Telewizja publiczna to nie tylko Wiadomości, które co prawda pozostają nieznośnie schematyczne i warszawocentryczne, ale wreszcie pokazują sporo prawdy. To nie tylko kilkadziesiąt sensownych minut w TVP Info. To także wiele całodobowych kanałów, w tym jeden, który powinien stanowić jeden z kluczowych elementów kształtowania w Polsce nie tylko nowej polityki historycznej, ale i nowej polityki kulturalnej. Ta bowiem również ostatnimi laty oparta została na pogardzie wobec polskiej tradycji i polskiej klasyki, na wzbudzaniu w narodzie wstydu z powodu takich „nacjonalistów” jak Henryk Sienkiewicz czy takich „wsteczniaków” jak Zygmunt Krasiński. Kanał, o którym mowa, to TVP Kultura, w którym zmiana polega na tym, że jest tam jeszcze bardziej lewacko i ekstremalnie, niż było przed zmianą.

To, co pozostawiono nienaruszone, to nuda, ale za to wzbogacona od czasu do czasu ohydą. W ulubionych tam, niekończących się gadkach-szmatkach prezentują się co prawda nieco inni ludzie, dobrani oczywiście według klucza pluralistycznego, ale tak samo jak poprzednicy mają zadanie zastąpić prawdziwe dzieła sztuki i autentyczne wytwory kultury czczymi wywodami (kto ich słucha poza gronem znajomków?) o pseudodziełach różnej maści. Cóż się dziwić, że właśnie tak wygląda zmiana, skoro pół roku temu na czele tego kanału postawiono młodego człowieka, zdeklarowanego ateistę, który swoje credo odnośnie kultury i roli programu, którym ma kierować, przedstawił w obszernej rozmowie, gdzie? Oczywiście na łamach „Wyborczej”.

Dziwię się bardzo, że tą szeroko rozpowszechnioną koncepcją nowego dyrektora nikt z decydentów telewizji publicznej dotychczas się nie zainteresował. Wygląda na to, że dyrektor Mateusz Matyszkowicz uprawia jednak prywatne poletko. Najgorsze, że z lubością rozsiewa po nim chwasty. Nowy szef ewidentnie pogubił się i ma złych doradców. Do tych ostatnich zaliczyć trzeba niewątpliwie Krzysztofa Kłopotowskiego, który zatrudniony przez nowego dyrektora śmiało kontynuuje starą pluralistyczno-lewacką koncepcję dając przy okazji do zrozumienia, że ludzie domagający się od takiej stacji jak TVP Kultura patriotycznego i chrześcijańskiego oblicza, to przedstawiciele prawicowego ciemnogrodu. Oto jego credo zaprezentowane na stronie sdp.pl: „Gdyby nie było miejsc specjalnych dla rewolucjonistów, dziwaków, nawet zboczeńców, kulturze groziłaby martwica. Niestety, nie rozumie tego duża część prawicowej publiczności, może dlatego, że nie lubi wyzwań dla umysłu”. Pięknie. Oto klasyczne marksistowsko-leninowskie wołanie o miejsce dla rewolucjonistów uzupełnione zostało wołaniem o równie słuszne miejsce dla zboczeńców. To ci dopiero wyzwanie dla umysłów.

W taki oto właśnie sposób realizuje się zasadnicza idea czołowego teoretyka komunizmu Antonio Gramsciego „długiego marszu przez instytucje”. Marszu, który miał doprowadzić do pełnego opanowania świata kultury przez skrajne lewactwo, a poprzez kulturę – do opanowania świata polityki, gospodarki i całego życia społecznego. Gramsci uzupełnił Marksa i Lenina twierdząc, że samo opanowanie środków produkcji to za mało, by stworzyć „nowy świat”. Podstawowe i niezbędne jest opanowanie umysłów. Za olbrzymią przeszkodę w drodze do realizacji tego celu uznawał przede wszystkim chrześcijaństwo. Zdawał sobie sprawę, że dopóki w ludziach trwa wiara w Boga, dopóty nie zaakceptują oni nigdy czegoś Bogu przeciwnego. Zohydzanie postaci Jezusa oraz chrześcijańskich symboli religijnych uznano więc za jeden ze znakomitych sposobów na dotarcie do umysłów. Niektórzy nazywają to właśnie „wyzwaniem dla umysłu”. Jednakże kiedy ogląda się takie pseudodzieła jak „Ukrzyżowanie – święty skandal”, kiedy ogląda się Chrystusa skąpanego w urynie albo wymazanego na krzyżu kałem, albo rozpłataną na pół, krwawiącą świnię przybitą do krzyża, to mamy do czynienia z wyzwaniem dla żołądka, bo normalnemu człowiekowi trudno powstrzymać wymioty. A wymieniłem tylko nieliczne z dziesiątków przypadków zohydzania Jezusa w filmie „Ukrzyżowanie – święty skandal”, filmie którego obrońcą okazał się pan Kłopotowski, który panoszy się w TVP Kultura i doradza takim jak ja zakutym prawicowym łbom, żebym sobie „sięgnął po pilota i zmienił kanał”. A wtedy on oraz jego kompani będą już swobodnie i bezkarnie maszerować przez tę instytucję. Doradza więc swoim pryncypałom: „Zarząd Telewizji Polskiej musi też liczyć się z oczekiwaniami lewicowych i liberalnych środowisk artystycznych, które potrzebują prowokacji i kontrowersji dla pobudzenia krążenia idei. Trudno byłoby dogadzać im w programach anten dla masowej widowni. Natomiast TVP Kultura jest ich naturalnym nadawcą”. A więc nie element telewizji publicznej, narodowej, ale pole realizacji idei Gramsciego.

