Luiza Dołęgowska, Fronda.pl: Ksiądz Jacek Międlar odszedł ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy, pisząc w swoim oświadczeniu, że nie jest w stanie łączyć prawdy Słowa Bożego z demoliberalną narracją i że byłaby to zdrada Chrystusa, gdyby ustąpił pod wywieranymi na niego naciskami przełożonych. Czy ksiądz Jacek Międlar wybrał politykę, kosztem Kościoła?

Ks. Tomasz Kancelarczyk: Zawsze taka sprawa jest dla Kościoła sprawą smutną i bolesną, odejście każdego kapłana jest dla Kościoła stratą. W przypadku księdza Jacka Międlara powiedziałbym, że ceniłem u niego pewną gorliwość, chociaż sama forma języka nie pasowała do ewangelicznego przekazu, a jego ekspresja nie była dla mnie przystająca do Ewangelii. Sądziłem jednak, że zwycięży w nim pokora i poddanie się woli swoich przełożonych. To jest naprawdę bardzo ważne i myślę, że w tym wszystkim on jest przegrany.

To, co napisał – to dla mnie bardzo niezrozumiałe słowa i myślę, że przez to niektórzy naprawdę się teraz cieszą, strzelają korki od szampana.. nie jacyś wrogowie Kościoła, czy jego wrogowie w Kościele, tylko ci wszyscy, którzy upatrują w Kościele zło, demona, gejostwo i wszelkie zaprzaństwo.

W swojej, trochę pokręconej gorliwości, zrobił przysługę wrogom Kościoła, na pewno brakiem posłuszeństwa. Jeśli mówił o wierności Chrystusowi, to jako kapłan powinien wiedzieć też o tym, że wierność Chrystusowi to też wierność Kościołowi, któremu ślubował życie, życie poprzez modlitwę, poprzez posłuszeństwo i służbę wiernym. Odchodzi od ołtarza i nie bierze za przykład wielu świętych Kościoła, którzy byli w trudnej sytuacji w Kościele, a mimo to potrafili wykazać posłuszeństwo i pokorę.

Ten język trochę mnie zawsze ''mierzwił'' – przepraszam za wyrażenie – demoliberalizm, wojna, etc.; język, nie przystający.. Wiadomo, że jesteśmy w pewnej walce, jest i ten liberalizm i lewicowość, to wszystko jest oczywiste z czym walczymy, ale najpierw musimy walczyć z własnym grzechem. Jeśli nie jesteśmy w stanie wykazywać się pokorą - to jak my teraz będziemy wskazywać drogę Jezusa Chrystusa, krzyża?

Ks. Jacek mówi o tym, że dalej będzie niósł krzyż, ale chyba dalej nie chce nieść tego krzyża. Nawet jeżeli czuje się prześladowany i niewinny, niosąc go tak jak powinien - dałby wspaniały przykład dla umocnienia w Kościele, gdyby w pokorze wypełnił postanowienia, wskazania swoich przełożonych.

To trzeba powiedzieć – nasze śluby kapłańskie to nie jest jakiś kontrakt, to nie jest zaciągnięcie się do jakiejś armii czy legii - to jest służba, relacje wyjątkowa między kapłanem a przełożonym, biskupem – a tego niestety nie ma w słowach księdza Jacka. Choćby nie wiadomo co się stało – nie powinien odchodzić , to jest odejście na równi z odejściem męża od żony, czy żony od męża, nie zważając na święty sakrament małżeństwa. Jest tłumaczenie ,,bo on'', ''bo ona'' bo ''w takiej sytuacji'', ''bo ciągle ze mną walczy'' – te wszystkie słowa można by przerobić bardzo dobrze na relację małżeńską. I można by to przełożyć na tłumaczenie się jednej ze stron, która rejteruje, i odchodzący twierdzi, że niesie dalej ,,krzyż'', lecz mówi – ,,będę dalej z rodziną, będę się nią opiekował, ale już z daleka''.

Ostatecznie wychodzi coś bardzo bolesnego. Nie należę do tych, którzy walczyliby z księdzem Jackiem, pamiętam - darzyłem go pewną sympatią i wielokrotnie byłem proszony o modlitwę w intencji księdza, chociażby przez młodzież zrzeszoną w ONR. To dla mnie było zrozumiałe – odpowiedź Boża, modlitwa, wsparcie.

Niestety, ksiądz Jacek idzie drogą, która jest bardzo niebezpieczna, bo daleka od Kościoła. Gdyby przemedytował Jezusa Chrystusa, dźwigającego krzyż i umierającego na krzyżu, może inaczej potoczyłaby się ta sprawa. Wtedy byłby on - kapłan, ''in persona Christi'' – za ołtarzem, ''alter Christus'' – drugi Chrystus – i może inaczej by postępował.

Widać pewną skłonność do politykowania, do walki, padają mocne słowa. Nawet gdyby to w jakimś tam stopniu miało odzwierciedlenie w prawdzie, chociaż jestem daleki od tego, bo co powiedział o przełożonych – nie wiem, to widzę to inaczej. W warunkach zgromadzenia, czy Kościoła – gdybym przełożył to sobie na moje warunki, w mojej diecezji, którą znam, to wychodzi coś abstrakcyjnego.

Oczywiście, tak jak każdy z nas może być poddany pewnej krytyce, bo wszyscy jesteśmy ludźmi, Kościół też składa się z ludzi i może być poddany krytyce. Nie znaczy to jednak, że danego człowieka, dane ugrupowania, dany Kościół można wrzucać do jednego, takiego trochę ,,szamba''. Jest to bardzo przykre i bolesne, mówię to przede wszystkim jako ksiądz. Będę się za księdza Jacka wielokrotnie modlił się przed ołtarzem , to moja pierwsza odpowiedź na to wszystko. Na tyle, na ile potrafię będę się za niego modlił mając nadzieję, że może przyjdzie jeszcze opamiętanie.

F: Wracając do kontekstu rodziny, czy można powiedzieć tak, że poniekąd ksiądz Jacek zostawił swoje dzieci w Kościele, a wierni chcieliby mieć księdza Jacka jako swojego duchowego ojca a nie para-przywódcę politycznego?

Ks. Tomasz Kancelarczyk: Oczywiście tak, można tak to powiedzieć. Wiadomo, warto zaznaczać pewne duchowe kierunki, czy też duchowo tłumaczyć daną sytuację istniejącą w kraju i różne wydarzenia – od tego my jesteśmy, żeby tak to rozeznawać. Jednak z jego odejściem wiąże się szereg wystąpień społeczno-politycznych - i to jest bardzo smutne.

F: Ksiądz Międlar był ludziom chyba bardziej potrzebny jako pasterz, a mniej jako komentator rzeczywistości społecznej?

Ks. Tomasz Kancelarczyk: Tak myślę, że nie będzie pasterzem daleko od ołtarza. Siłą Kościoła i siłą księdza jest Ołtarz. Encyklika Jana Pawła II o eucharystii – Ecclesia de Eucharistia – najważniejsze słowa: Kościół żyje eucharystią, kapłan żyje eucharystią. W tym, co napisał nie ma eucharystii, nie ma ofiary, jest – nie oceniając czy w dobrą czy w zła stronę - taka gorliwość, zaciekłość, ale nie ma tam eucharystii.

F: Czyli ksiądz Międlar odszedł od najważniejszego, czego nie powinien porzucać..

Ks. Tomasz Kancelarczyk: Tak, odszedł od najważniejszego – odszedł od ołtarza, to bolesne i wielu tak to ocenia.

Dziękuję za rozmowę