Państwo Islamskie jest już na tyle silne i samowystarczalne, że bez konfliktu zbrojnego najprawdopodobniej nie da się ich pokonać. To fundamentaliści, ludzie z którymi nie ma jakiegokolwiek dialogu. To nawet nie są muzułmanie w koranicznym rozumieniu. Są dobrze wyposażeni w broń, mają złoża ropy naftowej, przejmowali banki w Iraku, które były pełne pieniędzy. Na chwilę obecną samozwańcze Państwo Islamskie jest samowystarczalne.

Rodzi się jednak pytanie czy Amerykanie i Europa Zachodnia powinny się mieszać w konflikt z Państwem Islamskim, bo tak naprawdę naprawdę sami muzułmanie mają z problem z tymi radykałami - mamy do czynienia z wewnętrznym konfliktem świata islamskiego, który powinni rozwiązać muzułmanie. Bo jeżeli Europa włączy się w ten spór, automatycznie doprowadzi to do wojny religijnej, gdyż ci fundamentaliści odbiorą to jednoznacznie jako atak na islam. Konsekwencji takiej wojny religijnej nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Podejrzewam, że prędzej czy później i tak dojdzie do konfliktu pomiędzy Arabią Saudyjską a Państwem Islamskim, gdyż Saudyjczycy nie zgadzają się na określanie Państwa Islamskiego mianem kalifatu a ich przywódcy mianem kalifa, bo kalif w islamie to następca proroka Mahometa.

Patriarcha Syrii goszczący niedawno w Polsce nawoływał do tego, abyśmy my w Europie zaczęli żyć prawdziwie po chrześcijańsku. Wtedy dopiero muzułmanie nauczą się współistnienia z chrześcijanami. Tymczasem tym, co szokuje muzułmanów żyjących z chrześcijanami w Syrii, Egipcie czy w innych krajach Bliskiego Wschodu, jest styl życia chrześcijan. Patriarcha podkreślał: „my nie boimy się syryjskich muzułmanów, oni nas nie mordują. My boimy się muzułmanów, którzy docierają do nas z krajów gdzie nie ma chrześcijaństwa”.

Not. ed