Dzięki kampaniom na rzecz zdrowego stylu życia, do naszego słownika trafiły nowe zwroty, które mają nam pomóc określić, czy coś, co właśnie mamy zamiar zjeść jest tym, co rzeczywiście w diecie znaleźć się powinno. Hasła te niby są jednoznaczne, jednak przy dłuższym zastanowieniu dochodzimy do wniosku, że trudno byłoby je zinterpretować. Jeszcze trudniej podać przykłady.

Jednym z nich są „puste kalorie”. Niby wszystko jasne, ale czy rzeczywiście? Skoro kaloria jest jednostką energii i coś, co jemy dostarcza określoną ich ilość, to znaczy, że wraz z danym produktem przyswajamy rzeczoną energię. Skoro energia, wyrażana w postaci kalorii jest tak ważna dla naszego zdrowia, jak rozumieć określenie, że jest pusta i dlaczego produkty, które ich dostarczają są tak niemile widziane w jadłospisie?

Puste, czyli jakie?

Określenie „puste kalorie” jest nieco mylące. Owych pustych kalorii dostarczają produkty, o których mówimy, że posiadają niską wartość odżywczą - próżno szukać w nich cennych witamin, minerałów czy błonnika. Mimo nieco mylącej nazwy, są źródłem takiej samej ilości energii jak te „normalne” pochodzące z produktów  pełnowartościowych. W przeciwieństwie do nich jednak powodują jedynie krótkotrwały przyrost energii, nie przynoszą z kolei żadnych korzyści zdrowotnych.

Czego się wystrzegać?

Produkty, które dostarczają „pustych kalorii” nazywane są z języka angielskiego junk food, co dosłownie przetłumaczyć można jako „śmieciowe jedzenie”. Określenie to zazwyczaj kojarzone jest z daniami serwowanymi w barach typu fast food, zatem z wszelkiego rodzaju hamburgerami, frytkami itp. Do tej grupy zalicza się jednak także słone przekąski (chipsy, paluszki), cukierki, ciastka oraz inne słodkości, alkohol, dosładzane soki owocowe, napoje gazowane. Obok nich dziś wymienia się także pieczywo oraz makarony z białej mąki, biały ryż. Okazuje się bowiem, że im bardziej przetworzony produkt, tym mniej w nim cennych wartości odżywczych. O ile zatem pieczywo stanowi bardzo cenny składnik menu, zdecydowanie lepszym wyborem będzie sięganie po to ciemne, wypiekane z razowej mąki. Podobnie brązowy ryż dostarcza znacznie większych ilości minerałów i witamin niż ten oczyszczony.

By uzmysłowić sobie różnicę, pomiędzy produktami o niskiej i wysokiej wartości odżywczej wystarczy prześledzić proces ich produkcji. Przykładem mogą być tutaj dwa, z pozoru bardzo podobne do siebie napoje. Pierwszy z nich to sok pomarańczowy otrzymywany metodą mechanicznego wyciskania soku ze świeżych owoców. Dzięki temu zachowuje ich aromat, nie wymaga więc dodatku cukru i substancji poprawiających smak i zapach. Ponieważ znajdują się w nim cząstki owoców, jest źródłem błonnika. Dostarcza także niemalże tej samej ilości witamin i minerałów, co owoc przed obróbką. Drugi to napój pomarańczowy, który, choć często dostarcza zbliżonej ilości kalorii, jest tylko marną podróbką swojego pierwowzoru. Otrzymywany jest bowiem z połączenia koncentratu pomarańczowego i wody. Koncentrat ten pierwotnie był sokiem wyciśniętym z owoców, następnie jednak został poddany odparowaniu i już na tym etapie stracił wiele witamin. Dalej ów zagęszczony sok jest rozcieńczany wodą, poddany pasteryzacji i dopiero trafia do naszych rąk. Zawiera więc znikome ilości błonnika, oraz minerałów i witamin. Co prawda te ostatnie bardzo często dodawane są w postaci syntetycznej do już gotowego produktu, jednak nie są one już tak dobrze przyswajane przez nasz organizm jak te naturalne.

Dlaczego tuczą?

Dieta bogata w produkty będące źródłem „pustych kalorii” przyczynia się do wzrostu masy ciała w dwojaki sposób. Dostarczają one ogromnych ilości dodatkowej energii do dziennego jadłospisu, są jednak ubogie w błonnik i nie dają uczucia sytości. Krótko po ich zjedzeniu znów odczuwamy głód. Ponadto, produkty takie pobudzać mogą dodatkowo łaknienie. Tak dzieje się np. w przypadku alkoholu. Jak wynika z badań, po jego wypiciu zwiększa się ochota na wysokokaloryczne, bogate w tłuszcz dania. Efekt jest więc taki, że nie dość, że podczas imprezy wypijamy kilka wysokokalorycznych drinków, to jeszcze następnego dnia, na skutek zwiększonego łaknienia, przyswajamy więcej energii niż powinniśmy.

Stare powiedzenie mówi, że „wszystko jest dla ludzi”. Kierując się tą zasadą, można od czasu do czasu pozwolić sobie na wypicie kieliszka wina czy ulubionego drinka. Nie podupadniemy na zdrowiu także po zjedzeniu frytek raz na jakiś czas, a porcja tortu zjedzona z okazji urodzin nie spowoduje drastycznego wzrostu masy ciała. Wszystko to jednak pod warunkiem, że na co dzień dokonywać będziemy mądrych wyborów.

Joanna Kopińska/świat.zdrowia.pl