Ci, którzy mieli nadzieję, że jednym z priorytetów nowej zmiany w mediach publicznych będzie odkłamywanie rzeczywistości oraz przywracanie słowom i pojęciom ich prawdziwego znaczenia, póki co srodze się zawiedli. TVP Kultura została całkowicie i bezczelnie zawłaszczona przez środowisko jak najdalsze od wyborców PiS-u. Nie uważam, że środowisku temu trzeba zamknąć usta, ale niech działają na jakichś platformach niszowych, finansowanych z własnych funduszy, a nie korzystają z wielkiej stacji publicznej, przed którą stoją olbrzymie zadania narodowe, w tym odrobienie bardzo poważnych zaniedbań na polu umacniania naszej tożsamości.  

Cóż to za argumentacja: „Lewicowi, liberalni oraz zbuntowani artyści są również obywatelami kraju i to wcale nie gorszego sortu. Coś im się należy od Telewizji Polskiej”. No to złodziejom, oszustom, zboczeńcom też się coś należy, bo są obywatelami tego kraju? Tak funkcjonuje umysł, do którego nie docierają co prawda prawicowe argumenty, ale który za to jest całkowicie otwarty – na demagogię. Tak otwartym tekstem jak Kłopotowski nie mówiła nawet platformiana dyrekcja TVP Kultura: „Rozkład tradycyjnych wartości na Zachodzie dociera do Polski na coraz większą skalę, co wynika z procesów cywilizacyjnych. Polska korzysta z faktu, że jest względnie zapóźniona. Ma więc okazję, by lepiej przygotować się na okoliczność upadku religii, rodziny, obyczajów”. Panie Kłopotowski, to niech pan przygotowuje się na ten upadek, razem z dyrektorem Matyszkowiczem, tyle że w prywatnych apartamentach, a nie w telewizji publicznej. My natomiast, ograniczone, prawicowe niedorozwoje, zakochane w durnej klasyce i literaturze narodowej, przepraszam, chciałem powiedzieć nacjonalistycznej tradycji, powalczymy jednak z tym rozpadem wartości.

Póki co, nowy dyrektor TVP Kultura jest konsekwentny w realizacji programu ateizacji polskiego społeczeństwa, w szczególności zaś zohydzania życia i postaci Chrystusa. Po niedawnej emisji niebywale ordynarnego filmu pt. „Ukrzyżowanie – święty skandal” zaserwował nam w czwartek 9 czerwca „Ostatnie kuszenie Chrystusa”, amerykański utwór, który znalazł się na słynnej liście dziesięciu najbardziej antykatolickich filmów w historii kina (według znanego amerykańskiego magazynu „Faith & Family”). Tyle, że tym razem dyrekcja TVP Kultura nie pokazywała filmu o godz. 23, ale w porze najlepszej oglądalności, o godz. 20.20.

(…)

Prawdziwe są wszystkie ważne postacie w tym filmie. Np. Matka Boża. Odarta ze świętości, pokazana jako stara wiedźma, z którą nikt się nie liczy, nawet jej syn. A w Kanie Galilejskiej podczas wesela, gdzie Jezus dokonuje pierwszego opisanego w Ewangeliach cudu, z ust Maryi nie padają w filmie owe jakże istotne dla wiary katolickiej słowa: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”. Słowa kluczowe dla teologii katolickiej, a także z tego względu, że wypowiada je Matka Jezusa.

