Julia Gliwińska - "Fenomen Putina"

Jest jednym z najbardziej znanych polityków na światowej scenie politycznej. Wielu wybitnych pisarzy poświęciło mu książki, w których przedstawia się go jako pozytywnego „ducha Rosji”, lub wręcz przeciwnie – kreśli jego wizerunek jako zupełne zaprzeczenie „ojca narodu”. Tak oto rodzi się pytanie: kim naprawdę jest Putin?

Kim jesteś Putinie?

Stabilnie wysokie notowania prezydenta Rosji pozostają ciągle polityczną łamigłówką, także dla wielu analityków. Niektórzy nawet określili tę tendencję „fenomenem Putina”. Obiecany cud gospodarczy nie nastąpił, wojna w Czeczenii ciągle trwa, a zaufanie społeczeństwa do głowy państwa paradoksalnie rośnie z każdym dniem.

Gdy na przełomie sierpnia i września 1999 roku miastami rosyjskimi (Bujnaksk, Moskwa, Wołgodonsk) wstrząsnęły silne eksplozje, a Rosjanie stracili poczucie bezpieczeństwa. Dotąd wierzono w moc Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB), we władzę, o której mniemano, że „dba” o państwo. W 1999 roku mit ten runął. Społeczeństwo coraz częściej zadawało sobie pytanie: czy mamy w ogóle państwo? Po tak ogromnym wstrząsie naród rosyjski kardynalnie zmienił swoje poglądy i spojrzenie na władzę. Teraz Rosjanie pragnęli silnych rządów, stabilności i bezpieczeństwa. Słabnącą pozycję państwa na arenie międzynarodowej społeczeństwo odbierało jako osobistą zniewagę. Po raz pierwszy (już za rządów Putina) po okresie długiego, permanentnego sprzedawania interesów narodowych, zaistniała możliwość poczucia się obywatelem nie słabej, niedołężnej Rosji, a wielkiego, odgrywającego coraz to większą rolę w polityce międzynarodowej państwa. Putin dużo obiecuje, zarysowuje przed swoim narodem świetlaną, beztroską przyszłość, ale czy można mu bezmiernie zaufać? Przyjrzyjmy się najpierw jego kampaniom wyborczym (do Dumy Państwowej, a później prezydenckiej), następnie jego poczynaniom w polityce zarówno wewnętrznej jak i zagranicznej, by na koniec przeanalizować postawę głowy państwa wobec takich tragedii jak: zatonięcie Kurska, tragedia na Dubrowce i atak na szkołę w Biesłanie.

Podczas kampanii wyborczej do Dumy Państwowej w sierpniu 1999 roku w Rosji osoba Putina nie znikała z ekranów telewizorów. Relacjonowano, gdzie Putin był, jest w chwili obecnej i jaką miejscowość dalej zamierza zaszczycić swoją obecnością. Jak pisze B. Reitschuster: Wszechobecność premiera w kampanii wyborczej do Dumy przybrała takie rozmiary, że bardzo szybko w obiegu pojawił się żart: Iwan Iwanowicz z dalekiej prowincji codziennie włącza telewizor i na wszystkich kanałach widzi Putina. Otwiera gazetę i we wszystkich artykułach czyta o Putinie. Włącza radio i słyszy tylko Putina. Zdenerwowany odsuwa od siebie puszkę konserw mięsnych: «Nie, nie otworzę, w środku też na pewno jest Putin!». Autor dodaje, iż nachalna kampania w radiu, telewizji i prasie, jak też interwencja w Czeczenii w 2000 roku dały spodziewany efekt. Z jednego punktu procentowego w sierpniu wskaźnik popularności Putina osiągał nawet 52%. Moskiewski badacz opinii publicznej, socjolog Leonid Siedow, przekształcił nawet w związku z tym angielski rating na puting. [1]{mospagebreak}

