- Karol de Foucauld był przekonany, że jeśli Europa nie zewangelizuje Północnej Afryki, to Islam zdobędzie Europę. - pisze specjalnie dla portalu Fronda.pl, ksiądz Janusz Umerle, autor książki pt: "Kontemplacja według bł. Karola de Foucauld", aktualnie misjonarz przebywający w Belgii. 

1 grudnia obchodziliśmy wspomnienie bł. Karola de Foucauld. W 2016 roku będziemy obchodzić 100 rocznicę narodzin dla nieba tego błogosławionego. Po atakach islamskich terrorystów w Paryżu i kryzysie imigracyjnym nasiliła się dyskusja o islamie. Z tej okazji poprosiliśmy ks. Janusza Umerle o komentarz na temat przesłania bł. Karola na dzisiejsze czasy. Powstał piękny tekst, zachęcamy do przeczytania! 

Mój Boże, jeśli istniejesz, spraw, żebym Cię poznał

Jest rok 1886, luty, wicehrabia Karol de Foucauld mając 28 lat, po licznych życiowych przygodach, wprowadza się do mieszkania w Paryżu, ulica Miromesnil numer 50, niedaleko kościoła świętego Augustyna. W jego duszy panuje ziejąca pustka. W nic nie wierzy, nie ma ochoty na nic, powiedzielibyśmy dzisiaj, że ma depresję. A przecież historia jego dotychczasowego życia już mogłaby posłużyć jako scenariusz dobrego filmu przygodowego.

Urodzony w Strasburgu, 15 września 1858, w rodzinie praktykujących katolickich szlachciców, dwa dni później ochrzczony. Kiedy ma sześć lat w przeciągu pięciu miesięcy umierają jego rodzice.  Opiekę nad sierotą objął jego dziadek, emerytowany generał. W 1870 wybucha wojna, więc uciekają do Nancy, gdzie mały Karol przyjmuje pierwszą Komunię Świętą w 1872. Mając szesnaście lat rozpoczyna naukę w szkole Jezuitów w Paryżu. Tam traci wiarę w Boga. Dwa lata później, mając osiemnaście lat, wstępuje do szkoły wojskowej pod Paryżem. Tam rozpoczyna hulaszcze życie niedorosłego kawalerzysty. Wino, kobiety, obżarstwo (zamawia foie gras w restauracjach Paryża i każe je sobie przywozić dorożką). Mocno przybiera na wadze. Nie jest najlepszym uczniem. Po ukończeniu szkoły rozpoczyna się garnizonowe życie. Zostaje posłany do Sétif'u w Algierii w marcu 1881. Tam afiszuje się z niejaką Mimie, która oczywiście nie jest jego żoną. Zostaje zwolniony za brak dyscypliny. W Algierii, po raz pierwszy, styka się z Islamem i pustynią. Jego nieuświadomiony głód Boga zaczyna powoli drążyć pustynną ziemię jego duszy. Miesiąc po zwolnieniu wybucha powstanie Bou-Amamy. Prosi o powtórne wcielenie do armii. Walczy ze swoimi kolegami ze szkoły w południowym Oranie. Tam wyróżnił się niebywałą odwagą, za co zostaje odznaczony. Jednak, zaraz potem opuszcza karierę wojskową. Głód Boga drąży jego duszę, a pustynia kusi niedefiniowalnym wezwaniem. Postanawia dokonać rzeczy, która nikomu się jeszcze nie udała - dokonać eksploracji Maroka (do którego Europejczycy nie mieli wstępu). Uczy się arabskiego i hebrajskiego. Wciąga w swoje plany przekupionych Żydów. Udając jednego z nich, w przebraniu rabina, podróżując karawaną, penetruje Maroko. W ukryciu dokonuje licznych zapisków i sporządza mapy. Zmuszony jest też modlić się, aby nie wzbudzać podejrzeń. Trwa to kilka miesięcy. Zakochuje się w pustyni. Jej mistyka, świat islamu i regularna modlitwa odbijają się echem w jego duszy. Kto raz był na Saharze, wie o czym mówię… Owocem jego podróży po Maroku była książka Reconnaissance au Maroc, która natychmiast stała się sensacją nagrodzoną medalem przez akademickie Stowarzyszenie Geograficzne. Stał się sławny. Podejmuje jeszcze krótką podróż na Saharę w Algierii. Złapał na dobre bakcyla pustyni. I tak dotarliśmy do pogrążonego w depresji Karola w paryskim mieszkaniu w 1886 roku.