Judasz to najbardziej pozytywna postać w „Ostatnim kuszeniu Chrystusa”. Prawdziwy izraelski patriota, bohater walk przeciwko okupantom, Rzymianom, człowiek pełen odwagi i rozsądku. To on na początku filmu z oburzeniem rzuca się na Jezusa, gdy ten pracuje jeszcze jako cieśla i ciosa, co? Krzyże! Dla kogo? M.in. dla żydowskich patriotów męczonych przez rzymskich sołdatów. Jezus pod presją, ale jednak, pomaga w ukrzyżowaniach; to kolaboracja, dowodzi Judasz, która doprowadzi w końcu do tego, że sam cieśla zawiśnie na krzyżu. On w żadnym razie nie chce zdradzić Jezusa, ale przecież ten go usilnie do tego nakłania! Na końcu Judasz powie „Kochałem cię tak bardzo, że cię wydałem” – to zdanie najlepiej ilustruje „logikę” utworu Scorsese i jego pomyloną, domorosłą „filozofię”.

Ciekawe kwestie wypowiada o sobie Jezus: „Jestem kłamcą, obłudnikiem” albo „Jest we mnie Lucyfer”, albo „Patrzę na ludzi i czuję litość, nic więcej”. Jeszcze lepsze mądrości głosi Jan Chrzciciel: „Sodoma i Gomora – oto droga Boża”. Obszarpani osobnicy i nagie osobniczki ochrzczone przez Jana wiją się nad brzegiem Jordanu w psychodelicznych pląsach – któż inny przychodziłby po pociechę do jakiegoś koślawego, półnagiego starca z obłędem na obliczu… „Bóg żąda gniewu!” – woła Jan.

Seks Jezusa z Marią Magdaleną to ulubiony motyw wszelkich masońskich wyobrażeń Ewangelii, uwieczniany przedtem w literaturze i malarstwie. Teraz też – w filmie. Scorsese nie żałuje sobie scen erotycznych, ale i quasi-erotycznych, z podtekstami. A wszystko na tle śmieciowisk, łachmanów, jakichś robali, wybebeszanych baranów. Jezus jest najczęściej brudny, w potarganym odzieniu, z brudem za paznokciami (zbliżenie). Marię Magdalenę poznajemy bliżej w burdelu, gdy wystawia goły tyłek w kierunku czającego się tam Jezusa; gdy kobieta odwraca się w jego kierunku, twarz ma umęczoną – widać ślady licznych stosunków z klientami tego przybytku (przed chwilą mogliśmy je oglądać razem z Jezusem). Nawiązuje się bardzo „filozoficzny” (na poziomie filozofii pana Scorsese) dialog między ladacznicą a Jezusem. „Chcę żebyś mi przebaczyła”, błaga Jezus zmordowaną prostytutkę, a ona go – przegania. „Wiem, najbardziej skrzywdziłem ciebie”, kontynuuje Chrystus, który zarazem wyznaje, że pragnął jej od dawna. Tak oto dokonuje się zamiana znaczeń, odwrócenie ról. W jakim celu? „Tak się buduje kulturalną świadomość widza” – niechcący wyznaje analityczny krytyk i zrazem obrońca szarlataństwa religijnego we wspomnianym wyżej artykule. 

To nieliczne z licznych przykładów szalbierstwa reżysera „Ostatniego kuszenia Chrystusa”. Odrzeć Jezusa z boskości – to ewidentny cel filmu. Drugi cel, to namieszać ludziom w głowach, posiać wątpliwości. Ten film osiąga szczyty zamętu. I bardzo prosiłbym pana Adamskiego i innych, by nie wmawiali czytelnikom, że protesty przeciwko temu filmowi Martina Scorsese są dziełem „zacietrzewionych chrześcijan, którzy nie widzieli filmu, ale na podstawie plotek postanowili przed nim przestrzegać”. Jest zupełnie odwrotnie, ci, którzy go widzieli, nie są w stanie powstrzymać się od protestu. Oczywiście, o ile nie są lewackimi mącicielami.

Oczywistym jest, że takie filmy powstają. Bluźnierstwo jest stare jak świat. Dlaczego jednak kupuje je telewizja publiczna i wielokroć emituje? Przekaz dotrze do tysięcy ludzi. Absolutnie demagogicznym stwierdzeniem jest opinia Kłopotowskiego o emisji filmu: „Jednak przedstawienie go widowni wcale nie znaczyło, że TVP Kultura propaguje tego rodzaju działania. To nie była promocja, lecz informacja”. Niestety, publiczna emisja uwiarygadnia, nawet w sądach. Uwiarygadnia również naszych rodzimych „artystów”, skrajnych lewaków, dewiantów umysłowych i psychicznych dążących za wszelką cenę do sponiewierania wszystkiego, co chrześcijańskie.

