1. W listopadzie 2014 roku, kiedy prezes Jarosław Kaczyński przedstawił w Krakowie kandydaturę posła do Parlamentu Europejskiego Andrzeja Dudy na prezydenta RP, różnica w poparciu pomiędzy nim, a urzędującym prezydentem wynosiła blisko 60%.

Zresztą po tej prezentacji Komorowski pozwolił sobie prawie natychmiast na złośliwość pod adresem konkurenta, pytając, który to Duda, bo on kojarzy tylko szefa „Solidarności” Piotra.

Już jednak na początku 2015 roku musiał szybko zmienić w tej sprawie zdanie, bo poparcie dla nie go zaczęło wyraźnie spadać, podczas gdy dla jego konkurenta Andrzeja Dudy wolno ale jednak zaczęło rosnąć.

2. Sztab wyborczy i sam kandydat Andrzej Duda przyjęli na siebie gigantyczne wyzwanie aby objechać w ciągu 4 miesięcy cały kraj i spotykać się z Polakami w możliwie jak największej liczbie powiatów.

Takich otwartych spotkań kandydat Zjednoczonej Prawicy odbył ponad 250, przejechał „Dudabusem” ponad 30 tysięcy kilometrów, w ostatnich tygodniach te spotkania miały już charakter wielotysięcznych wieców, podczas których było już czuć silne podmuchy „wiatru zmian”.

Ta część kampanii miała naprawdę merytoryczny charakter, kandydat przedstawiał kolejne swoje zamierzenia programowe w tym przede wszystkim te o charakterze rozwojowym (reindustrializacja) ale także socjalnym (powrót do poprzedniego wieku emerytalnego, czy podniesienie do 8 tys. zł kwoty wolnej od podatku PIT).

Jej rezultatem było zwycięstwo w I turze wyborów wbrew wszystkim sondażom, bo te sondaże mimo reprezentatywnych prób na których były oparte, jednak nie uwzględniały poparcia jakie Andrzej Duda zdobywał podczas objazdu kraju.

3. II tura to już były przede wszystkim emocje i to za sprawą urzędującego prezydenta Bronisława Komorowskiego i jego brudnej kampanii.

Komorowski korzystając ze wsparcia zaprzyjaźnionych mediów (prywatnych i niestety publicznych), brutalnie atakował Dudę i jego rodzinę, a także osoby, które przedstawił on jako swych najbliższych współpracowników.

W piątek tuż przed ciszą wyborczą miał miejsce w Toruniu „zamach” na prezydenta Komorowskiego i miał to zrobić działacz ruchów „pro- life”, których chciał dobiec z ulotkami do głowy państwa.

Natychmiast po tym incydencie w Sejmie konferencję prasową zorganizował przewodniczący klubu Platformy Rafał Grupiński, który przy wsparciu europosła Szejnfelda wprost obciążył Prawo i Sprawiedliwość odpowiedzialnością za ten „zamach”.

W ciągu kilku godzin filmik z tego incydentu w Toruniu TVN 24 pokazała przynajmniej kilkadziesiąt razy, a prokuratura w tym mieście przesłuchiwała „zamachowca” przez ponad 4 godziny.

Jak się później okazało, nie chciał on korzystać z obrońcy, którego zorganizowała jego żona i po tych wielu godzinach przesłuchania mimo ciążących na nim ciężkich zarzutów, został w piątek wieczorem zwolniony do domu.

Medialnych ataków było zresztą więcej, celowały w nich media publiczne ze słynnym już atakiem Tomasza Lisa i jego gościa aktora Tomasza Karolaka na córkę Andrzeja Dudy.

Wszystkie one jak się wczoraj okazało były przeciwskuteczne (jak mawiał klasyk, przyniosły plusy ujemne), co tylko potwierdza tezę, że Polacy są coraz bardziej odporni na manipulacje urządzane przez władzę.

4. Zresztą organizacja tak brutalnych ataków na Andrzeja Dudę nie była by możliwa bez zaangażowania mediów w obronę urzędującego prezydenta w tym przede wszystkim mediów publicznych.

Nie bez przyczyny rzecznik Prawa i Sprawiedliwości Marcin Mastalerek nazwał TVP Info, Komorowski Info (np. w marcu urzędujący prezydent był tam prezentowany przez ponad 6 godzin, Andrzej Duda zaledwie przez 22 minuty, a w piątek wieczorem telewizja ta gościła jako komentatorów aż 9 zwolenników Komorowskiego i tylko 1 zwolennika Andrzeja Dudy), podobnie zachowywało się także polskie radio.

Mimo tych gigantycznych przeciwności jednak wygraliśmy, co dobrze wróży także na nadchodzące wybory parlamentarne.

Zbigniew Kuźmiuk