Fronda.pl: Ostatnio w jednym z wywiadów prefekt Kongregacji Nauki Wiary kard. Gerhard Müller, w kontekście adhortacji Amoris laetitia Papieża Franciszka, skrytykował dopuszczanie przez episkopaty Niemiec i Malty osób żyjących bez ślubu kościelnego do sakramentów bez zmiany stylu życia. Jak mówił nie jest dobrze, gdy episkopaty zabierają się do oficjalnej interpretacji Papieża. Skąd według księdza takie podejście episkopatów Niemiec i Malty?

Ks. dr hab. Stanisław Wronka: Bierze się ono zapewne z pragnienia, aby uczynić Ewangelię bardziej przystępną dla ludzi, którzy coraz bardziej odchodzą od niej, bo uważają, że ogranicza ona człowieka, zwłaszcza w sferze seksualnej, co wiąże się ściśle z małżeństwem i rodziną. Spotkałem jeszcze w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku niemłodą już Niemkę, która wyznała z uczuciem ulgi, że odrzuciła ciasny gorset katolickich norm w tej dziedzinie i czuje się wreszcie wyzwolona. Można by pytać, czy odrzucenie tych norm etycznych służy człowiekowi i społeczeństwu, czy rewolucja seksualna z lat sześćdziesiątych przyniosła dobre owoce. Przeżywamy dzisiaj kryzys małżeństwa, nawet w Polsce 40 % małżeństw się rozpada. Stoimy na progu zapaści demograficznej, która może doprowadzić wręcz do końca naszej cywilizacji. Agnostyk Leszek Kołakowski zauważył, że w historii najbardziej rozwinęły się społeczeństwa, w których funkcjonowało małżeństwo monogamiczne. Oczywiście, sfera seksualna nie jest jedyną przyczyną tych niekorzystnych zjawisk, ale ma niebagatelne znaczenie. Czy więc ustępstwo Kościoła w tej dziedzinie jest rzeczywiście pożądane i przyniesie wzrost religijności i rozwój człowieka, społeczeństw?

Kard. Müller przypomniał, że nie istnieją dwa magisteria: jedno Papieża, a drugie biskupów. Czy biskupi Niemiec i Malty o tym zapomnieli?

Rzeczywiście, nie mogą istnieć w Kościele katolickim dwa magisteria, ale jedno, którego podmiotem jest papież w łączności z wszystkimi biskupami. Ich zadaniem jest poznawanie Bożego objawienia zawartego w Piśmie Świętym i żywej Tradycji, jego strzeżenie, interpretacja i przekazywanie ludziom każdego pokolenia dla ich dobra ‒ zbawienia. Nikt nie może stawać ponad objawioną prawdą i samowolnie jej zmieniać. Decyzje biskupów Niemiec i Malty podważają jasną prawdę o nierozerwalności małżeństwa. Są one inspirowane adhortacją papieską, ale – jak przypomniał kard. Müller – dokument Papieża Franciszka „musi być odczytywany w kontekście całości katolickiej Tradycji”. A ta mówi, że do Komunii św. mogą przystępować tylko te osoby żyjące bez sakramentu małżeństwa, które nie podejmują kontaktów seksualnych.

Z kolei 24 maja belgijscy biskupi wystosowali list pasterski, w którym przyznają rozwodnikom prawo przystępowania do Komunii św. Wspominają, że nie można przecież mówić, iż takie osoby są wykluczone. Czy mówienie o „wykluczeniu” stało się modne w pewnych kręgach w Kościele – nawet za cenę nauczania i trzymania się doktryny?

Bezpodstawne wykluczenie kogoś z jakiejś wspólnoty jest ciężkim wykroczeniem, ale czasowe wykluczanie osób niestosujących się do reguł danej społeczności było środkiem stosowanym w każdej kulturze. Miało ono na celu ochronę tej społeczności przed złem i sprowadzenie człowieka na dobrą drogę. W Starym Testamencie spotykamy zalecenie, aby radykalnie usunąć złego spośród ludu Bożego (Pwt 13,6). Jezus nie domaga się kary śmierci, lecz mówi, żeby Jego ucznia, który zgrzeszy i nie chce się nawrócić, traktować jak poganina i celnika (Mt 18,15-18). Podobnie św. Paweł radzi, aby nie przestawać z chrześcijaninem będącym rozpustnikiem, chciwcem, bałwochwalcą, oszczercą, pijakiem lub zdziercą (1 Kor 5,11). Oczywiście, sprawę takiego człowieka trzeba rozstrzygnąć z miłością i wybaczyć mu, gdy się nawraca (2 Kor 2,5-10). Sankcja wykluczenia jest akceptowana także dzisiaj w różnych środowiskach, wystarczy choćby wspomnieć odsunięcie od udziału w zawodach sportowych osób stosujących doping. Widać natomiast dziwny opór stosowania jej w kwestiach moralnych i religijnych, jakby tu wszystko było dozwolone, a przecież wykroczenia w tych dziedzinach są daleko groźniejsze w skutkach. Aby nie zranić czyjejś godności, nie wolno nawet zła nazwać złem.

Czym taka postawa skutkuje?

W ten sposób nie pomaga się człowiekowi ani społeczeństwu, lecz jeszcze bardziej pogrąża się ich w złu. Ta zgubna tendencja wydaje się rozprzestrzeniać także w Kościele. Nie można nikogo ostatecznie przekreślać, ale nie można też bezkarnie przyzwalać na zło, bo będzie coraz bardziej się panoszyć i siać spustoszenie.

Czy sama adhortacja Amoris laetitia jest na tyle nieprecyzyjna, że wprowadza możliwość istnienia takich dowolnych interpretacji, czy inne powody kryją się za takim, a nie innym traktowaniem sprawy przez episkopaty Niemiec, Malty czy Belgii?

Początkiem zamieszania wokół możliwości Komunii św. dla osób żyjących w związkach niesakramentalnych była niewątpliwie adhortacja papieska. Zawiera ona pewne sugestie, które nie są do końca jasne i można je interpretować w różny sposób. Sam Papież nie precyzuje swego stanowiska i nie staje otwarcie ani po stronie tych, którzy dopuszczają taką możliwość, ani tych, którzy ją negują.

Wypowiedź kard. Müllera jest w tej sytuacji niezwykle ważna, gdyż jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary podaje z urzędu wykładnię papieskich słów. Stwierdza, że Papież jako Następca Piotra i Namiestnik Chrystusa nie może głosić prawd, które stoją w jawnej opozycji do słów Jezusa o nierozerwalności małżeństwa. Podkreśla, że Ojciec Święty chce jedynie pomóc ludziom, którzy żyją w zsekularyzowanym świecie i nie rozumieją w pełni, czym jest życie chrześcijańskie. Jego pragnieniem jest doprowadzić wszystkich do pełnego przyjęcia doktryny chrześcijańskiej. Podobny cel powinien przyświecać wszystkim pasterzom Kościoła. Ufajmy, że biskupi katoliccy rzeczywiście podejmą to zadanie, również biskupi Niemiec, Malty, Belgii i innych krajów, w których podjęto kroki w przeciwnym kierunku.

Dziękuję za rozmowę.