Co musiało się stać we flirtującym z pustynią człowiekiem, że teraz ogarnia go dziwny stan egzystencjalnej pustki? Karol zaczyna dziwaczyć: przebiera się w domu w marokańskie stroje, czyta dzieła mistyczne dotyczące islamu, próbuje się modlić i medytować. Trudno powiedzieć, czy to islam zainspirował w nim taką zmianę. Raczej nie, na co dowodem jest także chęć znalezienia jakiegoś katolickiego duchownego, który pomógłby mu poznać głębiej wiarę katolicką. Często powtarza taką modlitwę: Mój Boże, jeśli istniejesz, spraw, żebym Cię poznał. To zdanie odkrywa nam wszystko: gdzieś między obozowiskami Tuaregów, Arabów i Żydów, narodziło się w nim pragnienie Boga jedynego. Szukając przygód, nie znalazł tego jednego, co może zaspokoić wewnętrzny głód. Nawet jego synkretyczne praktykowanie mistyki Wschodu nie dawało mu odpowiedzi o Bogu, który przebija się przez skomplikowane wiraże ludzkich poszukiwań. Boga nie da się oszukać noszeniem egzotycznych dżelab.

30 października 1886 roku Karol idzie do kościoła świętego Augustyna, by spotkać znanego kaznodzieję, ks. Huvelin'a. Udaje się do jego konfesjonału, ale nie w celu spowiedzi, chce poprosić księdza, aby ten zgodził się go uczyć religii katolickiej. Ten reaguje gwałtownie, rozkazując mu natychmiast się wyspowiadać i przyjąć komunię świętą. I dokonuje się cud. Po spowiedzi i komunii świętej zaciemniona półmrokiem dusza Karola rozświetla się światłem wiary. Opada całun nocy. Czuje się wolny i wyzwolony. Wie czego w życiu chce, jakby jego dusza była od dawna przygotowana na ten moment: chce całe swoje życie oddać Bogu. Jest to moment, w którym zrodziła się nie tylko wiara Karola, ale także jego powołanie zakonne. Łaska sakramentów prostuje powyginane ścieżki życia, dokonując czasami więcej niż jakiekolwiek wysiłki ludzkie - Karol nie ma już depresji. Chce służyć Bogu całym swoim życiem, gnany niezaspokojoną tęsknotą za Absolutem.

W poszukiwaniu swojej drogi

Zaczyna się długa droga poszukiwania własnej drogi powołania, tak charakterystyczna dla tego człowieka, który nie potrafił żyć miernotą. Pragnie maksymalnego radykalizmu, chce żyć na ostatnim miejscu. Ks. Huvelin musiał go powstrzymywać przed natychmiastowymi decyzjami. Udaje się do Ziemi Świętej, gdzie szczególnie go uderza Ogród Oliwny i Kalwaria. Odbywa rekolekcje w słynnym opactwach w Solesmes i w Soligny. W końcu ląduje w opactwie Trapistów Matki Bożej Śnieżnej w Masywie Centralnym stając się bratem Marią Alberykiem (1890-1892). Na własną prośbę zostaje przeniesiony do opactwa Matki Bożej w Akbes w Syrii. Tam wysyła do Francji dwie prośby: pierwszą, by go pozbawić członkowstwa w Stowarzyszeniu Geograficznym, drugą, by zredukować jego stopień oficerski do rangi szeregowca. Tutaj tez rodzą się pierwsze projekty założenia wspólnot nazaretańskich. Powoli myśli o opuszczeniu Trapistów powodowany wewnętrznym kryzysem. Gdy zostaje wysłany do Rzymu na studia, nie wytrzymuje i poddaje pod rozeznanie przełożonych rodzące się w nim powołanie nazaretańskie. W styczniu 1897 przełożony generalny uznaje autentyczność jego powołania. Karol opuszcza zakon, składa prywatne śluby czystości i zobowiązuje się do posiadania tylko tego, co niezbędne do pracy fizycznej. Tego samego roku Karol udaje się do Ziemi Świętej. Tam osiedla się pod murami Klarysek w Nazarecie, mieszkając w małej drewnianej budzie. Wciąż myśli o założeniu wspólnoty nazaretańskiej. W tym celu chce kupić Górę Błogosławieństw, ale zostaje wyrolowany i traci wszystkie pieniądze. W końcu, w Ziemi Świętej dochodzi do wniosku, że nie potrzeba tu nowych wspólnot, bo jest tu wielu kapłanów i zakonników. W 1900 roku powraca do Francji, gdzie przygotowuje się do święceń kapłańskich, które przyjmuje 9 czerwca 1901, stając się księdzem diecezjalnym. Po kilku miesiącach przybywa do swojej ulubionej Algierii, gdzie powraca do tego, co najbardziej go pociągało: do Sahary.

