Marta Brzezińska: Antykoncepcja przedstawiana jest jako wysoce skuteczna, niemal stuprocentowa metoda zapobiegania ciąży. Tak jest w rzeczywistości?

Dr Ewa Ślizień – Kuczapska: Jedyną tak skuteczną metodą zapobiegania ciąży jest abstynencja. Tylko ona może dać stuprocentową pewność. Środki antykoncepcyjne zwłaszcza hormonalne niewątpliwie wykazują wysoką skuteczność, trzeba jednak dokonać zróżnicowania pomiędzy skutecznością praktyczną, taką „na co dzień”, która jest znacznie niższa od tej, tzw. skuteczności metody, czyli teoretyczną w warunkach idealnych, czyli w warunkach laboratoryjnych. Trzeba pamiętać, że część środków antykoncepcyjnych wymaga spełnienia różnych warunków, m.in. regularnego czasu przyjmowania. Osoba stosująca antykoncepcję musi być zdrowa, nie zażywać różnych leków (np. wybranych antybiotyków,leków/padaczkowych, niektórych ziół), Wymioty, biegunka, choroby gorączkowe i inne także mogą zmniejszać skuteczność .

A jak się ma to stosunku do ludzi młodych?

Są różne badania, z których wynika, że skuteczność antykoncepcji w przypadku młodych (bo to przede wszystkim do nich jest skierowana), jest znacznie niższa. Wiąże się to przede wszystkim z tym, że stosowanie antykoncepcji wymaga pewnego reżimu, a młodym z reguły trudno jest go przestrzegać. Chodzi przede wszystkim o regularność, czasowość. Aby to ominąć, producenci antykoncepcji pracują nad formułami polepszającymi jej skuteczność, mówię tu np. o formie DEPOT (z przedłużonym czasem działania), plastrze (który także działa dłużej), czy skrajnie - wkładce wewnątrzmacicznej. Oczywiście, te przedłużone formy działania wiążą się również z dodatkowymi skutkami ubocznymi.

Jakimi?

W przypadku form DEPOT może dojść do opóźnienia powrotu płodności nawet do roku, plastry zwiększają ryzyko chorób zatorowo zakrzepowych w większym stopniu niż tradycyjne tabletki, wkładki zwłaszcza u nieródek mogą wywoływać trudności z powrotem płodności!

Obecnie znacznym przemianom ulega cały system antykoncepcji doustnej. Tabletki działające w systemie „21 dni –7 dniowa przerwa – 21 dni” coraz częściej są zastępowane tabletkami stosowanymi przez cały 28 dniowy cykl. Warto jednak zauważyć, że od czterech do siedmiu tabletek w takim systemie to tabletki placebo. Chodzi o to, by wyeliminować potencjalną przerwę w przyjmowaniu tabletek, czyli o potencjalne zmniejszenie skuteczności działania. W czasie przyjmowania takich środków występuje tzw. krwawienie z odstawienia, ale absolutnie nie można nazwać tego miesiączką. Inna innowacją jest, jak dotąd jeszcze w Polsce nieobecna, antykoncepcja z eliminacją krwawień tak, że np. w roku jest ich jednie 4(!), a pacjentka cały czas przyjmuje tabletki. To są sposóby firm farmaceutycznych, by zwiększyć atrakcyjność i potencjalną skuteczność swoich produktów.

A tabletki z minimalną zawartością hormonów? Wśród firm farmaceutycznych panuje chyba ogólna tendencja do obniżania zawartości hormonów w pigułkach?

Zmniejszanie ilości hormonów nie pozostaje bez konsekwencji, bo za tym idzie zmniejszanie skuteczności tych środków. Następuje hamowanie zmiennej proporcji efektów działania: antyowulacyjnego, przeciwzagnieżdżeniowego, zagęszczania śluzu szyjkowego. Im mniejsza dawka, tym słabszy efekt, np. antyowulacyjny, a silniejszy przeciw-zagnieżdżeniowy. Nie mówiąc już o tym, że będą się również zmieniały, choć wciąż będą istotne, proporcje w stosunku do powikłań odległych, jak na przykład rak piersi.

Jak to się ma to zdrowia młodych dziewczyn? Te tabletki z minimalnymi dawkami hormonów reklamowane są jako idealne dla młodych kobiet, dopiero co rozpoczynających współżycie.

Antykoncepcja u osób przed 18 rokiem życia znacznie zwiększa, nawet do 40 proc. ryzyko raka piersi. Młodzież od 15 do 24 roku życia jest w największym stopniu narażona na infekcję HPV. Około 30% młodych kobiet nabywa infekcję HPV w ciągu 12 miesięcy od inicjacji seksualnej, zaś ponad 50% staje się HPV-pozytywna w ciągu 4 lat. Stosowanie antykoncepcji u młodocianych prowadzi do czterokrotnie zwiększonego ryzyka zakażenia transformacji nowotworowej - raka szyjki macicy. Nie należy zapominać o zwiększonym ryzyku zakrzepicy żylnej o ok. 5x w stosunku do populacji nie stosującej antykoncepcji. Warto też podkreślić, że stosowanie antykoncepcji u dziewcząt w okresie dojrzewania jest błędem w sztuce, dlatego, że oś podwzgórzowo – przysadkowo – jajnikowa dojrzewa do 19-21 rż ! może ulec łatwo uszkodzeniu na skutek działania silnych środków hormonalnych . Działają one, w zależności od preparatu, od stu do dwustu razy silniej niż naturalne hormony, produkowane przez nasze organizmy.

