Luiza Dołęgowska, Fronda.pl: Czy Pana zdaniem siła sprawcza, napędzająca opozycję do prób obalenia rządu tkwi w nich samych czy też jest prowokowana z zewnątrz, a jeśli tak, to czyje są to prerogatywy?

Leszek Żebrowski, ekonomista, działacz społeczno-polityczny, publicysta historyczny: Nie mamy konkretnej wiedzy, nie łapiemy wszystkich za rękę, ale mamy wystarczająco dużo przesłanek aby sądzić, że to była skoordynowana akcja sił wewnętrznych i międzynarodowych. Ratowanie "Gazety Wyborczej" przez G. Sorosa, kampania dyfamacyjna w wielu światowych mediach na temat wewnętrznych spraw polskich, pokazywanie naszego kraju w zdeformowanej perspektywie, próby "ratowania Polski", czyli de facto pozycji Andrzeja Rzeplińskiego, groteskowe debaty o Polsce w Parlamencie Europejskim, nachalne dążenie do powrotu, do tego, "żeby było tak jak było" - to niewątpliwie część działań, które miały prowadzić do rozwiązań siłowych, obalenia demokratycznie wybranych władz, prezydenta i parlamentu w  obecnej postaci.

Mamy do czynienia z jednoczesnym popychaniem medialnym nieudaczników na piedestał. Usiłuje się ich kreować na liderów obrony "ładu i porządku", m.in. przez obfite zasilanie materialne ruchów opozycyjnych - to wszystko wskazuje, że siłom zewnętrznym jeszcze bardziej zależy na przeprowadzeniu gwałtownych zmian niż "naszym" nieudacznikom" wewnętrznym. Na szczęście mamy do czynienia z ludźmi, którzy mają elementarne kłopoty z prawem (przez np. niepłacenie alimentów), ze zdrowym rozsądkiem (propagator Święta Sześciu Króli), forsowanie do rządzenia partii, która nie potrafi dokonać zwykłego przelewu z konto na konto - to powoduje, że naprawdę groźna sytuacja przerodziła się w farsę.

Siły międzynarodowe i ponadnarodowe, które chciały ich użyć za narzędzia realizacji własnych interesów z pewnością wiedzą, że teraz nie da się tak z dnia na dzień przystąpić do kolejnego uderzenia, bo efekt zaskoczenia już wygasł, ponadto okazało się, że do przewrotu w takiej postaci nie ma odpowiedniej atmosfery. Ale to nie znaczy, że za chwilę nie zostaną podjęte kolejne działania. W każdym razie musimy być na to dobrze przygotowani.

L. D.: Jakie znaczenie ma - w kontekście ostatnich wydarzeń w Polsce - międzynarodowa sytuacja polityczna i z której strony możemy najbardziej obawiać się nieprzyjaznych działań?

L. Ż.: Z pewnością będziemy mieć do czynienia z podtrzymywaniem napięcia przez działania na forum europejskim. Struktury UE nadal będą używane jako młot na obecną władzę, na szczęście jest tam więcej nieudaczników niż nam się wydaje. Będą włączane instytucje finansowe, bo to zawsze jest bardzo groźny środek nacisku. I oczywiście światowe media - tu będzie coraz większa eskalacja nieprzyjaznych działań, pokazywanie Polski jako kraju autorytarnego, który godzi w "wartości humanistyczne", w mityczne "prawa człowieka", w "tolerancję" itp.

Nastąpi większa koordynacja działań opozycji wewnętrznej z działaniami międzynarodowymi. Całe środowiska, po ośmioletnim okresie całkowitej bezkarności są przerażone, że mogą być rozliczane z niedawnej przeszłości. Nietykalne kasty społeczne obawiają się, że rozliczenia mogą wg nich zajść zbyt daleko i okaże się, że "państwo prawa" było prywatnym folwarkiem bezprawia określonych środowisk politycznych, ale również finansowych itp.  Boją się, że utracą niezwykłe przywileje.

L. D.: Jak Pana zdaniem rząd polski powinien reagować w sytuacjach kryzysowych, takich jak ostatnie wydarzenia z opozycją w Sejmie? Czy historia niesie tu naukę?

