Jak dowiedziała się Polska Agencja Prasowa, biznesmen Leszek Czarnecki, który oskarża o żądanie 40 milionów zł łapówki byłego szefa Komisji Nadzoru Finansowego (KNF) Marka Chrzanowskiego, nie stawił się w wyznaczonym przez prokuraturę terminie na badania wykrywaczem kłamstw (wariografem). Sprawdzenia w ten sposób zarówno Czarneckiego, jak i Chrzanowskiego domagał się pełnomocnik tego pierwszego Roman Giertych. On również jest pomysłodawcą użycia wykrywacza kłamstw, i on właśnie ustalił z prokuraturą termin badań wariograficznych biznesmena. A kiedy ten nie stawił się na badania, to także Roman Giertych powiadomił SMS-em organy ścigania, że Czarnecki wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Adwokat zaproponował też, aby właśnie tam prokuratura przeprowadziła przewidziane badania. Tymczasem – jak ustaliła PAP - prokuratura nie ma takich prawnych możliwości, nawet gdyby badania miały się odbyć w polskim konsulacie w USA. PAP dowiedziała się też, że Marek Chrzanowski poddał się badaniu wariografem.

A po co ono ma być potrzebne. Przypomnijmy tu, że „Gazeta Wyborcza” 13 listopada 2018 r. podała, iż przewodniczący KNF zaoferował Czarneckiemu przychylność dla Getin Noble Banku w zamian za około 40 mln zł, które miało stanowić wynagrodzenie dla wskazanego przez szefa KNF prawnika. Czarnecki nagrał rozmowę, lecz w nagraniu nie znalazły się słowa Chrzanowskiego o tej kwocie. Wedle biznesmena bowiem, szef KNF pokazał mu kartkę, na której napisał „1 proc.” Chodziło podobno o 1 procent wartości Getin Noble Banku "powiązanej z wynikiem banku".

Marek Chrzanowski zaprzecza istnieniu wspomnianej kartki. Roman Giertych z kolei, choć przyznał, że jej nie ma wśród dowodów sprawy, to jednak stwierdził, że badanie wariograficzne rozstrzygnie sprawę. Oświadczył przy tym, że jego klient jest gotowy poddać się takiemu badaniu.

Jak widać nie jest jednak gotowy. W przeciwieństwie do oskarżanego Marka Chrzanowskiego. A to daje do myślenia...

erl/PAP