Słyszała Pani na pewno o przypadkach śmierci młodych dziewczyn, które pośrednio były przyczyną stosowanej przez nich antykoncepcji hormonalnej.

To są skrajności, co nie znaczy, że nie mogą mieć miejsca. Występują różne choroby, wrodzone, dziedziczne, które się nie ujawniają aż do czasu po zastosowaniu antykoncepcji. Są to na przykład tzw. trombofilie i one rzeczywiście, jeśli nie są zdiagnozowane, mogą spowodować śmierć. Oczywiście, są takie przypadki, jednak na tyle rzadkie, że ich nie podnosimy, ale musimy zadać sobie pewną refleksję – przecież ta osoba była całkowicie zdrowa, mogła żyć, przeszkadzała jej jedynie płodność, która była zintegrowanym elementem jej zdrowia. I to jest ta paranoja.

Działanie całkowicie w sprzeczności z naturą.

A także wbrew prawidłowemu funkcjonowaniu służby zdrowia. Ona ma przede wszystkim zapobiegać, czyli działać profilaktycznie, a wiadomo, że takie działania, zakładają długofalowość. Jeżeli nasze dzieci dziś będą nosiły dziadowskie buty, to za kilka lat będą miały płaskostopie i wady postawy. W długofalowej perspektywie ja nie zaoszczędzę nic, bo moje dziecko za kilkanaście lat będzie człowiekiem chorym, wymagającym rehabilitacji, a może nawet operacji. Tak samo trzeba patrzeć na antykoncepcję – dziś ludzie chcą współżyć bez tzw. „ konsekwencji „ zatem ich czasowo ubezpładniamy! Niestety zbyt rzadko wspomina się , że ta chwila przyjemności może prowadzić do poważnych zagrożeń zdrowia i przyszłej prokreacji! Medycyna sama sobie tu przeczy – to sytuacja całkowicie paradoksalna! Wbrew słynnej formule „ Primum non nocere” działa przeciwnie – niszcząc to, co zdrowe a potem rozpaczliwie próbując to odbudować . Czyli zamiast działać na rzecz zdrowia i życia, od początku działa na zgliszczach… takie błędne koło które prowadzi do m.in. do in vitro, które również jest procedurą wysoce destrukcyjną! Koszt jednego poczęcia życia na szkle, jednego zarodka to nawet do sześciu zarodków, które giną! To paradoks, w który lekarze w pewien sposób wpędzili się sami. Tych dzisiejszych trendów, choć mają wiele złożonych przyczyn, można się doszukiwać we wprowadzeniu w latach ’60 pigułki antykoncepcyjnej, i rewolucji seksualnej, jaką niewątpliwie ona przyniosła. Miało to być wyzwoleniem kobiety, ale okazało się, że fakty mówią zupełnie coś innego.

Że nie jest tak różowo…

Ponad wszelką wątpliwość mogę powiedzieć, że raczej czarno… narasta efekt domino . Dziś wiemy, że antykoncepcja nie zmniejsza a wręcz zwiększa ilość aborcji, narasta problem samobójstw wśród młodocianych, przemocy na tle seksualnym, uzależnień, chorób przenoszonych drogą płciową , niepłodności, rozwodów słowem ogromu patologii społecznych

A co wtedy, kiedy środki antykoncepcyjne przepisywane są młodym osobom nie jako antykoncepcja, ale na przykład jako lek na trądzik?

Takie środki są po prostu dobrze reklamowane. Tymczasem, nie jest to leczenie jedyne, a najczęściej to w ogóle nie jest leczenie, tylko wyciszenie, czasowe odsunięcie problemu. Łączenie antykoncepcji z efektami antyandrogennymi, czyli zmniejszającymi owłosienie lub trądzik, jest bardzo niefortunne. To zachęta do podjęcia współżycia przy okazji Ponadto środki te mogą proces ten jedynie odsunąć czasowo, ale nie wyleczyć. Istnieje grupa leków, które mogą być zastosowane w tych schorzeniach, a które nie mają działania antykoncepcyjnego. Najczęściej podłożem tych procesów np. nadmiernego owłosienia czy bardzo zaawansowanego trądziku są zaburzenia hormonalne np. zespół policystycznych jajników. Bywa, że w związku z zastosowaniem antykoncepcji problem pozostaje długo niedodiagnozowany, a związany jest z zaburzeniami zdrowia nie tylko ginekologicznego, ale całego organizmu.

Często środki antykoncepcyjne stosuje się w okresie dojrzewania w związku z bolesnością czy nieregularnością miesiączkowania. W takich sytuacjach trzeba dokładnie zagłębić się w przyczyny i strukturę dojrzewania i zrozumieć, że część tych sytuacji naturalnie ma miejsce w okresie dojrzewania. W niektórych przypadkach konieczna jest ostra i zdecydowana reakcja, ale mamy przecież cały arsenał różnych leków i niekoniecznie trzeba od razu stosować antykoncepcję.

Czemu więc tak się dzieje?

Tabletki antykoncepcyjne po prostu łatwiej przepisać niż poszukać dogłębnych przyczyn.

