Ks. Robert Skrzypczak

Wyglądał na średniowiecznego czarnoksiężnika, długa biała broda, zakrzywiony nos, charakterystyczna bordowa czapeczka, zasuszony Nostradamus. Yitzhak Kaduri był jednym z największych rabinów Izraela, powszechnie szanowanym z powodu wieku i fenomenalnej pamięci. Przeżył prawdopodobnie 108 lat życia. Znał na pamięć całą Torę i Talmud. Najwybitniejszy współczesny znawca żydowskiej Kabały. Choć nie ma niczego takiego w dzisiejszej rzeczywistości judaizmu jak jednolitość, mnożą się szkoły i tradycje, rabini zwalczają się między sobą, niemniej przynajmniej w jednym większość z nich pozostała zgodna: rabbi Kaduri jest nie tylko najwybitniejszym nauczycielem Izraela; jest „cadykiem”, czyli „sprawiedliwym”, a to wyjątkowe wyróżnienie moralne wśród wyznawców jedynego Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba. Do cadyka zazwyczaj chodzi się po radę i błogosławieństwo, bo to człowiek obdarzony wyjątkowymi zdolnościami i darami od Boga. Wystarczy dodać, że na pogrzeb rabbiego Kaduri przybyło do Jerozolimy ponad 200 tysięcy uczestników.

„Jehoszua”

            Czemu dziś nad pamięcią o tym człowieku zaległa gruba warstwa zakłopotania? Dlaczego w sprawie Kaduriego w Izraelu nabrano wody w usta? Wszystkiemu winna okazała się wielka tajemnica wybitnego kabalisty, którą postanowił wyjawić na koniec swego długiego życia. Na kilka miesięcy przed śmiercią ponad stuletni rabin wprawił w zdumienie swoje liczne grono uczniów i zwolenników utrzymując, ze widział Mesjasza. Pozostawił też list w zaklejonej kopercie z napisem „otworzyć w październiku 2007 roku”. List miał ukrywać imię tajemniczego Mesjasza, którego rabin – jak sam utrzymywał - nie tylko poznał, ale wręcz z nim rozmawiał. Kiedy po śmierci rabina, w wyznaczonym dniu, przy licznie zgromadzonych zainteresowanych, otwarto kopertę, znaleziono zaskakujące wyznanie wizjonera: imię Mesjasza brzmi Jehoszua[1] – to znaczy Jezus!

            Przesłanie Kaduriego brzmiało dokładnie tak: „Yarim Ha’Am Veyokhiakh Shedvaro Vetorato Omdim”, co w tłumaczeniu znaczy: „On podźwignie lud i udowodni, że słowo oraz prawo mają wartość”, dodając następnie: „Podpisałem się pod tym w miesiącu miłosierdzia. Yitzhak Kaduri”. Chodzi tu o rodzaj akrostychu, który odczytany po inicjałach poszczególnych wyrazów daje nowy wyraz Yehoshua (Yeshua), co znaczy „zbawiciel”[2]. Zdarzenie wprawiło w popłoch uczniów szkoły Nahalat Yitzhak Yeshiva, założonej przez Kaduriego. Przecieki o tym dostały się natychmiast na żydowską stronę internetową News First Class, jak również zostały wykorzystane w artykule w dzienniku Ma’ariv, który zresztą całą sprawę nazwał „fałszywką”. Wnet nawet oficjalna strona rabina www.kaduri.net umieściła stosowne dokumenty. „To nie jest pismo mojego ojca” – protestował rabbi Dawid Kaduri, osiemdziesięcioletni syn zmarłego cadyka, pokazując dziennikarzowi Israel Today rękopisy ojca, ale te napisane osiemdziesiąt lat temu. Niemniej, jak podkreślała gazeta, „to, co uderza w rękopisach, sporządzanych na użytek studentów, to kreślone przez Kaduriego znaczki w formie krzyżyka”. Coś takiego wydaje się tym bardziej zaskakujące, bowiem w tradycji żydowskiej nie ma zwyczaju rysowania krzyża. Do tego stopnia jest to przestrzegane, że nawet w arytmetyce znak dodawania (plus) bywa zastępowany rodzajem odwróconej do dołu litery „tau”, aby nikomu nie przyszło do głowy skojarzenie z chrześcijańskim krzyżem. Według rabbiego Dawida, są to „znaki aniołów”, choć nie potrafił wyjaśnić ich znaczenia. „Nie, nie, to jakieś bluźnierstwo – oponował syn zmarłego – jeszcze ludzie pomyślą, że ojciec miał na myśli Jego” (to znaczy Chrystusa)[3]. Kiedy cała sprawa stała się głośna, ortodoksyjni Żydzi z rabinackiej szkoły Nahalat Yitzak Yeshiva wyjawili reporterom pisma Israel Today, że tajemnicza notatka rabina Kaduri "nigdy nie powinna była ujrzeć światła dziennego". Sądzę, że cała ta sprawa zasługuje na to, by przyjrzeć się jej z bliska.

