"Nikt się nie spodziewał [Brexitu] Nawet Nigel Farage. Bo z jednej strony wszyscy mówili, że nic nie wiadomo: mogą wyjść, mogą w UE zostać, ale w głębi serca i duszy niemal wszyscy uważali, że jednak Brytyjczycy w Unii zostaną" - powiedział prof. Ryszard Legutko w rozmowie z "Polską The Times".

Pytany o skutki Brexitu dla Wielkiej Brytanii odpowiedział:

"Brytyjczycy mają jedną z najpotężniejszych gospodarek świata, wciąż atrakcyjną [...] Brytyjczycy na tym wyjściu nie stracą. Unia Europejska przestała być zresztą maszyną rozwoju. Przewiduję więc, że po okresie dąsania, znowu zaczną się umizgi do Wielkiej Brytanii".

"Brexit [...] to symbol wyznaczający narrację przeciwną, pokazującą Unię jako obciążenie, a wyjście z Unii jako obiecujące rozwiązanie. A ta narracja może okazać się chwytliwa. Pamiętajmy, że nastroje antyunijne są w Europie dość silne" - mówił dalej Legutko o możliwych skutkach wyjścia Londynu z UE dla całej Europy.

Pytany o to, skąd biorą się problemy UE odstraszające od wspólnoty, wskazał: "Euroentuzjaści dążą do kolejnych stopni centralizacji władzy w Unii, często wychodząc poza traktaty; to zaś rodzi kolejne problemy; a te zaś problemy rozwiązuje się przez kolejną centralizację. W rezultacie władza w Unii staje się coraz bardziej scentralizowana, a jednomyślność coraz bardziej arogancko narzucana". 

Wreszcie zauważył, że nie można mówić o końcu Unii Europejskiej po Brexicie. "To nie jest koniec Unii Europejskiej w ogóle. Jestem dość ostrożny z takimi prognozami, ale niewątpliwe ten język, jakiego się używało do tej pory, te wyobrażenia o Unii, którymi nas karmiono, to wszystko się zanachronizowało i od piątku rana trzeba patrzeć na Unie świeżym okiem".

bbb/polskatimes.pl