A środki wczesnoporonne? Niektórzy uważają, że to wciąż antykoncepcja…

Każdy środek hormonalny antykoncepcyjny ma działanie potencjalnie wczesnoporonne. Z człowiekiem, ktoś by mógł powiedzieć, z „potencjalnym człowiekiem”, mamy do czynienia od samego początku, bo przecież każdy z nas był zygotą – czyli połączeniem komórki jajowej i plemnika. Część z tych zygot, lub kolejnych stadiów rozwojów człowieka, poprzez morule, blastule, embrion, zarodek, etc. na pewnym etapie ulega poronieniu. W tym znaczeniu można więc powiedzieć, że byli to „potencjalni ludzie”, ale zawsze ludzie. Poronieniu nie ulega „coś”, jakieś ciasteczko albo samochodzik. Działanie każdego hormonalnego środka antykoncepcyjnego ma trzy punkty zaczepienia. Po pierwsze – hamowanie owulacji. A trzeba pamiętać, że ono nigdy nie jest stuprocentowe, zależy od przyjmowanego środka – od 30 proc. do około 70-80 proc. skuteczności, czasem nawet więcej, ale jak powiedziałam – nigdy nie jest to 100 proc. W związku z tym, jeśli potencjalnie możliwa jest owulacja, dochodzi do wydostania się komórki jajowej i przy sprawnie działających strzępkach jajowodów, przedostaniu się do światła jajowodu, gdzie po trudach docierają najdzielniejsze plemniki. Kolejne mechanizmy działania antykoncepcji polegają na zagęszczeniu śluzu szyjkowego tak, by plemnik miał trudność z przedostaniem się przez gęsty śluz do wnętrza narządu rodnego. Ale nie jest to brama nie do przebycia czy mur, przez który zdrowy plemnik nie może się przedostać. Niewątpliwie, jest to znaczne utrudnienie, ale plemnik potencjalnie może powędrować dalej, a co za tym idzie, połączyć się z komórką jajową, dlatego, kolejnym mechanizmem działania antykoncepcji hormonalnej jest niedopuszczenie do zagnieżdżenia zarodka. Dochodzi do ogromnego zcieńczenia śluzówki wyścielającej jamę macicy. Zatem, jeżeli potencjalnie nie dojdzie do zahamowania owulacji, a następnie plemnik przebije się przez gesty śluz w szyjce macicy i wejdzie do kanału, do jamy macicy i dalej do jajowodu a tam spotka się z komórką jajową, i dojdzie do ich połączenia to stanie się człowiek Na tym etapie, połączenia komórek, zlania ze sobą materiału genetycznego od ojca i od matki, zapłodniona komórka wędruje do jamy macicy, by tam się zagnieździć, a w konsekwencji działania środków antykoncepcyjnych nie ma takiej możliwości. Dlatego każdy środek antykoncepcyjny działa również w tym mechanizmie – przeciw-zagnieżdżeniowym.

I wtedy mamy do czynienia z działaniem wczesnoporonnym?

Część środków działa wtórnie – sprawia, że już zagnieżdżona komórka ulega poronieniu. Wtedy mamy do czynienia z efektem wczesnoporonnym – kiedy zagnieżdżona komórka zostaje „wyrwana” z miejsca, w którym to zagnieżdżenie nastąpiło.

Czyli to działanie występuje na dwóch płaszczyznach?

Musimy odróżnić działanie środków antykoncepcyjnych, które działają w czasie pomiędzy owulacją, zapłodnieniem i zagnieżdżeniem od tych, które działają już po zagnieżdżeniu. Dlatego mówimy o mechanizmie antykoncepcyjnym przeciwzagnieżdżeniowym oraz mechanizmie, który doprowadza do usunięcia, wyrwania zagnieżdżonego zarodka, czyli de facto efekt aborcji.

Dużo środków antykoncepcyjnych działa właśnie tak, by wyrwać zagnieżdżony zarodek?

Jeden z obecnie mocno reklamowanych jako tzw. antykoncepcja awaryjna, Ella one, właśnie w takim mechanizmie działa, ponieważ jest to antagonista receptora progesteronowego, a oczywiście wiemy, że progesteron jest niezbędnym hormonem do rozwoju ciąży. Jeżeli zostanie zastosowany środek, który będzie działał w mechanizmie niszczenia, blokowania receptorów progesteronowych, zarodek obumiera.

Na takiej zasadzie działają „morning after pill”?

Ich działanie jest różnorakie część z nich jako pochodne gestagenów, czyli progestagenów wywiera słaby efekt antyowulacyjny i silniejszy na śluz szyjkowy. Głównym zaś działaniem jest mechanizm przeciwzagnieżdżeniowym czyli złuszczając śluzówkę macicy nie dopuszczają do zagnieżdżenia zarodka na etapie blastocysty jeśli do stosunku płciowego doszło w czasie płodnym i doszło do zapłodnienia .

Najnowszy wprowadzony środek „awaryjny” działa nie tylko w tym mechanizmie. Dodatkowo blokuje receptory progesteronu w momencie, w którym już doszło do zagnieżdżenia (do tej pory mówiliśmy o mechanizmie przeciwdziałającym zagnieżdżeniu). Te środki stosuje się nawet do trzech dni po stosunku, czyli wydłuża się potencjalna możliwość ich działania, dlatego, że w tym momencie może już dojść do zagnieżdżenia, więc działają one dodatkowo, jako antagoniści receptora progesteronu, w skutek czego zarodek ulega aborcji, obumarciu.

