Ludobójstwo wołyńskie pozostaje wciąż nierozliczone. Strona ukraińska nie chce przyznać, że doszło do masowej zbrodni na Polakach, przedstawiając tamte wydarzenia jako polsko-ukraiński konflikt i część odpowiedzialności zrzucając na samych Polaków. W Polsce z kolei próbuje się niekiedy przykrywać tę sprawę zbrodniami sowieckimi i łączyć ludobójstwo na Wołyniu z agresją Sowietów na Polskę.

Zdaniem publicysty historycznego Leszka Żebrowskiego oba podejście są fałszywe. W rozmowie telefonicznej z portalem Fronda.pl Żebrowski wskazywał, że wyjątkowość zbrodni ukraińskich zasługuje na to, by potraktować je zupełnie osobno i stanąć wreszcie w prawdzie.

Leszek Żebrowski: To nie była zwykła eksterminacja, jaką prowadziły choćby NKWD czy Gestapo. To była eksterminacja ze szczególnym dręczeniem i torturami, które trudno sobie wprost wyobrazić. Dotknęło to także bardzo wielu polskich dzieci, nawet malutkich. Te wydarzenia powinny być odpowiednio upamiętnione i wyróżnione. Nie można ich łączyć z innymi sprawami, bo nie ma takiej ciągłości. Nie dajmy sobie narzucić narracji, według której Ukraińcy byli tylko współwinni lub byli nawet ofiarami, bo za wszystko odpowiedzialny był sowiecki system totalitarny. Takie przedstawianie sprawy na dłuższą metę nie zda egzaminu, bo to historyczne oszustwo. Do zbrodni dochodziło na terytorium okupowanym przez Niemców. Duża część Ukraińców współpracowała z nimi świadomie i dobrowolnie, licząc na pewne zdobycze polityczne, których oczywiście nie dostali.

Te zbrodnie nie rozpoczęły się w 1943 roku. Dzień 11. lipca tego roku to jedynie kulminacja. Te zbrodnie rozpoczęły się wcześniej. W 1939 roku od 17 września, a na niektórych terenach nawet przed tą datą, już mordowano – na mniejszą skalę, ale i tak życie straciło kilkanaście tysięcy ludzi. Zabijano małe grupy żołnierzy, oficerów, księży, policjantów, funkcjonariuszy państwa. Druga fala takich mordów miała miejsce od czerwca 1941 roku, kiedy niektóre formacje ukraińskie wchodziły razem z Niemcami na teren, jak to nazywali, Galicji Wschodniej. Ukraińcy wyobrażali sobie, że za współudział w eksterminacji ludności polskiej i żydowskiej otrzymają jakieś gratyfikacje polityczne. 30. czerwca 1941 roku Ukraińcy proklamowali istnienie niepodległego państwa, czego Niemcy oczywiście nie przyjęli. Sojusznik był im potrzebny do popełniania zbrodni, ale nie po to, by go wynagradzać.

Pamiętajmy też, że Ukraińcy w swojej ówczesnej deklaracji oddali hołd „wielkiemu państwu niemieckiemu” i Adolfowi Hitlerowi. Ich deklaracja była jednoznaczna. Warto przy tym przypomnieć, że Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów była w swojej genezie formacją faszystowską i socjalistyczna. Do 1929 roku nie było zresztą OUN; ale choćby Związek Faszystów Ukraińskich. Później poszli dalej, nacjonalizując jeszcze bardziej swoją ideologię. To, co działo się na Wołyniu w 1943 roku, było kolejną falą zbrodni, największą i najbardziej okrutną. Nie rozpoczęła się jednak wcale 11. lipca; zbrodnie na dużą, narastająca skalę, zaczęły się tak naprawdę jesienią roku wcześniejszego. Co więcej kierownicze ośrodki polskiego państwa podziemnego posiadały o tym informację dzięki działalności wywiadowczej i meldunkom terenowym. Powinny zostać poczynione odpowiednie przygotowania, co niestety nie nastąpiło. A wielki wysiłek polskiego państwa podziemnego mógł zostać skierowany właśnie na ochronę ludności cywilnej. Tam powinny powstać duże jednostki partyzanckie; warunki ku temu były. Wszędzie tam, gdzie był polski opór, nawet na niewielką skalę; wszędzie tam, gdzie pojawiła się samoobrona lokalna mając jakąkolwiek, nawet najgorszą broń – tam skala zbrodni była ograniczona. UPA była silna, UPA była mocna – ale tylko wtedy, gdy miała przed sobą kobiety, dzieci i starców. Wystarczały wtedy siekiery, noże, łomy, widły i inne narzędzia gospodarskie. Tam, gdzie Polacy stawiali się w sposób czynny i pokazywali, że mogą się bronić, Ukraińcy nie byli w stanie przeprowadzać skutecznych ataków.

Trzeba też podkreślać, że o ile zbrodnie sowieckie i niemieckie dokonywane  były przede wszystkim przez formacje specjalnie do tego przygotowane. Ze strony niemieckiej to Einsatzgruppen mordujące Polaków, Żydów i innych. Ze strony sowieckiej było to przede wszystkim NKWD. Po stronie ukraińskiej w zbrodnie angażowała się na dużą skalę także zwykła ludność. Zachęcała ich do tego z jednej strony ideologia, a z drugiej widoki na łatwy łup. Ludność brała to, co pozostawało po zabitych, całe możliwe do przeniesienia wyposażenie domów i gospodarstw. Do zbrodni wciągano też młodych ludzi i kobiety. Tutaj nie były to tylko działania organizacji OUN i UPA, ale także działania zwykłej ukraińskiej ludności.

Warto też zauważyć, że choć my nazywamy ich wszystkich banderowcami, to istniały wśród nacjonalistów wewnętrzne podziały. Niektóre odłamy UPA były świadome błędu mordu na Polakach; na przykład Taras Bulba zbrodnie krytykował, mówiąc, że przyjdzie za nie zapłacić, bo to nie Niemcy wygrają wojnę, ale Zachód. Mówił tak nie dlatego, że zbrodni nie chciał, ale bał się odpowiedzialności.

Instytucje polskiego państwa powinny zaangażować się po stronie środowisk kresowych w upamiętnienie ofiar tych zbrodni, a także w ściganie i rozliczenie ukraińskich zbrodniarzy. Przez ponad 20 lat po 1989 roku postawienie ich przed sądem było możliwe. Nie zrobiono z tym jednak absolutnie nic. Efekt jest taki, że dziś na Ukrainie wychowuje się młodzież wmawiając jej, że to Polacy napadli na Ukraińców; fałszuje się dokumenty i publikacje. Nie ma dialogu ani rozmowy; strona ukraińska mówi tylko, że albo przyjmujemy ich wykładnię, albo jesteśmy agentami Putina. To samo podejście funkcjonuje zresztą często także w Polsce. Niewiele przyjdzie nam z tego, że ukraiński prezydent klęknie przed wołyńskim pomnikiem nic nie mówiąc, podczas gdy w tym samym czasie na Ukrainie powstają aleje Bandery. To pokazuje, że takie polityczne gesty są puste, a istota sprawy pozostaje nieporuszona. Ściga się dziś gestapowców, choćby mieli 100 lat; przynosi się ich na noszach do sądu, półprzytomnych – i skazuje na więzienie. Nie odsiedzą już go, oczywiście, ale zostają skazani i ukarani. Tymczasem w sprawie zbrodni ukraińskich nie było ani jednego śledztwa, nie wskazano palcem żadnego zbrodniarza. To kaleczy naszą historię. 

komentarz ukazał się pierwotnie na portalu Fronda.pl 17 VII 2016