Łaniewska, znana z rolii w "Plebanii" odpowiada na pytanie, dlaczego aktorzy angażują się w politykę. - Aktor jest również obywatelem i ma prawo mieć swoje przekonania. Jeśli ktoś ma więcej chęci, żeby uczestniczyć w życiu publicznym, żeby starać się wpłynąć na losy państwa, to zajmuje się polityką - mówi. 

 

Aktorka wyznaje także, że od długiego czasu nie dostaje żadnych propozycji. - Ze mnie zrezygnowano w tzw. obiegu głównym w środkach masowego przekazu. Telewizja, radio, dubbing, film – nie mam żadnych propozycji. Jestem w tej chwili aktorką kościelno-patriotyczną, jak sama siebie określam - wyjaśnia. Jaki jest tego powód? - Jest to na pewno jeden z powodów. Zaraz po mojej wypowiedzi u Pana Jana Pospieszalskiego w pamiętne dni na Krakowskim Przedmieściu miałam jakieś niesympatyczne telefony z pytaniami typu, ile mi zapłacili za to - mówi Łaniewska. 

 

- Nikt mi nie pisał kwestii, nikt mnie nie wynajął. Siedziałam przed Pałacem Prezydenckim sama, stara, w nocy. Nie miałam siły stać w kolejce. Sama podeszłam do Pana Pospieszalskiego i powiedziałam, że chcę zabrać głos. Powiedziałam jak traktowano Pana Prezydenta i Panią Marię, którą miałam przyjemność poznać. Jak o nich źle pisano, jak można było mówić właściwie wszystko, te obrzydliwe rzeczy i jak teraz te same osoby zakładają czarne krawaty i nagle są pełne żałoby. Mówiłam, że szkoda, że wcześniej nie mówiono dobrze o parze prezydenckiej. Ale te same osoby, które wtedy przez chwilę zachowywały się taktownie, zaraz wróciły do tego swojego plugawego życia. Ta wypowiedź na pewno miała znaczenie. Ja mam cienką skórę, zauważyłam od razu. Dostałam także odmowę od rządzących w TVP. Powiedziano, że takich gospoś już nie ma. Że powinny być młode, piękne i kolorowe, a ja jestem rustykalna. Ograniczono moją rolę. Mówiłam, że gram donosicielkę. Donosiłam do stołu śniadania i zabierałam je. Dzięki producentowi zostałam, ale ograniczono moja rolę - wyznaje aktorka. 

 

Łaniewska wypowiada się także na temat dziwnych samobójstw, jakie ostatnio bardzo często przytrafiają się  osobom w jakiś sposób związanym z katastrofą smoleńską. - Generał idzie do garażu i popełnia samobójstwo w miejscu, w którym akurat nie ma monitoringu. To jest przerażające. Według mnie generał, który chciałby sie zabić, ubrałby się w mundur galowy - mówi. I dodaje: "Nigdy nie ma osób trzecich i zawsze to się dzieje w piątek, kiedy nie mogą już nić zrobić bo weekend. Dopiero w poniedziałek". 

 

Zdaniem aktorki, w Polsce bardzo potrzebny jest film o Smoleńsku. - Przyjęłam już propozycję zagrania w "Smoleńsku". Będę zaszczycona udziałem w filmie "Smoleńsk" - deklaruje. Choć jeszcze nie wie, w jakiej roli wystąpi, to zapewnia, że wielkim wyróżnieniem byłoby dla niej zagranie Anny Walentynowicz. - Czuję wielką sympatię do pana Jarosława. Każdy ma prawo do swojego zadania. Dziwię się Marianowi Opani, który kiedyś grał mojego syna w filmie "Awans". Tłumaczenie Opani jest fałszywe. Czy aktorzy grający Hitlera, czy Stalina musieli się z nimi utożsamiać i zgadzać? Nie. A wielu wybitnych aktorów wcieliło się w rolę nazistów, czy komunistów. Tylko salonowi i miałcy aktorzy odmawiają udziału w "Smoleńsku". Opluwają film, który jeszcze nie powstał bo boją się stracić możliwość zarabiania i błyszczenia na salonach - konstatuje Łaniewska. 

 

Całość rozmowy Jacka Nizinkiewicza a Katarzyną Łaniewską znajdziemy na Onet.pl. 

 

eMBe

fot. Fakt.pl