Naturą posługi księży jest przede wszystkim to, że mamy nienormowany czas pracy. Pracujemy także w niedzielę i święta (przede wszystkim w święta). Ponadto, jest to rodzaj pracy, jeśli już mówimy o kapłaństwie w takim kontekście, który jest związany z bardzo dużym zaufaniem społecznym. A to jest także obciążone dużą odpowiedzialnością. Sam niejendokrotnie miałem do czynienia z pewnym ciężarem, jaki stanowi powierzanie kapłanowi tajemnic życia. Często zdarza się, że ludzie powierzają nam, duchownym, sekret życia, którego nie powierzyliby nikomu innemu. Te sekrety, tajemnice życiowe mają swój ciężar i nie raz trudno uniknąć konsekwencji noszenia czyjegoś dramatu czy latami skrywanej tragedii. Taka jest jednak nasza posługa, związana z tajemnicą spowiedzi.

 

Kolejnym czynnikiem jest z pewnością samotność. Nie zawsze jesteśmy specjalistami w układaniu sobie relacji międzyludzkich. Zwłaszcza, że relacje w świecie czysto męskim są relacjami określonego typu, często narażonymi na rywalizację. Chodzi także o samotność, która jest konsekwencją życia w celibacie. Tutaj otwiera się trzecie pole, duchowość, do której potrzeba spojrzenia wiary, inaczej nic się nie zobaczy. To pole, w którym rozgrywa się powołanie kapłańskie jest związane także z polem walki duchowej.

 

W relacji Boga z człowiekiem jest tak, że im bardziej człowiek zostaje zaproszony do udziału w relacji z Bogiem, tym bardziej jest narażony na różne konsekwencje. Im bardziej jest ktoś zaszczycony darami Bożmymi, tym bardziej jest narażony na własne słabości, czy ataki złego. Często problemy związane z samotnością, jakimiś nałogami wiążą się także z niedostateczną wiarą, niedostatecznym oparciem o Boga. Oczywiście, relacja z Bogiem jest żywa i On czasami dopuszcza na człowieka pewne rodzaje zmagania, oczyszczenia, które święci nazywali „nocą zmysłów” czy „nocą duchową”. Czasami trzeba przechodzić momenty pracy kapłańskiej, misyjnej bez wewnętrznej satysfakcji, bez żadnego sukcesu, bez potwierdzenia ze strony innych. To trudne momenty i tylko wiara może pomóc w przylgnięciu do Chrystusowego krzyża i oddaniu Jemu swojego życia. Tym, co nas wewnętrznie ratuje jest spotkanie ze Zmartwychwstałym, który działa w momencie największej ludzkiej słabości.

 

Każdy z nas ma zalety, talenty, dary, którymi może operować, ale także każdy z nas ma swój słaby punkt. Tutaj pojawia się kwestia pokory, czyli – jak mówiła św. Tereska, tego, co pozwala nam żyć w świadomości naszej słabości, kruchości. Także w świadomości tego, że diabeł zrobi wszystko, aby się do tego słabego punktu dostać i odebrać kapłanowi gorliwość. To przede wszystkim opiera się na mechanizmie zgorszenia – samemu zgorszyć się sobą, albo zgorszyć swoją postawą innych. Wtedy zostaje naruszone zafanie nie tylko do danego kapłana, ale całego Kościoła.

 

Przypadek biskupa czy kapłana, który zmaga się ze swoim nałogiem, grzechem, nie powinien gorszyć nikogo, kto ma jakiekolwiek doświadczenie wiary, doświadczenie spotkania z Chrystusem. Doświadczenie wiary pozwala nam nieustannie żyć miłosierdziem Boga, to znaczy prawdą, że Chrystus kocha nas za darmo, zaprosił nas do posługi głoszenia Ewangelii innym, pokazywania Jego miłosierdzia innym w świadomości, że sami jesteśmy ratowani nieustannie od grzechu, od zła, piekła.

 

W jednym z listów św. Paweł pisał, że nosi w sobie nieustannie wyrok śmierci, to znaczy, że tak, jak w każdej chwili możemy wygrać niebo, tak w każdej chwili możemy wpaść do piekła. W każdej chwili jako kapłan mogę dawać ludziom miłość Boga, ale też w każdej chwili mogę stać się dla bliźniego demonem. To kwestia pokory. Kiedy przychodzi moment walki, trzeba to zaakceptować, a w momencie porażki – przyznać się do niej. Nie ma nic lepszego, jak stanąć mocno stopami na gruncie, jakim jest prawda o sobie samym, przyznanie się do swojej grzeszności. Nikogo nie zbawia, ani nikomu nie pomaga moralizatorstwo. My innym ludziom nie pomagamy stawiając siebie samych za przykład, albo pokazując nasze własne cnoty. Jesteśmy sługami przezroczystmi, to znaczy, że poprzez nasze życie widać miłość Boga. Jeśli jakiś biskup, kapłan, czy inny ewangelizator jest w stanie w sposób transparentny pokazać, że to Chrystus kocha grzesznika, a nie my, doskonali, lepsi od innych, to nawet w momentach dramatu, ludzkiego upokorzenia czy porażki będzie nadal głosicielem Ewangelii. Ludzie nie kochają księży za nasze wątpliwe cnoty, które nie raz próbuje się wszem i wobec pokazywać, ale za słabość, która znajduje odpowiedź w Boogu.

 

Rozmawiała Marta Brzezińska