Luiza Dołegowska, Fronda.pl: W mediach widać pewien trend, który można nazwać zmasowanym szturmem na kilku ministrów rządu, co owocuje szumem wokół spraw niezbyt ważnych i drugorzędnych. Czy to pewien rodzaj taktyki, aby zaszkodzić w przeprowadzaniu zmian, do jakich zobowiązał się rząd?

Leszek Żebrowski, historyk, pisarz, publicysta: Media wrogie rządowi (tak, są takie, co widać gołym okiem), robią wszystko, aby dyskredytować swoich przeciwników. Siły, które chcą powrotu do przeszłości, "żeby było tak jak było", zrobią wszystko, wykorzystując każdą okazję, aby odwracać uwagę wyborców (bo przecież o to tylko chodzi, o zorganizowanie potencjalnych wyborców na przyszłość) od spraw bardziej istotnych, aby wytworzyć przekonanie, atmosferę, jak bardzo jest teraz źle. To nie jest tak, że nie można, że nie ma za co krytykować rządu, ministrów, władz wszystkich szczebli. Powinno się krytykować, w dodatku bardzo ostro za błędy, zaniechania, nietrafione decyzje. Ale słowo ''krytyka'' ma określone znaczenie, to nie jest przecież wybrzydzanie na wszystko z pozycji "autoryteta", jak w dziedzinie mody, gdzie wszystko jest umowne.

Chodzi o nazywanie rzeczy po imieniu, sprowadzanie dyskusji do konkretów, a nie gołosłowne rzucanie oskarżeń zgodnie z regułą: "to nic, że to nieprawda, niech się bronią". Siły opozycji i związane z nimi media wychodzą z założenia, że im gorzej, tym lepiej. To droga donikąd, w ten sposób można wyrządzać tylko szkody, nic pozytywnego przy takim podejściu nie da się zbudować. Ale opozycja sprawia wrażenie, że nie myśli racjonalnie, a właściwie - to już nie jest wrażenie, to fakt.

Czy Pana zdaniem ma szanse ulec zmianie w najbliższych latach proporcja w zakresie własności mediów - obecnie prawie wszystkie media prasowe są w rękach niemieckich - i jakie byłyby rezultaty takiej zmiany?

Przez dwadzieścia kilka lat media były kształtowane nieadekwatnie do potrzeb społeczeństwa, ale dla sił międzynarodowych i ich kapitału, oraz "pożytecznych idiotów" wewnątrz kraju a nawet polityczno-społecznych agentur. Tak, to odpowiednie słowo, bo jeśli ośrodki krajowe co chwila wzywają "pomocy" z zewnątrz i ją uzyskują, mają tam oparcie i poparcie, to są w istocie agenturą, działającą wbrew obiektywnym interesom własnego kraju.

Odzyskanie mediów jest niezwykle ważne. To one kształtują opinię publiczną. Ktoś, kto chce obejrzeć tylko pogodę, nie będzie podatny na ideologiczne i propagandowe wpływy. Ale jeśli ogląda audycje informacyjne, publicystyczne itp., a jest bezkrytyczny (na ogół jest, bo nie ma własnej wiedzy), zaczyna wierzyć w to, co widzi i co słyszy, choć rzeczywistość wokół niego jest inna. Stąd to przekonanie, że w Polsce obecnej nie ma demokracji, wolności itp. A nawet, że jest tak, jak w PRL, w dodatku w okresie stalinowskim. Tylko kto dziś pamięta tamte czasy?

Czy proporcje własności mediów ulegną zmianie? To zależy od tego, jakie działania zostaną podjęte. Na ogół szanse wydają się niewielkie, to byłby proces kosztowny i rezultat jest niewiadomy. Ale jest inna droga.

Trzeba budować media własne, narodowe nie tylko z nazwy. Do tego - musi być odpowiednia kampania informacyjna, co jest czyją własnością i jakie są tego konsekwencje. To droga trudna, ale wydaje się, że jedyna skuteczna. Nie można tej drogi zaniechać.

Jak ocenia Pan szanse PiS w najbliższych wyborach samorządowych i jakie działania mogłyby zwiększyć szanse partii Jarosława Kaczyńskiego na wygraną w tych wyborach?

Te szanse są bardzo duże, większe niż nam się wydaje. Przy masowym pilnowaniu komisji wyborczych, technik głosowania i liczenia głosów szanse PSL, aby sprzątnąć społeczeństwu sprzed nosa prawie jedną czwartą głosów są praktycznie żadne. Do tego konieczne są oczywiste zmiany w ordynacji wyborczej, aby skala możliwych fałszerstw wyborczych była znikoma. I tu nie chodzi o cel doraźny, aby partia rządząca, czyli PIS, mogła wygrać wybory samorządowe. Myślenie kategoriami wyłącznie partyjnymi, w dodatku w wyborach samorządowych to na dłuższą metę katastrofa. To już było i skutki znamy.

Tu chodzi o jakość życia politycznego w ogóle, o to, aby nasze glosy nie były marnowane, czyli np. uznawane za nieważne, czy wprost przerzucane na inną kupkę, na konto innych partii.

Przez półtora roku od wyborów parlamentarnych zmieniło się w Polsce bardzo dużo, choć trudno być całkowicie zadowolonym. Ale tzw. opozycja nie ma pomysłu, co zrobić, aby wygrać, czy nawet przetrwać bez bardzo poważnych strat. Wybrali najgorszą z możliwych opcji, czyli zrzucanie wszystkiego na PiS, niezależnie od tego, czy ta partia miała akurat coś wspólnego z dziedziną krytykowaną, czy też nie. Do tego opozycja ma takich liderów, że Jarosław Kaczyński praktycznie nie musi dużo robić, aby zapewnić sobie ciągłość władzy. Wystarczy stale pokazywać Mateusza Kijowskiego, Ryszarda Petru, Grzegorza Schetynę i dać im się "wypróżniać" do kamer i mikrofonów. Im więcej ich będzie w mediach (ich ślinotoku), tym dla społeczeństwa lepiej, bo utrwali się obraz skrajnych nieudaczników, którzy nie mają nic sensownego do powiedzenia.

Dziękuję za rozmowę.