Marta Brzezińska-Waleszczyk: Czy Księdza zdaniem każde informowanie o pedofilii wśród duchownych jest atakowaniem Kościoła?

Ks. Robert Skrzypczak: W tym pytaniu zawarta jest pewna pułapka. Ono zmierza do wykazania, że duchowni chcą coś ukrywać. To pytanie w ostatnich dniach jest powielane przez media także po to, aby wytrącić nam możliwość obrony. Skoro każdą informację o duchownych czy Kościele tylko dlatego, że jest negatywna traktujemy jako „atak” to znaczy, że jesteśmy paranoicznie nastawieni do rzeczywistości, czujemy się jak oblężona twierdza. To fałszywy obraz. Św. Paweł w 2. Liście do Koryntian pisał: „Nie ukrywamy spraw hańbiących, ani też nie fałszujemy Bożego Słowa”. Problem nie polega na tym, że media informują o negatywnych zjawiskach w Kościele.

Na czym więc polega?

Na skupianiu się tylko i wyłącznie na środowisku kościelnym w odniesieniu do zjawiska pedofilii, podczas gdy wiele opublikowanych w ostatnich latach źródeł pokazuje, że pedofilia niestety powszechnie występuje w tych wszystkich środowiskach, gdzie dochodzi do wytworzenia relacji pomiędzy dorosłym a dzieckiem. Ba, zjawisko pedofilii jest pewną konsekwencją prób seksualizacji ludzi, a przede wszystkim środowisk dziecięcych. Jednym z najważniejszych postulatów rewolucji seksualnej '68 roku było obniżenie wieku inicjacji seksualnej i odblokowanie seksualności dziecka. W środowiskach politycznych takie postulaty podnosili ludzie Cohn Bendita, podobne poglądy mieli także włoscy i francuscy artyści. Nie chodzi o to, że Kościół broni się przed jakąś prawdą, nie chce, by ona wyszła na jaw. Nie zgadzamy się jednak na jednostronne, tendencyjne przedstawianie zjawiska pedofilii, jakby była ona specjalnością katolicką. Jeden z polskich posłów mówi o Kościele, jako o „przeżartym pedofilią”...

Ksiądz, a także wiele innych osób (na przykład prawicowi publicyści, którzy wystosowali list do dziennikarzy) apeluje o zachowanie równowagi w informowaniu o przypadkach pedofilii. Może polskie media szczególnie mówią o takich sytuacjach wśród księży, bo akurat teraz, czasem po wielu latach, na jaw wychodzą ukrywane dotąd skandale?

Proszę powiedzieć, ile przypadków pedofilii wśród duchownych osobiście zanotowała pani w ostatnim czasie?

Trzy, może cztery...

Dokładnie tyle samo, ile w ostatnim czasie wyszło na jaw przypadków pedofilii wśród dziennikarzy.

Mówi ksiądz o?

Doniesieniach na temat dziennikarza związanego ze Stowarzyszeniem Dziennikarzy Polskich, wykorzystywaniu seksualnym dzieci przez dziennikarza z Jeleniej Góry czy wreszcie zatrzymaniu dziennikarza w Nowym Dworze Mazowieckim. Też trzy sytuacje, ale one nie wywołały podobnego zainteresowania problemem pedofilii wśród dziennikarzy. Media mówią wyłącznie o księżach-zboczeńcach.

Być może dlatego, że dziennikarze nie pouczają o moralności, a księża tak, więc jeśli pojawia się informacja o tym, że ksiądz łamie zasady, które głosi, to wywołuje zgorszenie?

Zgoda, ale proszę pamiętać, że obecnie Kościół wydaje się jedyną instytucją, która jest zainteresowana dokonaniem samooczyszczenia z obecności w swoich szeregach ludzi, którzy niszczą zaufanie do niego. W 2005 roku została podjęta akcja (o skali globalnej!) zwalczania pedofilii wśród duchownych. Uproszczono procedury wyławiania pedofilów. Działania te nazwano „opcją zerową” czy też polityką „zera tolerancji dla pedofilów”. Trudno wskazać inne środowisko, które z taką determinacją i tak rzetelnie podjęłoby wysiłek samooczyszczenia. To nie dzieje się oczywiście poprzez nieustanne zwoływanie konferencji prasowych i podawania efektów samooczyszczania do publicznej wiadomości. Jest to automatyczne wyłączenie ze stanu duchownego człowieka, na którego padły uzasadnione zarzuty.

