W debacie publicznej wraca hasło kompromisu w sprawie in vitro. Czy w takiej kwestii może istnieć coś takiego jak kompromis?

W przypadku Dekalogu i przestrzegania go nie ma oczywiście żadnego kompromisu. Przykazania Boże są ujęte w tzw. formie negatywnej, a więc obowiązują „semper et pro semper”, czyli w każdym przypadku i w każdej sytuacji. Są ujęte w formie „nie”, żebyśmy nie mieli wątpliwości. Negatywna forma bardzo zacieśnia czyny, które są zakazane. Prawo pozytywne można różnie interpretować. Różnie można rozumieć zasadę „bądź dobry”. Ale „nie kłam”, „nie zabijaj”, „nie cudzołóż” – tu sprawa jest krótka i jasna: nie i koniec. Tu żadnego kompromisu być nie może. Natomiast w kraju, który jest światopoglądowo zróżnicowany - choć mówimy o Polsce jako o kraju katolickim – są ludzie, którzy odstępują od wiary i mają inne poglądy. Społeczeństwo obejmuje tych, którzy życie szanują i tych, którzy nie szanują. Trzeba znaleźć przestrzeń, żeby ci, którzy wyznają jakąś inną ideologię mogli się w tym wszystkim pomieścić. Dlatego mówi się o kompromisie, że tak powiem, taktycznym, ale nigdy o kompromisie moralnym. Istnieje ciśnienie ze strony osób, które wyznają inny światopogląd, dlatego mówi się o kompromisie prawnym. Natomiast nas, katolików i - wydaje się - w ogóle ludzi kultury judeochrześcijańskiej, Dekalog obowiązuje bezwzględnie i tu nie może być żadnej dyskusji. Dla katolika sprawa jest zupełnie jasna.

Na ile polityk katolicki może się zgodzić w ramach taktycznego kompromisu?

To kwestia wyboru między złem mniejszym a większym. Jeżeli jakieś prawo miałoby być bardziej niegodziwe niż inne, a stoi się w jakimś stopniu pod ścianą, to wtedy można wybrać to, co mniej szkodzi.

Prawicowi politycy mówią na przykład, że kompromisowe rozwiązanie to takie, kiedy in vitro jest stosowane tylko u małżeństw, a wszystkie embriony muszą być implementowane bez mrożenia. Tylko czy należy szukać tego typu półśrodków, zamiast zagrać o całą stawkę?

Tak jak wspomniałem, prawo Boże obowiązuje katolika w sposób bezwzględny. Dlatego katolicki polityk ma prawo i obowiązek zagłosować według swoich przekonań i w taki sposób, do jakiego skłania go jego wiara. Tu nie ma żadnych dyskusji, musi tak zagłosować. Natomiast jeśli jest w jakimś sensie sterroryzowany, to – no cóż, zamiast mnie zabić, lepiej utnij mi rękę, jeżeli już nie może być inaczej. Ale nie jest to rozwiązanie optymalne.

Rozmawiał Jakub Jałowiczor