Ku nocy ducha

W Algierii Karol, zawsze szukający swojej drogi, miota się między różnymi wizjami swojego życia. Z początku częściowo pełni rolę kapelana wojskowego. Jednocześnie próbuje prowadzić ściśle monastyczny tryb życia. Walczy w niewolnictwem i zajmuje się pomocą charytatywną dla Tuaregów. Zakłada coraz dalej wysunięte eremy. Później zaczyna bardzo intensywne prace lingwistyczne nad językiem tamaszek. Dużo wędruje pieszo po pustyni w kolumnach wojskowych. Praktykuje radykalny tryb życia, niewiele jedząc. Ma bardzo prosty plan dnia: 3x8 - osiem godzin modlitwy, osiem pracy i osiem odpoczynku. To wszystko doprowadza go do skrajnego wyczerpania. Po ośmiu latach na pustyni, od 1907 do 1908 przeżywa noc ducha, choruje. Ciężki stan pogłębiony jest także przez zakaz odprawiania mszy w pojedynkę, co go pozbawia codziennej eucharystii. W końcu pada na łóżko wycieńczony, gotowy na śmierć. I tu dokonuje się cud. Tubylcy szybko zorientowali się, że zachorował i przyszli mu z pomocą. Karol musiał zaakceptować pomoc od tych, których uważał za biedniejszych od siebie. Ten, który rozdawał żywność, igły do szycia, czy leki, teraz leżał uzależniony od tych, których chciał zewangelizować. Dobiegły w nim do końca wszystkie drogi, którymi chciał dojść do ludzi, wyczerpany padł na ziemię, powalony własnym radykalizmem i po ludzku, przegrał bieg. To była jego noc ducha.

Karol tylko cudem nie umarł. Powoli wylizuje się z choroby. Dostaje od Stolicy Apostolskiej pozwolenie na odprawianie Mszy w samotności. Ale on już nie jest tym samym człowiekiem. Radykalnie się zmienia. Nie kipi aktywnością na rzecz nawracania niewiernych. Nie morduje się zabójczym postem. Odpuścił. Zaczyna lepiej się odżywiać, prowadzi prosty tryb życia. Wszyscy dostrzegli w nim jakąś zmianę. Z jego twarzy emanuje spokój i łagodny uśmiech. Ten który zapisywał setki stron medytacji, w ciągu ośmiu następnych lat zapisuje ledwo kilkanaście stron. Dalej przemierza pustynię, towarzyszy żołnierzom, tłumaczy język tamaszek itd.

Gdy wybucha wojna, Karol buduje fort, aby bronić miejscowej ludności. Gdy 1 grudnia 1916 roku do jego drzwi pukają nocą ludzie, otwiera i po kilku chwilach zostaje zastrzelony pod murem swojej twierdzy. Odnaleziono go z błogim uśmiechem na twarzy, bo spełniło się jego marzenie o męczeństwie.

Karol a Islam

Pierwsze zetknięcie z islamem miało miejsce oczywiście w czasie jego podróży do Maroka. W zapiskach Karola nie ma jednak żadnej wzmianki, która świadczyłaby o jakimkolwiek  wpływie islamu na niego. Jednakże można z całą pewnością stwierdzić, że świat religii ludzi praktykujących modlitwę mógł wzbudzić w nim głód Boga.

Już jako ksiądz na Saharze, szybko przekonał się o sile Islamu, intensywnie zagarniającego coraz to nowe plemiona i krainy. Karol był przekonany, że jeśli Europa nie zewangelizuje Północnej Afryki, to Islam zdobędzie Europę.

Jego stosunek do Islamu można podzielić na dwa okresy: pierwszy etap 1901-1908, aż do nocy ducha i drugi etap, od nocy ducha w 1908 aż do śmierci w 1916.

