Ostatnie wypowiedzi i decyzje księdza Lemańskiego nie pozostawiają większych wątpliwości. Ten kapłan chce zostać suspendowany. Gdyby było inaczej to po pierwsze zaangażowałby się on w posługę w nowym miejscu, a nie bywał tam „głównie w poniedziałki” (jak informuje rzeczniczka szpitala, w którym ksiądz ma być kapelanem) i pracował na podstawie umowy o wolontariacie. Po drugie nie unikałby kontaktu z biskupem, nie udawał, że go nie ma, ale stawił na wezwanie (od dziesięciu dni tak nie jest, a ksiądz unika kontaktu z arcybiskupem). I wreszcie po trzecie przestałby nieustannie komentować wypowiedzi i stanowiska kurii i uznałby, że milczenie jest złotem, bo pomoże mu nadal sprawować funkcje kapłańskie.

Wiele jednak wskazuje na to, że ksiądz Lemański księdzem już być nie chce. I dlatego robi wszystko, żeby arcybiskup Hoser go suspendował i pozbawił możliwości sprawowania funkcji kapłańskich. Nie wiem, jakie plany na przyszłość na duchowny: czy chce być publicystą „Gazety Wyborczej” czy może liczy na pracę w Radiu Tok FM albo jako ekspert od stosunków polsko-żydowskich. Niebawem się jednak przekonamy o tym, że jako były ksiądz Wojciech Lemański będzie komukolwiek potrzebny? Czy gdy przestanie być bronią przeciwko arcybiskupowi Hoserowi, to ktokolwiek zainteresuje się jego losem.

A arcybiskup też powoli przestaje mieć inne wyjście niż suspensa. Ten spektakl ciągnie się już zbyt długo i nie ma najmniejszych powodów, by go przedłużać. Trzeba z tym skończyć i oszczędzić i Kościołowi i ks. Lemańskiemu wstydu. On nie chce szans, jakie daje mu arcybiskup. On chce – a przynajmniej tak się zachowuje – suspensy, by jeszcze trochę ogrzać się w świetle kamer i posłuchać jaki jest fantastyczny. Szkoda tylko, że dla celebryckiej sławy wystawia na szwnak swoje kapłaństwo.

Tomasz P. Terlikowski