            Kim był rabbi Kaduri? Wiem, że urodził się w Bagdadzie pomiędzy 1895 a 1899 rokiem (niektórzy podają rok 1892). Jego ojciec rabbi Zeer Diba, handlarz przypraw, posłał go do ortodoksyjnej jesziwy[4] Zilka, pod opiekę rabina Yosefa Haima (Ben Ich Hai). Dał się poznać jako gorliwy student Tory i Kabały. W 1923 roku przybył do Jerozolimy wraz ze swoją żoną Sarą. Służył w armii brytyjskiej jako tłumacz, po czym podjął dalsze studia w kabalistycznej jesziwie Shoshanim Ledavid, a następnie w jesziwie Porat Yosef w starej Jerozolimie u rabina Silama Elyahou. W uznaniu jego nadzwyczajnych zdolności kabaliści mówili o nim „powstał lew z Babilonii”, czyniąc tym samym - poprzez grę słów: „avi” – lew – aluzję do wielkiego szesnastowiecznego rabina z Safed, założyciela Kabały Yitzhaka Lurii.

            Po wojnie niepodległościowej z 1948 r., gdy stara Jerozolima padła w ręce Jordanii, Kaduri przeniósł się do dzielnicy Bucharim, nieopodal legendarnej ulicy żydowskich chasydów Mea Shearim, w zachodniej części Jerozolimy, pozostającej pod kontrolą izraelską. Jako introligator – pracował w tym fachu dopóki mógł, zgodnie z judaistyczną tradycją, w zgodzie z którą studiowanie Tory nie może być uprawiane zawodowo – miał dostęp do starożytnych ksiąg i manuskryptów, które łapczywie sczytywał przed oprawieniem w nowe skóry. Po śmierci przełożonego jesziwy Porat Yosef rabina Efraima Cohena w 1960 roku reputacja Kaduriego wzrasta coraz bardziej, zwłaszcza wśród żydów sefardyjskich, wnet sięgając daleko poza kręgi środowisk religijnych ortodoksyjnych.

            W wielu sklepach, restauracjach czy biurach handlowych można było natknąć się na charakterystyczne fotografie i portrety słynnego starca z brodą i w bordowej czapeczce, cieszącego się podobną popularnością, co ojciec Pio w Italii czy s. Faustyna Kowalska w Polsce. Tysiące kobiet przychodziło prosić o błogosławieństwo świętego rabina w przypadku bezpłodności, podobnie i wielu chorujących na raka, wszyscy przekonani o nadzwyczajnej duchowej mocy tkwiącej w sile wiary tego cadyka. Również i wielu polityków czekało w przedpokojach jego domu, prosząc o wspólne zdjęcie z myślą o wyborcach. Nie odmawiał, choć nie dał się pożreć polityce. W 1996 przyjął tak Benjamina Netanyahu z partii Likud, późniejszego premiera Izraela, jak i będącego do tamtego w opozycji lidera partii pracy Szymona Peresa. „Jedno jego słowo potrafiło przenieść polityczne góry” – pisano w dzienniku Haaretz. W roku 2000, podczas wyborów prezydenckich,  nieznany Moshe Katzav (z Likudu) wygrał ze słynnym Peresem po tym, jak Kaduri opowiedział publicznie o swej wizji z Katzavem jako „wybrańcem niebios”.