Wiadomo, że kultura to niebywale szerokie pojęcie, interpretowane na bardzo wiele sposobów. Jednak w powszechnym, podstawowym rozumieniu jest to całość bogatego dorobku zarówno duchowego, intelektualnego, jak i materialnego danego społeczeństwa. Należy tu podkreślić zwrot „całość dorobku” – nie jakiś jego ułamek. TVP Kultura skoncentrowała się bez reszty na maleńkim wycinku kultury, choć niewątpliwie aktualnie bardzo modnym.

Telewizja publiczna określana jest od pewnego czasu narodową, niebawem pojęcie to zostanie zakotwiczone w prawie. Jeśli zaś chodzi o kulturę narodową, dużo łatwiej jest ją zdefiniować. Oczywiście trzeba też mówić o całości kultury danego narodu, w naszym wypadku ponad tysiącletniej. Istnieje bowiem zasadnicza współzależność między kulturą narodową a świadomością narodową. W tej sytuacji sterowanie przekazem kulturalnym w kierunku „rewolucjonistów, dziwaków, nawet zboczeńców”, to dążenie do podkopywania podwalin naszej tożsamości narodowej. Coś takiego już przerabialiśmy za poprzednich rządów, domagających się dla Polaków germańskiego hegemona.

Kultura narodowa dysponuje wielkim dorobkiem dzieł artystycznych z przeróżnych dziedzin sztuki, dorobkiem wiedzy. Operuje normami i zasadami, z których nie wolno rezygnować pod rygorem wynarodowienia. Znajomość tych dzieł oraz zasad jest warunkiem istnienia określonej wspólnoty narodowej. Możemy mówić o kanonie kulturalnym warunkującym nasze dalsze istnienie jako Polaków. Do poznania tego kanonu winna przyczyniać się telewizja narodowa, a TVP Kultura w szczególności. Do poznania naszej tysiącletniej, przebogatej, różnorodnej kultury, w której współczesne ruchy quasi-artystyczne nie są nawet marginesem.

Jak ktoś nie wie, jak się realizuje taki program, to proponuję pooglądać niemieckie kanały telewizji publicznej; nie zawsze muszą się nam one podobać merytorycznie, ale to jest przykład wielkiego szacunku dla swego narodowego dorobku. 

I tu pytanie zasadnicze. Czy można spodziewać się innej polityki repertuarowej w TVP Kultura po młodym człowieku, który studiował w cieniu (on by pewnie powiedział: w blasku) niejakiego prof. Jana Hartmana, publicznego obrońcy kazirodztwa, a teraz działa pod bezpośrednim wpływem np. pana Kłopotowskiego, wielkiego obrońcy dewiantów? Nowy dyrektor jest nie tyle prowokatorem, co zdeklarowanym ateistą, kamuflując to upodobaniem do bliżej nieokreślonego pluralizmu kulturalnego. Po pokazie filmu „Ukrzyżowanie – święty skandal” niektóre osoby ukarano, to fakt, ale jego zostawiono. No to działa dalej, a bezkarność po tamtej emisji tylko go rozzuchwaliła; przekonał się bowiem, że w ramach obecnego układu może sobie pozwolić na bardzo wiele w stosunku do katolików w Polsce. Ale i w stosunku do swoich przełożonych. Ciekawe, że ten film puszczono na TVP Kultura po raz drugi; pierwszy raz za poprzedniego kierownictwa – w 2015 r. w Wielki Czwartek, w doroczne święto wszystkich księży. Oczywiście nie w ramach szyderstwa, tylko w ramach „debaty na temat miejsca chrześcijaństwa w sztuce”, jak to elegancko określa red. Adamski. Kolejny raz zatem próbuje się nam dowodzić w TVP Kultura, że miejsce chrześcijaństwa jest na śmietniku, w burdelu, w kupie łajna. Sprawa jest bardzo, bardzo poważna, wpisuje się bowiem w dłuższą narrację oswajania narodu z opluwaniem symboli wiary katolickiej, co zapoczątkowano wyjątkowo ordynarnym bezczeszczeniem krzyża na Krakowskim Przedmieściu.

A bez wiary katolickiej tego narodu nigdy nie było i nie będzie.

 

Leszek Sosnowski

Artykuł w całości ukazał się w aktualnym numerze miesięcznika „Wpis”.