Szokującą dla mnie była informacja, że śląski kapłan, mnie osobiście nie znany, ksiądz Michał Macherzyński na zakończenie procesji Bożego Ciała powiedział ,,dziś rano odprawiłem ostatnią Mszę świętą. Pożegnałem się z kapłaństwem. To były piękne lata mojego życia głównie dzięki Wam! Rozpoczynam nowy etap życia przy boku Justyny”. Na dodatek szokujące dla mnie było i to, że jak podają media otrzymał od wiernych brawa.

Myślę, że ksiądz Michał Macherzyński oszukuje siebie i innych. 30 lat temu leżąc krzyżem w prezbiterium katedry swojej diecezji nie finalizował umowy o pracę na czas określony z Kościołem jako pracodawcą ale przyrzekał służbę Jezusowi Chrystusowi w modlitwie, posłuszeństwie i bezżenności do końca swoich dni. Ten ksiądz nie zakończył jakiegoś etapu swojego życia ale sprzeniewierzył się przyrzeczeniu, które złożył Panu Bogu i wiernym Kościoła. Takie coś nazywa się zdradą i o zgrozo tu ta zdrada jest ubierana w szaty uczciwości …bo ksiądz nie będzie prowadził podwójnego życia. Otóż będzie prowadził podwójne życie, bo zawsze ze święceniami kapłańskimi w tle. Ksiądz Michał ze swojego odejścia z kapłaństwa zrobił ,,oczyszczające” go szoł ale ani on, ani media pokazujące go w pozytywnym świetle nie mówią tego, że grzech pozostanie grzechem i jako taki domaga się zgoła innej reakcji. Święty Piotr mimo wcześniejszych zapewnień wierności wypierając się Jezusa nie usprawiedliwia swego czynu i nie mówi, że kończy pewien chrystusowy etap swojego życia ale płacze skrywając twarz w swoich rękach. Zwracam się bezpośrednio do ,,bohatera” tego wydarzenia – księże Michale taka powinna być Twoja reakcja na Twój grzech na romans z kobietą nawet jeżeli skutkowałby pozostawieniem służby kapłańskiej. Ksiądz po 30 latach od święceń nie wie gdzie grzech, a gdzie cnota? Rozumiem, że w naszym życiu księżowskim ale i każdego innego człowieka różne rzeczy mogą się wydarzyć, bo z jednej gliny jesteśmy ulepieni i te same emocje i namiętności nami targają ale grzech to jest grzech i nie zmieni tego żadne medialne przedstawienie. A co do reakcji wiernych na słowa tego księdza, to jakoś nie chce mi się wierzyć w te oklaski chyba, że skrzywione sumienie proboszcza przez lata ,,duszpasterstwa” ukształtowało skrzywione sumienie wiernych.

Zrobiłem mały eksperyment i rozpocząłem kazanie w ostatnią niedzielę słowami księdza Michała Macherzyńskiego o porzuceniu kapłaństwa i dalszej drodze z Justyną. Zrobiłem to nie tłumacząc, że to nie są moje słowa. I co ? Nie było oklasków ale smutek i przerażenie, a gdy wyjaśniłem że to nie o mnie chodzi wyraziłem nadzieję, że gdybym to ja na serio powiedział te słowa to oni po Mszy sprawiliby mi niezły łomot uruchamiając swoje parasolki, torebki czy też laski. A mogą na to sobie pozwolić, gdyż we wspólnocie parafialnej jesteśmy w wyjątkowej relacji, oni mnie utrzymują i za mnie się modlą, ja też się za nich modlę i od moich słów często zależą ich życiowe wybory. To jest więź rodzinna. Rodzicom i rodzeństwu wolno skarcić nawet i ostro swojego syna czy brata aby odwrócił się od zła. Nie tylko wraziłem taką nadzieję otrzymania od nich ostrej reprymendy ale i sam im to zasugerowałem, co zostało przez nich zaaprobowanie kiwnięciem głowy z wielkim uśmiechem. Mało mnie obchodzi co na to powie rzecznik praw obywatelskich ale taką reakcję polecam w innych parafiach gdzie księża tracą rozum. Odpowiedź powinna być jedna …łomot.

Ks. Tomasz Kancelarczyk