            Po śmierci swej pierwszej żony Sary, w 1989 roku, z którą miał dwóch synów, dziewięćdziesięcioletni Kaduri żeni się ponownie z pochodzącą z kibucu, o 50 lat młodszą od siebie Dorit Ben Yehuda, bowiem – według judaizmu – „nie jest dobrze, by mężczyzna żył sam”, zwłaszcza zaś uznany rabin Kabały. Dorot pozostanie do końca małżonką dyskretną, unikającą rozgłosu, sam zaś rabbi póki zdoła będzie oddawał się zgłębianiu słowa Bożego i modlitwie.      Jego dzień powszedni wyglądał inaczej niż w przypadku innych znamienitych postaci współczesnego Izraela. Wstawał o północy, modlił się i studiował Pisma aż do pierwszego brzasku dnia, po czym spał do siódmej, by o tej godzinie odmówić poranną modlitwę szacharit. Następnie przyjmował czekające na niego osoby, przychodzące z prośbą o radę lub błogosławieństwo. „Rabbi nie potrafił odmówić błogosławieństwa nikomu” – twierdził jego sekretarz. Ok. 10.30 wracał do siebie, by studiować święte księgi judaizmu: Parasza (odpowiednik katolickiego lekcjonarza liturgicznego) i Talmud. Po popołudniowej modlitwie arvit znów przyjmował wizyty przychodzących osób, kończąc dzień godzinnym odpoczynkiem pomiędzy 23-cią a północą, choć – jak opowiadał sekretarz – bywało, że drzwi za ostatnim z odwiedzających rabina gości zamykały się o trzeciej w nocy. Po zapadnięciu na zapalenie płuc, dnia 28 stycznia 2006 roku wieczorem (według żydowskiego kalendarza: 29 dnia miesiąca tevet 5766 r.), rabbi Kaduri zmarł w szpitalu Bikur Holin w Jerozolimie, pochowany następnego dnia na słynnym cmentarzu Givat Shaul, z widokiem na mury starego miasta Boga, którego mieszkańcy czekają od wieków na nadejście (bądź powrót) Mesjasza.

„Mesjasz już jest w Izraelu”

            Kaduri przynależał do ruchu Chabad Lubawicz. Na jednym ze zdjęć widać go rozmawiającego z rabinem Menachemem Schneersonem z Nowego Jorku, traktowanym przez swych uczniów za „żyjącego mesjasza z Brooklynu”. Powszechnie wiadomo, że podczas tego spotkania dziewięćdziesięcioletni Kaduri miał otrzymać od Schneersona zapewnienie, iż nie umrze zanim nie ujrzy nadejścia mesjasza. Inne źródła podają, że główny rabin sefardyjski Ben Ish Chai z Iraku, u którego młody, trzynastoletni Yitzhak pobierał pierwsze lekcje biblijne, pozostawił chłopcu błogosławieństwo obiecujące mu, że będzie żył po to, by zobaczyć ukazanie się mesjasza.