Udowodnienie zarzutów zajmuje wiele czasu, ale już samo podejrzenie winno implikować zastosowanie środków ostrożności i prewencji, a tak nie dzieje się zawsze...

Racja. Ofiarą pedofilia jest małe dziecko, które zostało skrzywdzone. W tym przypadku trzeba brać pod uwagę ogromną trudność w udowodnieniu tego, co dziecko deklaruje. Proszę obejrzeć sobie duński film z ubiegłego roku „Polowanie”. Reżyser pokazuje typowy mechanizm, w który może wpaść człowiek zawodowo zaangażowany w opiekę nad dziećmi. Bohaterem filmu jest mężczyzna – wychowawca w przedszkolu. Mała dziewczynka o błękitnych oczach rzuca na niego oskarżenie wykorzystania seksualnego, choć widzowi wydaje się, że ona sama nie do końca rozumie, co zarzuca swojemu wychowawcy. Posiłkuje się pytaniami, które zadają jej dorośli. „Czy zrobił to, tamto, gdzie ją dotknął, jak się zachował?”. Dziewczynka nie musi się zbytnio wysilać w swej wyobraźni, jedynie potwierdza przypuszczenia dorosłych. Film świetnie pokazuje mechanizm zniszczenia człowieka, na którego rzuca się oskarżenia o pedofilię. Nawet jeśli jest on niewinny, absolutnie nie ma żadnej możliwości, aby wybronić się przed zarzutami. Automatycznie rusza lawina społecznego ostracyzmu.

Widzi Ksiądz analogię pomiędzy sytuacją ukazaną w filmie, a tym co robią polskie media?

Mam wrażenie, że w ostatnim czasie tylko ze strony Kościoła słyszę zapewnienia, że nawet jeśli przypadków pedofilii jest niewiele, to każda taka sytuacja, choćby pojedyncza jest u nas o jednym przypadkiem za dużo, który nigdy nie powinien był mieć miejsca, dlatego jesteśmy tak zdeterminowani, by z tym walczyć. Tym bardziej, że jako duchowni zostaliśmy obdarzeni największym zaufaniem ze strony rodziców, dzieci, rodzin. Oni są płaszczyzną naszego działania, bo jako apostołowie zostaliśmy posłani, by głosić Dobrą Nowinę. Jeśli pojawia się ktoś, to nadużywa tego zaufania, zwłaszcza na poziomie ludzkiej intymności i seksualności, należy go uznać za wampira i wyeliminować. Podobnie powinno być w odniesieniu do nauczycieli, trenerów, psychoterapeutów, czyli do tych wszystkich, których naturalnie obdarza się zaufaniem. Wszyscy powinni być zainteresowani oczyszczeniem społeczeństwa z takich „wampirów”, a mam wrażenie, że jedynie Kościół jest dziś najbardziej zainteresowany zrobieniem porządku w swoich szeregach, oczyszczeniem z tego wampiryzmu, aby odzyskać zaufanie społeczeństwa. Zaufanie jest nam potrzebne, by z pełną swobodą głosić Chrystusa i po to, by człowiek bez żadnych obaw mógł zbliżać się do Niego. To ma fundamentalne znaczenie dla Kościoła.

Skąd więc Księdza zdaniem bierze się taki, a nie inny model informowania o przypadkach pedofilii w Kościele? Czy zgodzi się Ksiądz z opinią, że pojedyncze przypadki skandali pedofilskich są wykorzystywane do tego, by zwalczać Kościół jako taki, a niektóre media walczą nie z pedofilią w ogóle, ale tylko z pedofilią w Kościele (a nawet z Kościołem za pomocą pedofilii)?

Proszę zwrócić uwagę na pewien sposób informowania o takich przypadkach, jaki dominuje ostatnio w polskich mediach. Wszystko zaczęło się od wiadomości o zawieszeniu w czynnościach nuncjusza apostolskiego na Dominikanie. A, że pochodzi on z Polski, to uwaga została przesunięta nad Wisłę. Podobne zarzuty postawiono innemu księdzu, który pracował na Dominikanie jako misjonarz, ale skoro on też jest z Polski, to uwaga ponownie skupiła się na polskim Kościele. Jak sama Pani zauważyła, przypadków pedofilii wśród polskich księży wyłowiono może trzy. One posłużyły do nakręcenia mechanizmu, który w socjologii nazywa się mechanizmem paniki moralnej.

Na czym on polega?