Pigułki wczesnoporonne można bez problemu zamówić przez internet…

To jest nielegalne, i niewątpliwie, każda kobieta, która je stosuje, może sobie bardzo zaszkodzić. Są to środki o bardzo silnym działaniu i mogą być zapisywane jedynie przez lekarza w Polsce prawnie nie dopuszczalne!

Wciąż jednak podkreśla się zalety antykoncepcji, przemilczając jednocześnie jej skutki uboczne. To po prostu biznes antykoncepcyjny napędzany przez duże pieniądze?

To niewątpliwie jest duży biznes. Nie możemy zaprzeczyć, że antykoncepcja jest nieskuteczna. Jest skuteczna i na pewno wielu ludzi wybiera ją, będąc nawet świadomym istnienia innych metod, ale wmawiając sobie, że są dla nich zbyt skomplikowane. Wielu wydaje się, że antykoncepcja hormonalna jest łatwiejsza, bo wystarczy tylko pilnować regularnego przyjmowania tabletek i „będziemy mieli spokój”. Faktem natomiast jest, i to nieukrywanym, bo możemy to przeczytać nawet w ulotkach, że z antykoncepcją hormonalną wiąże się duże ryzyko zdrowotne. Wystarczy wymienić choćby zakrzepicę, raka piersi, raka szyjki. Informacje o zagrożeniach są dostępne, tylko większość osób po prostu nie czyta tych ulotek!

A lekarze chyba zdają sobie sprawę z możliwych zagrożeń?

Cześć z nas na pewno tak a cześć być może przekonana jest, że w ten sposób unika większego zła... ? Być może wychodzą z założenia, że nie ma czasu, aby aż tak zagłębiać się w potencjalne skutki uboczne, bo przecież one nie zawsze występują. Zawsze jednak jest to sytuacja paranoidalna. Zaczynając od początku – co jest przedmiotem naszego działania? W tym momencie jest to zdrowa płodna kobieta . Lekarz występuje w sytuacji przedziwnej on już nie leczy ale szkodzi ubezpłodnia …

Co to za szkody?

Jest wiele dowodów potwierdzających na przykład bardzo silny efekt negatywny jeśli chodzi o kwestię więzi, relacji, satysfakcji seksualnej, w ogóle rozkwitu związku. Ludzie coraz częściej oddzielają miłość od prokreacji. I oczywiście nie zdają sobie także sprawy, jak bardzo narażają swoje zdrowie fizyczne. Dlaczego się o tym nie mówi? Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Generalnie, nie jest to temat tabu, bo literatura o tej tematyce jest ogólnodostępna. Ogromny biznes firm farmaceutycznych na całym świecie, prowadzi do tego, że niestety kupowani są różnego rodzaju specjaliści na wysokich szczeblach, z różnych dziedzin medycyny, którzy po prostu podają zafałszowane dane lub jedynie te, które nie będą w sposób jednoznaczny interpretowane jako działanie negatywne.

Sami lekarze zalewani są masą sprzecznych informacji…

„Tak, antykoncepcja zwiększa ryzyko raka piersi”, „nie, antykoncepcja nie zwiększa ryzyka raka piersi”, „tak, antykoncepcja zwiększa ryzyko raka piersi, ale tylko w nieznacznym stopniu”, „nie, antykoncepcja w ogóle nie zwiększa ryzyka raka piersi u żadnej grypy kobiet”, „tak, zwiększa u pewnej szczególnej grupy”. W związku z tym, potencjalny czytelnik, ale nawet zwykły, przeciętny lekarz, przy takim zalewie sprzecznych informacji nie jest w stanie znaleźć złotego środka, pozostaje z wielkim dylematem – działa dobrze czy działa niedobrze? Zwiększa ryzyko czy zmniejsza? Grupa ryzyka kobiet jest duża czy mała? Podawane są różnego rodzaju wskaźniki, które dla potencjalnej osoby, nawet jeśli to lekarz, są mało czytelne, bo w naszej praktyce nie mamy do czynienia na co dzień z różnego rodzaju statystycznymi określnikami, więc to wszystko jest bardzo mało czytelne, kumulowane tak, że pewne ważne fakty, pewne ważne dokumenty, gdzieś się w tej całej masie informacyjnej topią.

Ale chyba mało komu to przeszkadza?

Żyjemy w kulturze sukcesu, chwilowej przyjemności, w związku z tym, akceptowana jest ta sytuacja. Panuje bardzo krótkowzroczne spojrzenie na oczywiste fakty – antykoncepcja niewątpliwie wiąże się z niepłodnością. Badań na ten temat jest na razie stosunkowo niewiele, ale specjaliści w tej dziedzinie już od dawna widzą wyraźnie skutki przyjmowania zwłaszcza wieloletniego antykoncepcji

Być może pacjentkom trudno jest przebić się przez gąszcz sprzecznych informacji, ale lekarze chyba zdają sobie sprawę, że występują przeciw naturze.

