,,Dziennik Gazeta Prawna'' przeprowadził wywiad z lekarzem z Warszawy. Na etacie w szpitalu zarabia zasadniczo 5 tysięcy brutto - czyli do ręki 4 tysiące. ,,Dorabia'' jednak tyle, że wychodzi mu miesięcznie około... 20 tysięcy brutto. Jak to możliwe?


Za pracę pięć dni w  tygodniu od 7:30 do 15:30 ów warszawski lekarz dostaje 5 tysięcy brutto. To mu jednak nie wystarcza i dorabia w dość ciekawy sposób.


,,W sumie pracuję w trzech placówkach i dorabiam kilka razy tyle. Dyżuruję u siebie i jeszcze w jednym szpitalu. Mam siedem-osiem dyżurów w miesiącu, takich 24-godzinnych. U siebie jestem zatrudniony na etat. I po dyżurze nie mógłbym wrócić do pracy – więc, żeby to ominąć, zatrudniam się przez zewnętrzną agencję do mojego szpitala. Tym razem do pracy rozliczanej na godziny. Dzięki temu nie muszę schodzić z dyżuru do domu'' - mówi.


I przyznaje, że jest to omijanie prawa.
W ten sposób na dyżurach, będąc na kontrakcie, zarabia za godzinę od 80 do 100 zł brutto.


,,Jeżeli podczas dyżuru wykonam dodatkowe procedury, w części ośrodków otrzymam dodatkowe wynagrodzenie – kilkaset złotych. Też brutto. Oprócz tego raz w miesiącu jeżdżę na weekend do małej miejscowości pod Warszawą'' - tłumaczy.

,,Wyjeżdżam zaraz po pracy i jestem tam o 18 wieczorem w piątek. Dyżuruję non stop do poniedziałku do 6 rano. Wyjeżdżam z dyżuru, tak żeby zdążyć do siebie do szpitala na 7.30. Wracam do domu ok. 16 w poniedziałek'' - tłumaczy.


I przyznaje, że ,,byłoby lepiej'' gdyby był wypoczęty, ale ,,chce utrzymać rodzinę na poziomie''. Co więcej na dyżurach często po prostu czyta książki, bo nic się nie dzieje.


Lekarz podsumowuje, że bierze jescze udział w badaniach klinicznych, prowadzi wykłady i szkolenia. Łącznie pracuje około 290-300 godzin miesięcznie i zarabia ok. 20 tysięcy brutto.

mod/forsal.pl