Piotr Ślusarczyk

Do ostrzeżeń przed powracającymi z Syrii dżihadystami zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Wiemy, że zamieszkują oni europejskie miasta. Wiemy, że są niebezpieczni. Ciągle jednak nie wiemy, jak to możliwe, że tak wielu młodych muzułmanów woli zabijać i umierać w imię Allaha niż korzystać z dobrobytu bogatego Zachodu. Jakie argumenty pchają ich do takiego wyboru?

Religia ma znaczenie

Mówiąc o przyczynach zbiorowego rozczarowania Europą przez radykalnych muzułmanów, zwykle wskazuje się na kwestie związane za społecznym wykluczeniem, wrogą postawą ludności miejscowej wobec imigrantów czy rozmaitymi problemami ekonomicznymi. Narrację o zapchniętych na margines migrantach i ich potomkach można uznać za częściowo trafną. Dlaczego częściowo? Poczucie wykluczenia mają przecież nie tylko muzułmanie. Pewne ekonomiczne i społeczne upośledzenie staje się także udziałem imigrantów z takich państw jak chociażby państwa Europy Wschodniej czy Wietnam.

Szukając przyczyn rozwoju radykalizmu wśród muzułmanów jedynie w przesłankach ekonomiczno-społecznych zachowujemy się jak lekarz, który dostrzega u swoich pacjentów tylko jedno oko, czy jedną nerkę. Tymczasem, żeby zbudować pełny obraz tego problemu, należy wziąć pod uwagę szeroko rozumiane kwestie ideologiczne oraz religijne.

Od monokulturowych „gett” do cyberdżihadu

Rozwój postaw fundamentalistycznych następuje w Europie stopniowo. Żeby zrozumieć pojawienie się ich, należy cofnąć się do czasów rozpadu imperiów kolonialnych (Francja, Wielka Brytania), który przyciągnął wielu imigrantów do byłych metropolii, a także prześledzić realizację pomysłu ściągania gastarbeiterów. Procesy te doprowadziły do powstania sporych różnic etnicznych w obrębie jednego społeczeństwa.

Początkowo imigranci zasilali szeregi organizacji lewicowych, ulegali modzie na komunizm, czuli więź z krajem pochodzenia i chętnie utrzymywali kontakty z podobnymi sobie. Budowali własną tożsamość w oparciu o kategorie ekonomiczne oraz etniczne. Z czasem jednak ich związki z ojczyzną ojców i dziadków nabierały wymiaru „mitycznego”, okazywali swoje przywiązanie do „dawnego kraju” kibicując „swojej” drużynie z Algierii czy Egiptu. Ich życie upływało w dzielnicach imigranckich, w których od lat 70. chętnie budowano ciasne blokowiska, by mogły pomieścić jak najwięcej ludzi na stosunkowo małej przestrzeni.

W tych warunkach dorastało kolejne pokolenie o „rozchwianej tożsamości”. Nie czuli się oni Francuzami, choć mieli francuskie obywatelstwo. Odczuwali pewien sentyment do kraju pochodzenia, choć tak naprawdę nie chcieliby przenieść się z powrotem do Afryki. Jeden z kandydatów do Zgromadzenia Narodowego, Maraud Goual, o kryzysie tożsamościowym młodych muzułmanów mówił w 2012 roku wprost: „Dzisiaj chłopak z północnych dzielnic imieniem Mohamad, Mamadou lub Ismael za jedyny pewnik tożsamościowy ma religię. Wie, że jest muzułmaninem, to niezaprzeczalne. Poza tym nie wie, kim jest” (Gilles Kepel, Antoine Jardin, Terror we Francji. Geneza francuskiego dżihadu, tłum. K. Pachniak, Warszawa 2017). Ta radykalnie uproszczona tożsamość z jednej strony pozwala odrzucić wszystko, co francuskie, z drugiej zaś każe szukać odpowiedzi na wszelkie pytania właśnie w religii, którą traktuje się w sposób totalny. Na gruncie zbiorowego kryzysu tożsamościowego wyrośli we Francji cyberdżihadyści, który wykorzystując nowe technologie chętnie namawiali przedstawicieli pokolenia Milenium do wzięcia udziału w globalnym dżihadzie. Nieprzypadkowo pokolenie to nazywa się niekiedy pokoleniem Y, gdyż kształt tej litery przypomina włożone w uszy słuchawki. Co można w nich było usłyszeć od zwolenników dżihadu?