Na to pytanie mogę odpowiedzieć jedynie we własnym imieniu. Osobiście, mam ogromną pokorę wobec natury, wobec naszej fizjologii i zjawisk, które zachodzą w naszym organizmie, i nie śmiem podnieść ręki na dany przez naturę element zdrowia, ponieważ nie znam dalekosiężnych skutków ubocznych. Mam natomiast świadomość tego, że na tyle poważnie mogę zaburzyć zdrowie przychodzącej do mnie pacjentki, że nie śmiem tego zrobić. Jestem lekarzem, która nie ośmieli się przepisać czegoś, jeśli nie rozumie w pełni jak to działa i jakie może wywołać skutki uboczne. Zawsze staram się wyważyć korzyści nad potencjalnym ryzykiem, i tylko wtedy, kiedy rozumiem, że te korzyści zdecydowanie przemawiają „za”, mogę zaproponować zastosowanie tego lub innego leku. W przypadku płodności jest tak, że mamy szereg innych rozwiązań, o których wiem, ponad wszelką wątpliwość, że przynoszą korzyść znacznie większą, niż zastosowanie jakiegoś środka, który jest rozwiązaniem czasowym, a może przynieść bardzo wiele negatywnych, wręcz katastroficznych skutków ubocznych.

Swoim pacjentkom przepisuje pani środki antykoncepcyjne?

Od lat nie dałam nikomu środków antykoncepcyjnych. Po prostu tego nie robię. Kiedy przychodzi do mnie ktoś i prosi o receptę na środki antykoncepcyjne (właśnie celem antykoncepcji) mówię mu, że są też inne sposoby i inne mechanizmy, i tłumaczę, na tyle, na ile jest to możliwe, jej własną fizjologię zachęcam do poznawania swojego ciała.

Pacjentki proszące o antykoncepcję nie znają swojego ciała?

Jest wiele ciekawych badań, które potwierdzają, że tak właśnie jest, że osoby stosujące antykoncepcję hormonalną bardzo niewiele wiedzą o swojej fizjologii. Abstrahując od faktu, że najczęściej nie wiedzą także, jak działają środki, które stosują, i jakie stanowi to zagrożenie dla ich zdrowia, to bardzo niewiele wiedzą o swojej fizjologii. Osoby, które nie chcą wybrać antykoncepcji – to jest dopiero świadomy wybór, który staje się postawą coraz modniejszą, bo przecież mamy prawo do świadomego i własnego wyboru.

Ale przecież to „uświadamianie” najczęściej sprowadza się do stosowania antykoncepcji.

Tylko, że ten świadomy wybór jest podejmowany właśnie nieświadomie, przez osoby, które decydują się na antykoncepcję nie znając swojego ciała. Osoby świadome negują antykoncepcję, bo zaczynają rozumieć, że znajomość własnego ciała, jego języka, daje im komfort nie tylko poznawania swojej płodności, ale również wpływu na nią oraz dobrego monitoringu własnego zdrowia ginekologicznego. Osoba „uświadomiona” to nie ta, która stosuje antykoncepcję, ale zna własne ciało.

Wszystko rozbija się o brak elementarnej wiedzy?

Nie każdy musi korzystać ze swojej płodności, w sensie jej owoców, dzieci. Ważne jest to, że macica, jajniki, przysadka słowem układ rozrodczy stanowi całość i jedność z całym organizmem kobiety. Dobrze funkcjonujący cykl miesiączkowy gwarantuje zdrowe ciało = serce, mózg, stawy kości . Brak równowagi może sprzyjać miażdżycy, nadciśnieniu, hiperinsulinizmowi ,osteoporozie , a nawet nowotworom hormonozależnym.

A jak reagują pacjentki, którym odmawia pani przepisania antykoncepcji właśnie w celu antykoncepcji? Zaczynają interesować się naturalnym planowaniem rodziny czy raczej wychodzą trzaskając drzwiami?

Reakcja jest różna. Czasami bardzo wroga i negatywna, kobiety są zaskoczone i zbulwersowane – uważają, że to, co mówię, to jakieś brednie, a one, jako klientki, mają prawo do takiej formy zabezpieczenia, która im najbardziej odpowiada, i to jest ich sprawa. Z kolei, ja, jako lekarz, mam strzec zdrowia i to jest także moja sprawa. Część osób niewątpliwie zaczyna się interesować metodami naturalnymi, a część po prostu idzie do innego lekarza.

I bez problemu takiego znajdzie.

Oczywiście, nie trudno o lekarza, który niemal bez mrugnięcia okiem przepisze antykoncepcję. Ja natomiast staram się (choć to oczywiście zależy od tego, z kim mam do czynienia, czy to osoba młoda, w średnim wieku, zamężna) zwrócić uwagę na kwestie różnych zagrożeń. Ale nie strasząc, tylko poruszają się po, w miarę neutralnej przestrzeni, dotyczącej jednak życia i zdrowia pacjentki, jej przyszłości.

O swoim doświadczeniu także opowiada Pani w gabinecie?

Mając praktykę lekarską już od 20 lat, i będąc również matką i żoną, wydaje mi się, że mam prawo powiedzieć nieco o moim własnym doświadczeniu. To wszystko zależy od tego, czy pacjentka chce rozmawiać, jak wspomniałam, reakcje są różne, albo ktoś wstaje i wychodzi i nie jestem w stanie niczego przekazać, poza zdaniem, że przykro mi, ale jestem lekarzem, który nie zapisuje takich środków. Natomiast, jeśli ktoś pyta „dlaczego”, to otwiera się jakaś płaszczyzna rozmowy.