Wytłumaczę to na przykładzie krajów zachodnich, gdzie w podobnym stylu media skoncentrowały się na pedofilii w Kościele. Po raz pierwszy miało to miejsce w 2006 roku, kiedy BBC przygotowała program o zbrodniach seksualnych w Kościele. Na bazie programu powstał później film dokumentalny „Wybaw nas od złego”. Był zrobiony tak profesjonalnie, że zdobył nawet nominację do Oscara. Jeśli chce się wywołać panikę moralną, bierze się na tapetę kilka faktów, które rzeczywiście miały miejsce. W 2006 roku było to odkrycie wampira w Kościele – kapłana irlandzkiego pochodzenia, który przez wiele lat seksualnie wykorzystywał dzieci. Był przenoszony kilkakrotnie z parafii do parafii, co pociągnęło także oskarżenia o nieodpowiedzialne traktowanie takich sytuacji przez przełożonych, biskupów. To wywołało lawinę medialnej nagonki.

Nagonki czy też raczej dopominania się o stosowne ukaranie zwyrodnialca?

Efektem była nagonka. Mechanizm paniki moralnej bazuje na tych kilku prawdziwych przypadkach, ale już w drugim etapie próbuje się maksymalnie poszerzyć skalę zjawiska. Wytwarza się wrażenie, że to, co zostało odsłonięte, jest zaledwie czubkiem góry lodowej, że jest jeszcze więcej takich zjawisk, czego przykładem mają być medialne doniesienia w kolejnych dniach. Tworzy się wrażenie, że dziennikarze przy niewielkim wysiłku na bieżąco odnajdują mnóstwo innych przykładów molestowania seksualnego wśród księży.

A w gruncie rzeczy, są to odgrzebywane sprzed lat sprawy?

Jeśli ktoś jest uważnym obserwatorem, zauważa, że doniesienia, które mają ujawniać nowe przypadki pedofilii bardzo często dotyczą sytuacji, które miały miejsce 40 czy 50 lat wcześniej, a które już dawno zostały osądzone, sprawcy już dawno odbywają karę, są wyeliminowani z życia społecznego. Na takie szczegóły jednak mało kto zwraca uwagę.

Dlaczego jeszcze Kościół jest tak bardzo nielubiany, że pałuje się go pedofilią?

Kościół w Polsce, tak jak i liberalnej Europie, jest często jedyną instytucją, która mocno staje w obronie nienaruszalnych praw moralnych. W sporach bioetycznych bierze stronę słabszego, na przykład poczętego dziecka nienarodzonego albo dziecka w śpiączce, które w majestacie prawa niektórzy chcą uśmiercić, bo kosztuje. Staje w obronie tych wszystkich, którzy mogą być ofiarami legalizacji eutanazji. Przez swoje wymagania moralne dla wielu ludzi Kościół staje się oskarżycielem, jest niewygodny. W psychologii społecznej jest mowa o mechanizmie dysonansu poznawczego. Jeśli dochodzi do konfliktu między regułą a moim wyborem, to mam dwa wyjścia – albo zmienię mój wybór i dostosuję się do reguły, albo będę próbował odebrać regule wartość moralną. Jest dziś wiele osób, które znajdują się w podwójnej sytuacji moralnej, niewygodnej. I to nieustannie przypomina im Kościół, nawet przez samo swoje istnienie.

Kościół jest jak wyrzut sumienia?

