozalnej rozmowy o rzekomej chęci spalenia na stosie dzieci, zastraszania rodziców poznańskiej szkoły katolickiej przez dyrektorkę, padły bowiem słowa groźne dla wolności w Polsce. Katarzyna Bratkowska bowiem, i to zupełnie otwarcie, przekonywała, że już samo mówienie dzieciom o istnieniu diabła lub piekle oznacza zastraszanie ich, które jest niedopuszczalne. Każdy zaś kto wierzy w istnienie diabła (lekko licząc ze dwa i pół miliarda ludzi na ziemi) jest niebezpiecznym radykałem, który tylko szykuje się do palenia ludzi na stosie. Równie niebezpieczne jest, według niej, uznanie, że istnieje prawda obiektywna. Już samo takie myślenie jest śmiertelnie niebezpieczne, bo... - tak jak wiara w to, że istnieje diabeł – prowadzić ma do stosów i palenia na nich ludzi.

Oczywiście takie myślenie to margines. Ale warto zwrócić uwagę także na to, że media uznały, że jest dla nich tematem, i to jednym z tematów dnia, decyzja katolickiej szkoły, która chce wychowywać dzieci po katolicku. Wczoraj obie główne telewizje informacyjne żyły tym tematem i próbowały wymuszać zmianę decyzji. Trudno nie zadać pytania, czy w ten sposób nie narusza się wolności katolickich rodziców i katolickich szkół do wychowania dzieci w zgodzie z ich, a nie obowiązującym w mediach, światopoglądem?

Tomasz P. Terlikowski

Zobacz rozmowę w Polsat News