Pokutuje przekonanie, że antykoncepcja to, tak samo jak aborcja, kwestia światopoglądu, i jeśli ktoś jest niewierzący, to wystarczy, że poszuka sobie podobnie myślącego lekarza.

Ale ja staram się nawet nie wchodzić w przestrzeń dotyczącą etyki, czy wiary. To również zależy od tego, z kim rozmawiam. Niewątpliwie, jest to również bardzo istotna przestrzeń, ale staram się przede wszystkim podkreślać takie namacalne, medyczne fakty . Po pierwsze – uwypuklić kwestię zdrowia. A ponieważ zdrowie jest dobrostanem psychofizycznym, to mówię zarówno o zdrowiu psychicznym, jak i fizycznym, zdrowiu ciała i ducha. Jeżeli mówimy o kwestii antykoncepcji w małżeństwie, to możemy podać wiele faktów dotyczących relacji, więzi, czyli bardzo istotnych elementów życia dwojga ludzi. Staram się także poruszać kwestię odpowiedzialności mężczyzny, który przychodzi do mojego gabinetu razem ze swoją partnerką. Pytam delikatnie, czy uważa on za sprawiedliwe, że kobieta ma narażać swoje zdrowie, po to, żeby przez krótką chwilę doznać przyjemności intymnego spotkania, bez potencjalnych „konsekwencji” posiadania dzieci. Jeśli nie mają jeszcze dzieci, to dyskretnie pytam, czy mężczyzna chciałby, aby w przyszłości ta kobieta była matką jego dzieci, a jeśli tak, do dlaczego naraża ją na utracenie takiej możliwości. To, jaką ona decyzję podejmie w tym momencie, może wpłynąć na to, że w przyszłości posiadanie dzieci będzie albo niemożliwe, albo bardzo trudne. Staram się stosować różne argumenty, ale raczej omijam kwestie wiary, za to zwracam uwagę na fakty mało znane, jak np. wymóg dziewictwa immunologicznego.

To znaczy?

Udowodniono medycznie, fizjologicznie, anatomicznie i immunologicznie, że osoby młode w okresie dojrzewania nie powinny podejmować współżycia seksualnego, dlatego, że ich srom, pochwa i szyjka macicy, jest od strony anatomicznej, fizjologicznej i immunologicznej niegotowa do przyjęcia nasienia mężczyzny. Dlaczego? Bo nie ma jeszcze pełnej dojrzałości, a wiąże się to z zwiększona podatnością na infekcje czy choroby przenoszone drogą płciową, a zwłaszcza wirusem HPV. Pomijam tu fakt braku integracji dojrzałości psycho-fizycznej jako całości!

Ale przecież młodzi ludzie rozpoczynają współżycie coraz wcześniej, taki jest lansowany dziś „styl życia”, więc takie argumenty dla niektórych brzmią absurdalnie.

To, jaką człowiek podejmie decyzję, to już jego indywidualna sprawa, ale niewątpliwie każdy ma prawo do wiedzy. A fakty są takie, a nie inne. Ogólnodostępne źródła wykazują, że zbyt młodzi ludzie nie powinni wchodzić w relacje seksualne, bo wiąże się to np. ze zwiększonym ryzykiem zachorowania na choroby przenoszone drogą płciową. Rozejrzymy się wokół. Zwiększa się liczba samobójstw wśród młodocianych, zwiększa się ilość przemocy wśród nich, coraz więcej jest młodych samotnych matek, nie ma normalnego modelu rodziny, ludzie żyją w luźnych związkach, nawet nie chodzi o sakramentalność, ale w ogóle formalność, coraz więcej dzieci dotkniętych jest przemocą, w tym także seksualną, coraz częściej ludzie zapadają na choroby psychicznie, coraz więcej mamy aborcji, bo dowiedziono, że stosowanie antykoncepcji, choć pierwotnie miało zmniejszyć liczba aborcji, to wywołało skutki odwrotne.

Lobbyści antykoncepcyjni wciąż powtarzają, że antykoncepcja zmniejsza ilość aborcji.

Ale to nie jest prawdą! Udowodniono, że stosowanie antykoncepcji wywołało efekt odwrotny – powstanie bardzo silnej świadomości antykoncepcyjnej, a w konsekwencji – świadomości „anty baby”, która prowadzi do całkowitej negacji możliwości powstania człowieka, a jeśli do tego dochodzi, to tak myślący ludzie całkowicie wypierają ten fakt ze swojej świadomości, mają wewnętrzne poczucie oszukania i jak najszybciej chcą pozbyć się tego co, powstało, a co nie miało powstać.

To chyba także konsekwencja oderwania aktu seksualnego od prokreacji.

Oczywiście, oderwanie całkowicie prokreacji od miłości, nie mówiąc o tym, że seks nie ma nic wspólnego z miłością, choć taki trend niewątpliwie panuje wśród młodzieży, a szczególnie wśród chłopców. Przekonanie, że muszą sobie jakoś radzić z narastającymi trudnościami, które się w nich piętrzą, a jedynym, najskuteczniejszym sposobem na rozładowanie tego napięcia jest seks. I oni nie traktują go jak relację intymną i wzajemne obdarowanie się, jako więziotwórczą relację, która oczywiście powinna mieć miejsce w małżeństwie, tylko i wyłącznie jako rozładowanie narastającego napięcia, głównie popędu seksualnego.