W Polsce Kościół jest bardzo silny, mieliśmy Jana Pawła II, mamy dobrą młodzież i wielu duchownych, nowe powołania. Samym swoim istnieniem Kościół stawia znaki zapytania ludziom, którzy podjęli moralnie dwuznaczne decyzje. Zobaczmy tylko, ilu Polaków się rozwodzi, ilu mieszka ze sobą przed ślubem... Już samo to wprawia niektóre osoby w dyskomfort, bo Kościół im przypomina o ich wyborach. A te rykoszetem uderzają w ich dzieci. Jako spowiednik z wieloletnim doświadczeniem nigdy nie zapomnę łez dzieci w konfesjonale, które skarżyły się, że tata chce opuścić ich rodzinę... Takich blizn nie da się usunąć. Ileż dzieci żyje w poczuciu zdradzenia przez jednego z rodziców, który znalazł sobie innego partnera/partnerkę. Co więcej, ktoś, kto znajduje się w dwuznacznej sytuacji moralnej nie może liczyć w Kościele na pewne przywileje, zostaje mu odmówiona na przykład godność zostania rodzicem chrzestnym. Być może te sprawy nie są dla wszystkich dostatecznie wyjaśnione, a być może niektórzy spotykają się czasem z potępieniem w środowisku, w którym mieszkają... Ta dwuznaczność jednak ciąży. Jasne, że łatwiej zamiast zmienić siebie byłoby uderzyć w regułę. A Kościół symbolizuje tę niezmienną regułę moralną, która stawia ludzi w sytuacji wymagania albo wyrzutu sumienia. Co zrobić, aby odebrać Kościołowi prawo do mówienia ludziom o tym, co jest dobre, a co złe? Przekonać opinię publiczną, że Kościół jako instytucja została dawno przez Boga opuszczona. To, że Kościół staje się siedliskiem grzechu i zepsucia, jego reprezentanci są zboczeńcami to najlepszy dowód tego opuszczenia. Kto może triumfować nad takim sposobem przedstawienia Kościoła? Wolne sekty albo ci, którzy mogą odetchnąć, bo Kościół, który ich pouczał o moralności rzekomo okazał się gorszy od nich. Jak zaprosić kogoś do stołu, przy którym rozmawia się o regułach moralnych, jeśli ten ktoś jest oskarżony o największe przestępstwa, jak pedofilia? Mam wrażenie, że to sposób wyeliminowania Kościoła z publicznej debaty etycznej a także pozbawienie go prawa do występowania w roli adwokata słabszego, niewinnego, skrzywdzonego (mam tu na myśli debatę dotyczącą aborcji). Na najgłębszym poziomie jest to batalia między dziełem Boga a szatana. Oczywiście, my nie walczymy z ludźmi, ale z głębszym złem, którego ludzie padają ofiarą.

Wracając do zjawiska paniki moralnej, jaki jest jej kolejny etap?

Wywołanie atmosfery zagrożenia ze strony całej instytucji. Tu pojawia się problem. Do takiej sytuacji doszło w 2010 roku, kiedy New York Times zajął się drugą fazę odkrywania pedofilii w Kościele, biorąc pod uwagę przede wszystkim zbrodnie dokonane przez innego duchownego z USA. Do publicznej wiadomości podawano opisy zbrodni, jakich dopuścił się ksiądz, ale nie mówiono, że przestępca został już osądzony! Przyczyną bezpośredniego zainteresowania tamtym duchownym był fakt, że Benedykt XVI postanowił wykluczyć go ze stanu duchownego, ale tak się nie stało, bo ksiądz zwrócił się do papieża z prośbą. Napisał w liście, że jest już stary, schorowany, że od dawna nie miał do czynienia z dziećmi, że od momentu osądzenia nigdy więcej nie dopuścił się wykorzystywania dzieci. Błagał, by nie stosować wobec niego kary wydalenia z kapłaństwa, chciał umrzeć jako ksiądz. Wołał o litość.

Jak się domyślam, został jednak zlinczowany przez opinię publiczną.

Zadziałał mechanizm młotkowania. We Włoszech wśród moich parafian dochodziło do publicznego medialnego biczowania. Dzień w dzień dowiadywaliśmy się o kolejnych przypadkach pedofilii w USA, w Belgii, Niemczech, Austrii, Irlandii. Mechanizm zawsze wygląda tak samo – prawdziwe przypadki, poszerzanie skali zjawiska o podejrzenia, przypuszczenia. Efektem jest utrata zaufania Kościoła jako instytucji. W 2010 roku skończyło się to tak, że niektóre amerykańskie kancelarie prawne nie tylko doprowadziły do bankructwa kilka diecezji w USA, żądając wysokich odszkodowań (a nie wszystkie miały uzasadnione motywy). Na jaw wyszły także przypadki stawiania fałszywych oskarżeń, w efekcie czego zostało skrzywdzonych wielu duchownych. W samych Włoszech na 100 oskarżeń przeciwko duchownym, których objęto procedurami dochodzenia karnego, 97 proc. było fałszywych. Księża zostali uniewinnieni, ale niektórzy z nich przypłacili to śmiercią cywilną – nie wrócili do swoich obowiązków, chociaż zostali oczyszczeni z zarzutów. Inni nie wytrzymali psychicznie – osobiście znałem proboszcza, który w czasie przesłuchań zmarł na zawał serca.

Kościoły w innych krajach, jak we wspomnianych przez Księdza Włoszech, Irlandii czy USA już odrobiły lekcję radzenia sobie z przypadkami pedofilii wśród księży, u nas takie sytuacje dopiero wychodzą, więc pewnie dlatego ten mechanizm jest teraz u nas szczególnie mocno widoczny.