L. Ż.: Rząd (i szerzej - obecne władze państwowe) musi być przygotowany na eskalację działań i czynić pewne kroki z odpowiednim wyprzedzeniem. Musi jednak zachować spokój, nie popadać w histerię, bo to byłoby źle odebrane. Przede wszystkim władza nie może cofać się wobec absurdalnych na ogół oczekiwań opozycji. I nie podejmować działań pochopnych, na których zupełnie niepotrzebne bardzo dużo traci w opinii publicznej, jak np. sprawy obsługi medialnej parlamentu. To można było załatwić na płaszczyźnie technicznej, rozmawiając z przedstawicielami mediów, również wrogich, w tym samym czasie szczegółowo informując społeczeństwo, o co naprawdę chodzi. Nie wolno opozycji dawać do ręki fałszywego argumentu, który na pozór wygląda na prawdziwy, że to walka władzy z mediami. Nie tędy droga!

I jeszcze jedno - ustąpienie wielu wysokich dowódców w wojsku ze stanowisk właśnie w takiej chwili nie jest dziełem przypadku. Być może również w tych kręgach należy upatrywać zagrożenia. A stała obecność M. Dukaczewskiego w zbiegowiskach KOD-u, następcy Jaruzelskiego i Kiszczaka na pozycji lidera sił starego reżimu jest jednoznaczną manifestacją - te środowiska będą zaciekle walczyć o swe przywileje i poprą każdą siłę (krajową i ponadnarodową), która zapewni im powrót do przeszłości.

L. D.: Czy w polskim rządzie lub w PiS są ludzie, którzy mogą być ,,słabym ogniwem'' i w sytuacji wymagającej konkretnej  deklaracji ,,za'' lub ,,przeciw'' opowiedzieć się ostatecznie po stronie opozycji?

L. Ż.: Obecny rząd opiera się na bardzo niewielkiej przewadze kilku głosów  w Sejmie. Dopóki opozycja jest całkowicie rozbita i zagubiona, to wystarcza. Ale zawsze trzeba się liczyć z tym, że kilku posłów może być przeciągniętych na drugą stronę... Historia zna takie przypadki, również w III RP. Czasem skuteczny może być pospolity szantaż, czasem pokusa otrzymania pokaźnej walizki z zadrukowanym papierem, oferta objęcia intratnej posady (dla siebie i bliskich) w jakimś bogatym koncernie, spółce itp.

Dlatego trzeba bardzo uważać na wszystko. Demokracja wewnętrzna (wewnątrzpartyjna) jest trudna, ale na dłuższą metę może być bardziej skuteczna niż jednolity front, narzucany z góry. No i praca w terenie - spotkania z wyborcami, organizowanie zaplecza, struktur partyjnych i środowiskowych.

W tej chwili mamy alternatywę: albo obecna władza, albo opozycja wraca do władzy (Platforma Obywatelska, Nowoczesna, KOD, różne formalne i nieformalne środowiska dążące ze wszystkich sił do zmian). Wyborcy powinni być stale informowani - że ci, którzy chcą "zmian", już byli, do niedawna mając praktycznie wszystko. I dlatego wszystko stracili, przegrywali to, co wydawałoby się - jest nie do utracenia, jak np. prezydentura. Ale pamięć ludzka jest krótka. Wobec stałego rażenia nas  dezinformacją wszelkiego rodzaju ze wszystkich stron, ludzie się w takim chaosie gubią. I mogą zacząć przyjmować "argumenty" opozycji. Dlatego musi być ona ośmieszana (jest za co) a przede wszystkim - wszędzie tam, gdzie naruszają swe własne prawo (jak np. sprawa okupacji sejmu! - to marszałek B. Komorowski zarządził, że posłowie nie mogą przebywać w sali plenarnej poza obradami) nie może być zbytniej pobłażliwości.

Pamiętajmy, że Al Capone został skazany nie za swe gangsterskie sprawy, tylko za niepłacenie podatków, rzecz wydawałoby się trzeciorzędną wobec jego przewinień. Ale kara była skuteczna.

Dziękuję za rozmowę.