Omar nadaje

Omar Omsen mieszkał w Nicei. Jego rodzice przyjechali z Senegalu w latach 70. XX wieku. Zamieszkiwali osławioną dzielnicę Ariane, gdzie turystyczny pejzaż lazurowego Wybrzeża ustąpił miejsca osiedlom złożonym z budynków socjalnych. Mężczyzna popadł w konflikt z prawem i, jak wielu dżihadystów, zradykalizował się w więzieniu. Po wyjściu na wolność założył organizację będącą pod silnym wpływem ideologii salafickiej. Żeby przyciągnąć do siebie nowych członków, zrealizował serię filmów i zamieścił je w Internecie. To właśnie te „produkcje” przekonały wielu do wzięcia udziału w ostatecznym starciu Dobra (Państwo Islamskie) ze Złem (niewierni, spiskujący Żydzi, zepsuci Amerykanie).

Seria filmów wideo „19 HH. Historia ludzkości” szybko zawojowała sieć. Ich widzowie dostali propagandę cyfrową tyle siermiężną, co niebezpieczną. Ten cyfrowy Mein Kampf daje się sprowadzić do następujących tez:

  1. Światem i mediami rządzi spisek amerykańsko-syjonistyczny;
  2. Święta wojna z niewiernymi to sposób na pokonanie Zła i zbudowanie idealnego społeczeństwa;
  3. Należy odrzucić „bezbożne ideologie” podważając je na podstawie świętych zapisów Koranu oraz hadisów, czyli opowieści o życiu Mahometa;
  4. Ofiara dżihadystyczna gwarantuje zbawienie;
  5. Dżihadyści walczą z „islamofobią” (to oni, a nie Żydzi są prawdziwymi ofiarami);
  6. Media uprawiają propagandę wrogą islamowi (W filmie słyszymy: „W imię tak zwanego bezpieczeństwa szerzy się propagandę przeciwko islamowi!”);
  7. Ci, którzy zwalczają religię Allaha, zasługują na śmierć;
  8. Świat Zachodu jest zepsuty przez homoseksualizm i ateizm („W szkole pani uczyła nas, że człowiek pochodzi od małpy, a w domu mama mówiła mi, że stworzył mnie Bóg (…) Ja zawsze myślałem, że to właśnie moja mama ma rację (…) Później dorosłem, świat był zepsuty, a z bliska przekonałem się, że to ludzie są zepsuci.”);
  9. Ci, którzy nie popierają dżihadu przeciwko niewiernym, są pseudomuzułmanami, gdyż powoduje nimi strach przed zaangażowaniem się;
  10. Dżihad jest w istocie reakcją na prześladowania muzułmanów („Sposobem na wyzwolenie muzułmanów jest dżihad obronny (…) To są muzułmanie, którzy nie znoszą bezczynności, kiedy kobiety i dzieci giną w tak banalny sposób!”). Wszystkie cytaty pochodzą z cytowanej książki Gillesa Kepela.

Śledztwa francuskiej policji w sprawach oskarżeń o terroryzm potwierdziły, że nagrania Omara Omsena ukształtowały wielu młodych radykałów. Ostatnie doniesienia (luty 2019) na jego temat wskazują, że opuścił syryjskie więzienie prowadzone przez grupę dżihadystów Hayat Tahrir al-Sham, w którym przebywał przez ostatnie sześć miesięcy. Po wyjściu na wolność mężczyzna nadal przewodzi grupie francuskojęzycznych dżihadystów oraz prowadzi działalność propagandową.

Piotr Ślusarczyk/euroislam.pl