Luiza Dołęgowska, Fronda.pl: Prawo i Sprawiedliwość w wyborach samorządowych 2018 r. może tylko zyskać, bo na dziś rządzi w jednym województwie, ale czy dla totalnej opozycji będzie to gra o polityczny byt lub niebyt?

Leszek Żebrowski, historyk, pisarz, publicysta: Mamy obecnie w Polsce nie tyle układ wielopartyjny, co podział bipolarny: aktualna władza (i siły wokół niej skupione), oraz jej przeciwnicy, mocno różniący się miedzy sobą, ale mający jeden cel - obalić władzę. Wybory samorządowe to nie parlamentarne, bo tu jest walka o władzę w terenie i w ślad za tym - o dostęp do ogromnych funduszy. A to są etaty, etaciki, zlecenia, programy, inwestycje itp. Żyjemy w systemie, w którym wszelkiego rodzaju klientela pasożytuje na środkach państwowych i samorządowych, kosztem społeczeństwa.

Jeśli opozycja (w istocie PO i PSL, inne partie w samorządach mają mniejsze znaczenie) utraciłaby w nich swą dotychczasową pozycję, to straciłaby najbardziej istotną dziedzinę finansowania, czyli pasożytowania. Ich działacze musieliby iść gdzieś do pracy, lub "na swoje". Ale skoro do tej pory tego nie robili, to już do jakiejkolwiek pożytecznej pracy się nie nadają. Dla opozycji w tym sensie to jest faktycznie walka o dostatni i wygodny byt.

Dlaczego PO i PSL obawiają się utraty władzy zwłaszcza w dużych miastach?

Duże miasta, jak też inne duże samorządy dysponują ogromnymi funduszami, które można w różny sposób wykorzystywać. Można mnożyć kierownicze stanowiska, zatrudniać swoich (działaczy, znajomych, pociotków itp.). W ich rozumieniu partia znaczy tyle, ile może zapewnić swym członkom, czy kandydatom. Coś takiego jak pojęcie "służba" to dla nich pusty slogan. Pójdą służyć każdemu, kto zapewni im dostęp do koryta. Skoro nowa władza takich szans im nie daje, to wiadomo - będą przeciw niej i będą bronić "starego porządku".

Czy w mniejszych miejscowościach, w których często od lat rządzą lokalne kliki i układy jest szansa na uczciwe wybory?

System wyborczy w Polsce jest bardzo podatny na wszelkie manipulacje. Lokalne komisje wyborcze (szczególnie na najniższym szczeblu, w terenie wiejskim) to są "sami swoi". To ci sami ludzie, często od 20-30 lat. Sposób oddawania i liczenia głosów jest poza kontrolą wyborców. Jeśli komisja wyborcza czuje się bezpiecznie, to co stoi na przeszkodzie, aby głosy wg jej członków "niesłuszne" zostały unieważnione? Wystarczy dostawić drugi krzyżyk i po wszystkim. Stąd mieliśmy w niektórych gminach oszałamiające wyniki jednej z partii, nienaturalnie wysokie (w sąsiednich gminach, niekontrolowanych przez tę partię, wyniki były diametralnie różne a i liczba głosów nieważnych drastycznie spadała). Jeden z prominentnych działaczy tej partii przyznał po wyborach samorządowych, że "aż tyle to się sami nie spodziewaliśmy".

System wyborczy jest chory, trwa to od trzech dekad i powinien w niego piorun strzelić, aby to wszystko zbudować od nowa.

Jak ocenia Pan brak akceptacji ze strony PKW na filmowanie procesu wyborczego i brak przezroczystych urn?

To jest skandal. Filmowanie jest jakąś zaporą przed fałszowaniem - ręce muszą być na stoliku, żadnych długopisów, piór, ołówków, wyborca nie musi, ale może to oglądać, czyli jeśli byłoby to powiązane z bardzo wysokimi karami za próby fałszerstw - stworzyłoby system mniej podatny na manipulacje i zniekształcanie woli wyborców. PKW chce jednak, żeby wszystko było tak, jak było.

Czy możliwość udziału na zasadzie wolontariatu, bez jakiejkolwiek zapłaty dla osób z organizacji społecznych, kontrolujących uczciwość głosowania sprawdzi się w tych wyborach?

To się dopiero okaże, ale jeśli członkowie komisji nie będą znać tych osób, to z natury rzeczy nie będą sobie mogli pozwolić na ekscesy, z jakimi mieliśmy do czynienia do tej pory.

Każdy środek, który prowadzi do większej przejrzystości procesu wyborczego, jest dobry. Należy wszystko upraszczać tak, aby przeciętny wyborca wszystko rozumiał i miał poczucie, że jego głos nie pójdzie na marne, w dodatku aby zyskał poczucie, że może patrzeć "wyborom" na ręce.

Dziękuję za rozmowę.