Dziś doczekaliśmy się w Polsce podobnej sytuacji, jaka miała miejsce przed laty na Zachodzie. Mamy do czynienia z przypadkami, które niestety miały miejsce – nikt temu nie zaprzecza, poszerzaniem skali zjawiska, by wywołać wrażenie, że większość duchownych jest zboczeńcami. Z tego bierze się etykietowanie, ironia podsycana na przykład przez Kubę Wojewódzkiego, który twierdzi, że ksiądz katolicki to orientacja seksualna czy Annę Przybylską, która klasowe zdjęcie komentuje „Szwedzki stół dla duchownych”. Wywołuje się panikę i w wątpliwość podaje wiarygodność Kościoła. Przeciw temu należy nie tylko protestować, ale nawet występować z urzędu, bo to wyrządza krzywdę niewinnym ludziom.

Ogółowi księży w Polsce?

Ta ostatnia medialna nagonka skrzywdziła wielu rzetelnych duchownych, którzy doskonale i uczciwie pełnią swoje obowiązki i zachowują celibat, ale nie tylko. Skrzywdzeni zostali też młodzi chłopcy w seminariach, którzy za samo chodzenie w sutannach obrzucani są obelgami. Skrzywdzeni zostali wreszcie ci wszyscy, którzy być może odczuwali powołanie kapłańskie, ale przecież nie pójdą do instytucji, która ich zdeprawuje. Skrzywdzeni są też rodzice, którzy będą się teraz głowić, czy posłać swoje dzieci do katolickiej szkoły a także ci wszyscy, którzy mają ogromne pragnienie doświadczenia Bożego Miłosierdzia, ale mają wątpliwość, czy warto iść do spowiedzi, bo po co spowiadać się przed „pedofilem”. Kręgi krzywdy obejmują coraz więcej ludzi. To tak, jakby chciało się dokonać operacji na jednym organie, by go uzdrowić, przy okazji rujnując wiele innych narządów w organizmie, doprowadzając stan pacjenta do stanu krytycznego albo jakby ktoś chciał operować brudnymi rękami, ryzykując, że zarazi pacjenta.

Jak patrzeć na Kościół jako całość w sytuacji takich przypadków skandalicznych zachowań księży? Ci, którzy na podstawie medialnych doniesień odsądzają od czci i wiary cały Kościół nie rozumieją chyba, że składa się on także z grzeszników.

Kościół jest przede wszystkim Chrystusowy, dlatego jest święty. Chrystus założył Kościół i On w nim działa. Chrystus przychodzi zbawiać grzesznika, przychodzi go szukać. Chrystus umierał na krzyżu, był zbrudzony krwią i oskarżony o najcięższe przestępstwa (bluźnierstwo), ludzie na Niego pluli. Dlaczego? Bo wziął na siebie grzechy innych. Niewinny umierał w miejsce bandytów, grzeszników, złoczyńców, zbrodniarzy, zboczeńców, w miejsce tych, którzy zachowali się plugawie dlatego sam był potraktowany jako plugawiec. Wziął na siebie grzech innych, umierał biorąc na siebie grzech ludzki. Zarzut pod adresem Kościoła, że pojawia się w nim grzesznik, a więc i ryzyko pojawienia się grzechu wynika z niezrozumienia Kościoła. Kościół nie jest instytucją ludzi wyselekcjonowanych, niewinnych, czystych. Gdzie ma pójść grzesznik ze swoim poczuciem winy, jeśli nie do Kościoła? To się oczywiście łączy także z ryzykiem, że człowiek, który psuje się, wnosi także to zepsucie tam, gdzie się pojawia, a więc do Kościoła. Może się więc pojawić przewrotność, podłość, która rzuci się cieniem na wiarygodność tych wszystkich, którzy poddają się miłosierdziu Pana Jezusa. Dzieło odkupienia Chrystusa dokonało się wśród Dwunastu, a jeden z nich miał na imię Judasz. On zdradził Jezusa. Jeśli historia zbawienia, historia Dwunastu nieustannie powtarza się w Kościele, przez wieki i przez pokolenia, to możemy powiedzieć, że jedenastu zostaje zbawionych i przyjmuje miłość Chrystusa, przemienia swoje życie i doświadcza świętości w Kościele, to dwunasty jest Judaszem. Kościół jest zobowiązany do tego, by złą opinię, spapraną reputację, smród Judasza wziąć na siebie. Ale proszę nie zapominać, że nawet jeśli co dwunasty jest Judaszem, to jedenastu wciąż pozostaje pod działaniem Chrystusa, przechodzi od grzechu i śmierci do życia i świętości.

Rozmawiała Marta Brzezińska-Waleszczyk