Po prostu różnice w dojrzewaniu?

Proces dojrzewania przebiega całkowicie odmiennie u dziewcząt i u chłopców. Z jednej strony mamy pewne trendy kulturowe – przyjrzyjmy się temu, jakimi obrazami bombardowane są małe dzieci – to są tony erotycznych obrazków. Proces dojrzewania dziewczynki nie jest nacechowany tak bardzo popędem seksualnym, jak proces dojrzewania chłopca .W okresie dojrzewania dziewczyna, jeśli dorasta w prawidłowych warunkach, to owszem, interesuje się płcią przeciwną, ale nie poszukuje relacji seksualnej, stosunku, ona raczej oczekuje zainteresowania ze strony płci przeciwnej, poczucia bezpieczeństwa, czułości, ale nie relacji seksualnej. Co się dzieje z chłopcem? Nie dość, że później zaczyna dojrzewać, to w dodatku proces dojrzewania jest bardziej zdezintegrowany i nacechowany ogromnym wpływem hormonów, agresji, walki i popędu płciowego, czyli testosteronu. I ten młody chłopiec, atakowany zewsząd takimi rozerotyzowanymi obrazami, staje się bezbronną ofiarą tego, co się dzieje w jego ciele. Rzeczywiście – narasta napięcie i popęd, w związku z takim, a nie innym mechanizmem dojrzewania. Chłopiec potrzebuje rozładować to napięcie, a ponieważ nie ma jeszcze świadomości, odpowiedniego przygotowania, niestety rodzice często o tym nie rozmawiają, szuka wyładowania na przykład w samogwałcie, który jest zupełnie niewłaściwym sposobem rozładowania napięcia. Prowadzi do uzależnienia, a ostatecznie – do poczucia winy, do poszukiwania ciągle nowych doznań, braku zaspokojenia, a w końcu nudy, natomiast jeśli dojdzie do etapu relacji seksualnych - to też ciągłego poszukiwania coraz to nowych doznań, czyli krótko mówiąc, wielopartnerstwa.

To się przekłada potem na różne sfery życia.

Wychowywany w ten sposób młody człowiek jest całkowicie pozbawiony odpowiedzialności, samokontroli i samoopanowania. Są badania, które dowodzą, że taki mężczyzna może sobie potem nie radzić z wieloma innymi kwestiami, jak picie alkoholu, palenie papierosów, rozwój kariery zawodowej. Jest tak osłabiony zaspokajaniem takich czy innych swoich potrzeb i brakiem umiejętności zapanowania nad nimi, powiedzenia „nie”, że nie potrafi przełamać oporów. Tymczasem o dojrzałości człowieka świadczy umiejętność odmówienia sobie pewnych przyjemności, rezygnacja z pewnych potrzeb na rzecz jakiegoś innego, ogólnie pojętego dobra. Inaczej mamy do czynienia z kultem jednostki.

Antykoncepcja oducza tej umiejętności odmawiania sobie.

Tak, bo ona ma charakter permisywny. Uczy myślenia: „tak, to jest dobre, wystarczy wziąć, pozwolić sobie”. Ale do czego to prowadzi? Po pierwsze, uczy nas płytkich relacji. Są badania, które potwierdzaj m.in. występowanie, zwłaszcza u kobiet, chociaż także u mężczyzn, pewnych dysfunkcji w związku ze stosowaniem antykoncepcji, przede wszystkim chodzi o zmniejszenie popędu seksualnego, satysfakcji ze stosunku,pogłębienia więzi i rozwoju etc. Nie wspominając już o tym, że kobieta traci jeden z najważniejszych swoich atrybutów, a płodność niewątpliwie nim jest (trzeba pamiętać, że kiedyś całe dynastie upadały i toczyły się wojny , jeśli jakaś niewiasta w danym rodzie okazywała się bezpłodną ).

Całkowita sprzeczność.

Dokładnie, to są sytuacje paranoidalne - kobiety same, na własne życzenie, ubezpładniają się dla chwilowego zaspokojenia potrzeb jednego(lub wielu) partnerów.

To wynika z ich niedojrzałości?

Często dziewczyna, a potem kobieta pozostaje na etapie ciągłego poszukiwania przede wszystkim kogoś, kto się nią zaopiekuje, kto ją przytuli, doceni, zrozumie, przygarnie . Potrzebuje czułości, a cały czas jest zawiedziona, bo nie poszukuje relacji seksualnych. To mężczyzna, jako taki „niezaspokojony” cały czas tych relacji szuka i nigdzie ich nie odnajduje w całości. Dopiero takie całościowe oddanie się, bez zastrzeżeń, jako „ja” złożone z ciała i ducha, może dopełnić całości i rzeczywiście dać tę satysfakcję, której oboje pragną. A jeśli to są takie chwilowe, krótkie zaspokojenia, to właściwie można tak bez końca. To jest problem, bo ci młodzi ludzie nie mają prawidłowego przygotowania, często ze strony rodziców i szkoły, gdzie powinno im się o pewnych rzeczach śmiało powiedzieć. Na przykład o tym, że to normalne, że mogą mieć problem z masturbacją, ale że nie jest to dobre, i można nad tym zapanować…