Odmienna kampania – prezydencka – miała miejsce w marcu 2003 roku. B. Reitschuster podkreśla: Nigdzie w Rosji nie było plakatów z uśmiechniętym Putinem, żadnych debat telewizyjnych […]. Putin nie akceptował też spotów reklamowych […]. Zresztą płatnej reklamy urzędujący prezydent nie potrzebował, gdyż i tak był wszechobecny we wszystkich programach informacyjnych: a to w kabinie samolotu myśliwskiego, a to na mostku kapitańskiego okrętu, to znów jako zatroskany o kraj ojciec, najlepiej z jakimś maluchem na rękach. [2] Był bliżej narodu, był jednym z nich i tylko to się liczyło. Na pytanie, dlaczego Putin odniósł tak oszałamiający sukces, Leonid Siedow z WCIOM [3] odpowiada, że jest on odzwierciedleniem tego wszystkiego, czego pragnął naród rosyjski: silnej ręki i patriotyzmu. Putin nigdy nie określa się jednoznacznie, a Rosjanie lubią to, co nieznane.[4] Fenomen Putina polega również na tym, iż potrafi zjednywać sobie ludzi z różnych warstw społecznych i robi to po mistrzowsku, bo jak podkreśla B.Reitschuster: Wielkorusów przekonał swoją kampanią na Kaukazie, zwolenników gospodarki rynkowej ujął wypowiedziami o potrzebie swobodnej przedsiębiorczości. Wojskowi wpadali w zachwyt, gdy przywdziewał mundur i obiecywał armii większe pieniądze.[5] Tę umiejętność zauważa także jego były kolega z KGB, pisząc w swojej książce Sosłużywiec, że Wołodia był uprzejmy, przyjazny i nienachalny, dzięki czemu mógł przekonać do siebie kogokolwiek, ale szczególnie udawało mu się to w stosunkach ze starszymi ludźmi [6]. Do sukcesów Putina w niemałym stopniu przyczyniła się też broszurka o tytule Z pierwszej ręki, rozdawana za darmo w ramach jego kampanii prezydenckiej. Opisywała ona życie prezydenta. Na szczególną uwagę zasługuje okres służby Putina w KGB. B. Reitschuster podkreśla pewien paradoks, a mianowicie: Miał [Putin – przyp. J. G.] przezwisko „Niemiec”, ale w oczach wyborców nie był to minus. Giermanija mimo dwóch wojen światowych ma w Rosji po dziś dzień wysokie notowania, ceniony jest też niemiecki etos pracy, a goście z kraju byłego wojennego przeciwnika są w Rosji, obok Francuzów, najpopularniejszymi cudzoziemcami. [...] Często mówi się o niemieckich korzeniach rosyjskich carów. Niekiedy można usłyszeć ironiczną uwagę, że w Rosji panowałby większy porządek, gdyby w petersburskim pałacu carskim rządziła Katarzyna Wielka. A gdy w osobie Putina na Kremlu zasiadł „Niemiec” dla wielu Rosjan wzrosły nadzieje na ład, wiarygodność, pracowitość, celowość w działaniu i chłodny pragmatyzm. [7]

Zwycięstwo Putina wynika również z licznych nieprawidłowości wyborczych. Jak pisze B. Reitschuster zaczęło się od tego, że liczba uprawnionych do głosowania w okresie między wyborami parlamentarnymi a prezydenckimi wzrosła o prawie milion[8]. W Dagestanie na Kaukazie pojawiły się na listach nazwiska osób, które już dawno zmarły lub wyprowadziły się. W wielu lokalach wyborcy otrzymywali dwa euro pod warunkiem oddania pustych kart wyborczych czekającym na zewnątrz zwolennikom Putina. [9]

Po wyborach prezydent również był wszechobecny na ekranach telewizorów, na łamach prasy czy w radiu. Codziennie emitowano spotkania w kremlowskim gabinecie prezydenta z urzędującymi działaczami politycznymi Rosji. Ta tradycja jest nadal kontynuowana. Przebiegają one najczęściej według tego samego wzorca i są pozbawione jakiegokolwiek waloru informacyjnego: prezydent kazał sobie zrelacjonować, prezydent dostrzegł problem, zalecił swemu rozmówcy, by ów problem usunął i w ogóle działał właściwie. Instruowany w ten sposób rozmówca zazwyczaj kiwa głową i obiecuje (kornie i ze spuszczonym wzrokiem), że odtąd wszystko już będzie dobrze. [10] Dzięki takim spotkaniom powstaje obraz troszczącego się o losy państwa „ojca narodu”, który osobiście wszystkiego dopilnuje i ukarze tych, którzy nie wywiązują się z powierzonych im zadań. Niejeden Rosjanin mógł utwierdzić się w przekonaniu, że z takim przywódcą można czuć się bezpiecznie.

O zmianach politycznych, które Putin wprowadził podczas swoich rządów pisze m.in. M. Michalczuk: Wysokie poparcie dla Putina wyrażone w czasie wyborów w 2000 roku dało mu legitymację do przeprowadzenia znaczących zmian w sferze politycznej. Wprowadzone zmiany zarówno legislacyjne, jak i nieformalne, doprowadziły do recentralizacji państwa i zwiększenia kontroli nad przedmiotowymi dziedzinami polityki państwa przez ośrodek prezydencki. W wyniku nieformalnych działań Putin uzyskał znaczną kontrolę nad procesem stanowienia prawa i możliwość wpływania na działalność parlamentu w zakresie najbardziej żywotnych interesów państwa.[11] J. Rogoża niejako tłumaczy to zjawisko w następujący sposób: Od początków rządów Putina można obserwować ideologizację problematyki bezpieczeństwa i wykorzystywanie tej kwestii do konsolidowania społeczeństwa. W ostatnim czasie wykorzystywane jest do tego zagrożenie terroryzmem – władze próbują utrwalić w społeczeństwie obraz Rosji jako kraju osaczonego przez wrogi świat zewnętrzny i podkopywanego od środka przez demokratyczną «piątą kolumnę». Za remedium na zewnętrzne i wewnętrzne zagrożenia władze uważają konieczność zjednoczenia wysiłków w walce z zagrożeniem, co w praktyce oznacza postępujące zwiększanie uprawnień prezydenta kosztem innych ośrodków życia publicznego, podsycanie nieufności i niechęci wobec różnych form inakomyslija [myślenia innego, sprzecznego z rosyjskim – przyp. J.G.] i «wobec obcych». [12]

