Najnowsze wydanie cyklicznego programu TV Republiki „Koniec Systemu”  Doroty Kani ujawniło kolejne fragmenty sensacyjnego nagrania dialogów Lecha Wałęsy z gdańskimi milicjantami, którym spotkał się on w lutym 1990 roku. Na spotkaniu tym, ówczesny przewodniczący „Solidarności”, mniemając, że rozmawia z pracownikami Służby Bezpieczeństwa, zapewnia ich, że zawsze ich szanował i nie ma do nich żadnych pretensji, za to co wcześniej robili.

W przywołanym odcinku „Końca Systemu” pojawili się też komentatorzy wspomnianych wyżej taśm. Byli wśród nich profesor Sławomir Cenckiewicz, dawny działacz opozycji antykomunistycznej Adam Borowski, oraz Roman Zwiercan z „Solidarności Walczącej”. Profesor Cenckiewicz zatem, mówił: „Lech Wałęsa w latach 80’ był stale przez 24h/na dobę chroniony operacyjnie przez funkcjonariuszy SB w Gdańsku. On się z nimi skolegował do tego stopnia, że obiecywał tym funkcjonariuszom pracę w czasach, kiedy on zostanie prezydentem – i tak się właśnie stało. Dwaj najbliżsi jego funkcjonariusze, którzy świadczą do dziś o niewinności Lecha Wałęsy – major Żabicki i major Grzegorowski to są właśnie ludzie z tych czasów, którzy współpracują z Lechem Wałęsą do dnia dzisiejszego. Jedno było wtedy pewne - Wałęsa nie zadowoli się byciem tylko przewodniczącym NSZZ „Solidarność” i że prędzej czy później ten spór z obozem Tadeusza Mazowieckiego musi się pojawić. Nie ulega wątpliwości, że Wałęsa już wtedy wiedział, że o tą prezydenturę będzie walczył. Z resztą jego zaplecze polityczne z tamtych czasów to potwierdza.”
Adam Borowski natomiast dodał: „Te dokumenty potwierdzają tylko wiedzę, którą już posiadam. Pokazują powikłania, które miały bezpośredni wpływ na jego prezydenturę. Był na krótkiej smyczy komunistycznych służb. Dokumenty jasno pokazują, że musiał wykonywać politykę, którą pisała strona postkomunistyczna. To porażające”.

Roman Zwiercan z kolei, podzielił się z widzami „Końca Systemu” następującym wspomnieniem: „Lecha Wałęsę poznałem w kwietniu 1985 roku w dość nietypowych okolicznościach. Dwa miesiące wcześniej zostałem pobity przez nieznanych sprawców. Wraz z Wiesią Kwiatkowską z Gdyni udaliśmy się do domu Lecha Wałęsy. Chodziło wtedy o nagłośnienie tej sprawy. „Lechu, oni go następnym razem zabiją” - powiedziała. Pobito mnie za udział w strajku, który Wałęsa odwołał. Wbrew zarządzeniu, poprowadziliśmy strajk. Za to uznał nas za wrogów. Do tamtego momentu był osobą bardzo ważną. Był niejako autorytetem. Okazał się jednak małym człowiekiem. Poczułem się wtedy jakbym w twarz dostał. Nie wiedziałem o co chodzi, dlaczego jest tak małostkowy.”

Jak widać, z biegiem czasu wychodzi coraz więcej smutnej prawdy na temat rzekomego „dobra narodowego”, czyli – oczywiście – Lecha Wałęsy!

erl/TV Republika