W pismach młodzieżowych, czy kobiecych masturbacja jest pokazywana jako coś „fajnego” i zupełnie nieszkodliwego, a ten, kto tego nie robi jest w jakimś sensie gorszy, bo tylko tak można lepiej poznać swoje potrzeby…

Śmiem przypuścić, że masturbacja szkodzi ogromnie. Sama w sobie nie jest negatywna, bo jest to zjawisko do pewnego stopnia fizjologiczne. Młody człowiek odkrywa je przypadkowo, doznaje pewnych przyjemności, natomiast jeśli wciąż powraca do tego, ciągle poszukuje coraz to nowych doznań, utrwala w sobie ten nawyk, co w linii prostej prowadzi do uzależnienia. Trzeba natomiast młodego człowieka nauczyć, jak nad tym zapanować i pokazać, że jest to możliwe. Tu znowu wracamy do umiejętności odmawiania sobie pewnych przyjemności, która stanowi o dojrzałości człowieka. Jeśli nie nauczymy się tego, to żądania można mnożyć bez końca, i to w różnych przestrzeniach. Chodzi o to, by nie kierunkować cały czas swoich zmysłów tylko i wyłącznie na zaspokajanie swoich potrzeb.

Co w takim układzie zawiodło?

Moim zdaniem zaniedbano bardzo istotny element – wychowanie mężczyzny, a właściwie – chłopca na mężczyznę. Czyli odpowiedzialność za swe ciało , trenować ducha i ciało a zaczynać od podstaw np. uczyć dbania o właściwą higienę. Tak jak kobiety uczy się badać piersi, tak mężczyzn trzeba uczyć badać jądra. Ważne jest, aby mężczyźni zainteresowali się zdrowiem własnego ciała, bo ogólnie rzecz biorąc dużo trudniej namówić ich na wizytę u lekarza, są mniej skłonni do dbania o swoje zdrowie. Trzeba im przypominać, żeby nie nosili cały czas telefonów komórkowych w kieszeniach spodni , żeby nie trzymali bezustannie laptopa na kolanach. Jest już wiele badań, które potwierdzają szkodliwość fal elektromagnetycznych na płodność. Jest ona jednym z najwrażliwszych na styl życia elementów ludzkiej egzystencji. Brak snu, używki ,złe odżywianie, brak ruchu – to jedne z pierwszych przyczyn bezpłodności, od takich pytań właściwie zaczyna się rozmowę z parą, która ma problem z poczęciem dziecka.

A czy mężczyźni nie traktują antykoncepcji jako problemu kobiety? W ogóle, jeśli zajdzie w ciąże, to przecież jej brzuch, jej problem…

Jest to takie klasyczne podejście. Ale ku swojej radości, obserwuję, że mężczyźni stają się coraz bardziej odpowiedzialni i chętni, tylko trzeba dać im odpowiedni bodziec, tak jak to miało miejsce, jeśli chodzi o porody rodzinne. W tej chwili coraz częściej na wizyty ginekologiczne mężczyźni przychodzą razem ze swoimi żonami, partnerkami, chodzą z nimi do szkoły rodzenia, na monitorze USG śledzą rozwój swojego dziecka. Mężczyźni wiedzą również coraz więcej o swoich kobietach, często zdarza mi się, że pacjentka zapomni o czymś powiedzieć, o jakichś dolegliwościach czy problemach, a pamięta o tym jej partner. Ta dotychczasowa nieobecność mężczyzny się zmienia. To można zmieniać, tylko trzeba mężczyznę od początku w te zagadnienia wtajemniczać. Zapytać go, czy chciałby mieć żonę, która przed nim miała kilkunastu innych facetów…

Ależ młodzi mężczyźni przecież chcą mieć jak najwięcej doznań seksualnych, a jednocześnie jako żonę najchętniej pojęliby dziewicę…

Więc może warto, by pomyśleli o tym wcześniej, zaczynając od zmian w swoim własnym postępowaniu. Chyba mało który mężczyzna chciałby mieć żonę, która miała przed nim wielu partnerów, regularnie od wielu lat stosuje antykoncepcję, w związku z tym jest dużo bardziej narażona na przykład na udary, połowiczne niedowidzenie czy niedowład. Jeśli nie, to warto się zastanowić zanim swoją partnerkę narazi się na faszerowanie psudo- lekami, a potem, za kilkanaście lat, ona obudzi się z rakiem piersi.

Może trzeba zacząć od edukacji mężczyzn?

Oczywiście! Właśnie dlatego w październiku organizujemy konferencję o naturalnych metodach planowania rodziny. Chodzi nam o edukację od podstaw, bo właściwie w większości jest to edukacja bardzo krótkowzroczna, na zasadzie: „chcecie współżyć? Macie prezerwatywy, bierzcie. Chce sobie dawać w żyłę? Proszę, tylko czystymi strzykawkami”, ale przecież nie o to chodzi. Dlatego warto zatroszczyć się o informowanie młodych ludzi.

Zdrowo pojęta edukacja seksualna, która nie jest zachętą do rozpoczynania współżycia i reklamą antykoncepcji?

Edukacja seksualna, która jest przede wszystkim reklamą męskości i kobiecości, pokazaniem celów, dokąd zmierzamy i do czego się przygotowujemy w życiu, co jest piękne w naszym ciele, byśmy umieli się nim zachwycić .

Rozmawiała Marta Brzezińska

Wywiad ukazał się w kwartalniku FRONDA nr.63 (2012)