Pierwszy etap charakteryzował ogromny wysiłek na rzecz nawracania tubylców. Właściwie wszystko, co robił, miało służyć temu celowi: działalność charytatywna, walka w niewolnictwem i prace lingwistyczne. Karol chciał przygotować drogę, być awangardą misjonarzy, którzy mieliby przybyć po nim (miał na myśli przede wszystkim Ojców Białych). Karol nosił w sobie prekursorską ideę zakładania małych wspólnot złożonych z osób świeckich przybyłych z Francji i kapłanów, które praktykowałyby pracę rzemieślniczą i w ten sposób "oswajałyby" tubylców w stosunku do religii chrześcijańskiej.

Drugi etap to bierna obecność charakteryzująca się mocno kontemplacyjnym stylem życia. Polega to na stawianiu akcentu na immanentne działanie łaski, która nigdy nie jest agresywna w stosunku do niewierzących. Karol wierzył, że sama obecność tabernakulów w kaplicach zakładanych na ziemiach pogańskich, oddaje całą okolicę w posiadanie Jezusa. Jest to, w gruncie rzeczy, prawdziwa mistyka pustyni. Pustynią jest brak Boga w sercach ludzkich, pustynia to jałowa ziemia gotowa na przyjęcie łaski. Człowiek pustyni ma silne przekonanie, że Bóg działa poprzez miłość zaszczepioną w ludzkich sercach. Chrześcijanie są jak zaczyn zakwaszający całe ciasto (zob. Mt 13,33) i krzew gorczyczny, w którym chronią się ptaki (zob. Mt 13,32).

Mistyka pustyni

Pustynią są dzisiaj zurbanizowane społeczeństwa żyjące w izolacji, miasta i wsie pogrążone w pustce egzystencjalnej, ludzkie dusze "wyprane" z pragnienia Boga. Nie trzeba wyjeżdżać na Saharę, by dotknąć żółtego piasku, który wyciąga z człowieka ostatnie złudzenia. Pustynny piach rozsypany jest w każdym kościele przed Najświętszym Sakramentem, gdzie człowiek ogołocony z samego siebie opuszcza bezpieczny dach swojego poczucia bezpieczeństwa, by oddać się niekończącemu się podbojowi Ziemi Obiecanej. Tu jest prawdziwa duchowość Karola de Foucauld, który spędzał przed Najświętszym Sakramentem długie godziny modlitwy przesyconej nieugaszonym pragnieniem miłowania Boga. Spoczywał bezpiecznie na piasku swojej kaplicy (rzeczywiście w kaplicy Karola zamiast podłogi był piasek), pogrążony w łagodnym powietrzu, którym oddychała Święta Rodzina. Jego domem stał się Nazaret, gdzie delikatne gesty Jezusa, Maryi i Józefa tworzyły symfonię ciszy. Łagodny uśmiech, jaki widzimy na zdjęciach Karola był odbiciem długich godzin westchnień serca, które "ładuje baterie" przed Chlebem aniołów w Eucharystii. Adoracja jest pustynią. W niej człowiek odnajduje swoje zagubione "ja". Jest to najwłaściwsze miejsce stworzenia, które klęcząc przed Bogiem, staje się homo adorans. W tej cichej kontemplacji wszystko nabiera sensu: Bóg staje na przedzie procesji ludzi, którzy idąc za Nim zaczynają widzieć świat Jego oczami. Każdy człowiek staje się towarzyszem tej samej niedoli. Wszystko staje się kontemplacyjne.

Karol de Foucauld jest znakiem dla naszych czasów, prorokiem Boga immanentnego, obecnego w sercu każdego człowieka. Ten Bóg nie atakuje "złego" świata powalającymi groźbami przyszłego sądu. Jest to raczej Bóg uwodzący nas pustynią ciszy i bezkresnym piaskiem kojącego ciepła. Bóg ten staje się Rodziną człowieka, zapraszając w mistyczne ściany nazaretańskiego domu. 

Ks. Janusz Umerle

Ksiądz Janusz Umerle jest autorem strony www.jumerle.konin.lm.pl, urodził się w Koninie. W 1994 udał się na misje na Wybrzeże Kości Słoniowej, gdzie pracował przez cztery lata. W latach 1999-2003 pracował w Ośrodku Odnowy w Duchu Świętym „Wieczernik” w Magdalence. Obronił pracę doktorską „Duchowość nazaretańska w świetle życia i pism Karola de Foucauld” na Uniwersytecie M. Kopernika w Toruniu. Obecnie mieszka i pracuje w Belgii. Pamiętajmy o Nim w modlitwie i o wszystkich, których spotka na swojej drodze.