Putin wyznaje koncepcję „dynamicznej równowagi” w sprawach polityki zagranicznej. Jest przekonany o tym, że jeśli Rosja chce być mocarstwem, to najpierw musi umocnić się od wewnątrz, by w przyszłości móc odgrywać znaczącą, a może i najważniejszą rolę międzynarodową. Ta koncepcja opiera się przede wszystkim na zachowaniu przez Federację Rosyjską „równego dystansu” wobec różnych ośrodków siły na arenie międzynarodowej i utrzymywania przez polityków rosyjskich „wolnej ręki” wobec rozwoju sytuacji na tejże arenie. [13] Putin pozostaje wierny owej zasadzie. Można to było zauważyć podczas kryzysu irackiego wiosną 2003 roku. Prezydent Rosji zorganizował wtedy szczególnego rodzaju taniec na linie, gdy oficjalnie zaprotestował w Berlinie i Paryżu przeciw wojnie, a jednocześnie uniknął zerwania kontaktów ze swym przyjacielem Bushem.[...] Oficjalnie szef Kremla zarzucił USA złamanie prawa międzynarodowego i stosowanie »prawa pięści«. Dzięki temu mógł [...] zebrać punkty dla polityki Rosji w Europie. [Jednocześnie – przyp. J.G.] Putin regularnie rozmawiał telefonicznie z amerykańskim prezydentem, informował go o pobudkach swego działania i wytrwale podtrzymywał dobre kontakty osobiste. [...] Ludzie, którzy wcześniej znali prezydenta, mówili, że już w okresie petersburskim Putin w sprawach spornych wielokrotnie dowiódł, że potrafi wiarygodnie przekonać obie strony konfliktu, iż tak naprawdę jest po ich stronie, a tylko ze względów taktycznych musi na zewnątrz okazywać inną postawę. [14] Bardzo ważnym jest fakt, że odnowione partnerstwo Rosji z Zachodem, oprócz interesów gospodarczych czy strategicznych daje jeszcze jedną istotną korzyść, mianowicie zagranica przestała notorycznie krytykować politykę Rosji wobec Czeczenii. Po 11. września Czeczenów zaczęto postrzegać jako terrorystów powiązanych z Al-Kaidą. Czeczenia w mniemaniu Zachodu nie jest obecnie warta tego, by w walce o jej niepodległość narażać partnerstwo z Rosją – krajem o największych na świecie zasobach surowcowych.[15] Taka pozycja Zachodu jest tym korzystniejsza dla Putina, że, jak pisze Boris Reitschuster: Wojna w Czeczenii była koniem, którego Putin wprowadził na Kreml w trakcie kampanii wyborczej […]. Koń ten pod Putinem żałośnie zdechł, a nowego rumaka prezydent nie ma.[16] Największe mocarstwa zachodnie tym samym niejako rehabilitują poczynania Putina w Czeczenii, przymykając oko na jawne łamanie praw człowieka i quasi-demokratyczne wybory w Czeczenii w 2003 roku, w wyniku których wygrał Achmat Kadyrow. «To bandyta, ale nasz bandyta» – mówi się na Kremlu o tym byłym rebeliancie.[17] Po tych wyborach Putin mówił o nadzwyczaj demokratycznej decyzji, oznaczającej, że głosujący opowiedzieli się za pokojem. Ostatni wielki problem, dotyczący integralności terytorialnej Rosji został zatem rozwiązany – oczekiwaliśmy pozytywnego rezultatu, ale ten przeszedł wszelkie nasze oczekiwania[18]. Na podstawie tej wypowiedzi można zaryzykować stwierdzenie, że silną pozycję w państwie Putin zawdzięcza także swoim „zachodnim kolegom”, gdyż brak krytyki wobec polityki Rosji w Czeczenii ze strony Zachodu może utwierdzać w przekonaniu społeczeństwo Rosji, iż działania ich przywódcy są właściwe i zgodne z prawem. Tym samym rośnie zaufanie do jego osoby.