            Fakty, które zaistniały po śmierci rabina Kaduriego powoli rozświetlały wydarzenia z jego ostatnich lat życia, dotąd ukrywane dyskretnym milczeniem. Otóż, jak przyznał jego syn Dawid: „mój ojciec spotkał Mesjasza w widzeniu i powiedział, że tamten nadejdzie niebawem”. Również i jego wnuk Yosef Kaduri wspominał, że dziadek w ostatnim roku życia nie mówił o niczym innym. Wręcz przynaglał: „To obwieszczenie musi być wysłuchane przez wszystkich żydów świata. Powinni oni niezwłocznie wrócić do ziemi Izraela z powodu strasznych nieszczęść zagrażających światu. W przyszłości Jedyny Święty, niech będzie błogosławione Jego Imię, sprowadzi na narody świata wielkie kataklizmy, by dopełnić przeznaczeń odnoszących się do ziemi izraelskiej. Polecam opublikować to obwieszczenie jako przestrogę, tak aby żydzi zamieszkujący narody świata byli świadomi nadchodzących zagrożeń i powrócili do ziemi Izraela w celu odbudowania Świątyni oraz ukazania się naszego sprawiedliwego Mesjasza”. Przy innej okazji twierdził, że Mesjasz pojawi się po śmierci premiera Szarona (który od początku 2006 r., po udarze mózgu, pozostawał w śpiączce klinicznej). Zresztą to samo przepowiadali równocześnie inni rabini, tacy jak Haim Cohen, Nir Ben Artzi czy jego żona Haim Kneireskzy. Wreszcie, na kilka miesięcy przed śmiercią, w święto Yom Kippur (Święto Przebaczenia), Kaduri publicznie oświadczył, że spotkał się z Mesjaszem. Przyjrzyjmy się faktom po kolei.

            W ostatnim tygodniu przed wspomnianym świętem Yom Kippur wnuk Kaduriego, Yosef, w rozmowie z dziadkiem i pewnym zaprzyjaźnionym dziennikarzem stacji radiowej Arutz 7 zauważył: „niewielu żydów zza wielkiej wody przyjechało. Powinni jeszcze dotrzeć”. Usłyszał w odpowiedzi od rabina: „To z powodu nadchodzącego niebezpieczeństwa”. Po czym starzec zacytował fragment z Księgi Powtórzonego Prawa (4, 15): „Pilnie się wystrzegajcie - skoroście nie widzieli żadnej postaci w dniu, w którym mówił do was Pan spośród ognia na Horebie” , następnie zaś odniósł się do znanego z Kabały określenia o „walce pomiędzy oceanami”, mówiąc przy tym, że wielkie oceany szykują się do uderzenia. Dodał, że będzie miał więcej do powiedzenia podczas święta.

            W czasie popołudniowej modlitwy mincha w dniu Yom Kippur sędziwy rabbi Kaduri zaskoczył wszystkich informacjami na temat Mesjasza. W trakcie liturgii, w pewnym momencie skłonił on głowę, zapadając się w głębokie doświadczenie mistyczne, trwające bez przerwy ok. 45 minut. Zakrył oczy, jak podczas recytacji Shema Israel, poruszając jedynie wargami. Niektórzy zaniepokoili się nawet stanem zdrowia rabina. Ten jednak w końcu podniósł głowę, dostrzegł zgromadzonych wokół siebie uczniów i dziennikarzy, uśmiechnął się i powiedział: „Za sprawą Najwyższego, dusza Mesjasza przylgnęła do jednej osoby w Izraelu”. Szmer rozległ się po sali, słowa rabina powtarzano tym, którzy nie dosłyszeli.

            Tego samego wieczora, przy kolacji, ktoś zapytał Kaduriego, co myśli o kataklizmach na świecie. Mędrzec odpowiedział: „są one bezpośrednio związane z procesem zamierania, który zakończy się wraz z przyjściem Mesjasza”. Kaduri niejednokrotnie powracał do mówienia o „zamieraniu ostatecznym”, nawiązując przy tym do obliczeń pewnego osiemnastowiecznego kabalisty Gaona z Wilna, który przepowiadał eschatologiczną wojnę Goga i Magoga[5], wskazując na jej początek podczas żydowskiego święta Hoszana Rabba, wypadającego siódmego dnia obchodów innego wielkiego święta Sukkot (Namiotów), zaraz po zakończeniu siódmego roku szemita, to jest rolniczego roku szabasowego[6]. „Podczas Hoszana Rabba – prorokował Gaon z Wilna – rozpocznie się prawdziwa wojna Goga i Magoga i potrwa siedem lat”. Co w tym wszystkim zdołał dostrzec przenikliwy wzrok rabbiego Kaduri? Prawdopodobnie to, że 7 października 2001 roku, na początku żydowskiego święta Hoszana Rabba Stany Zjednoczone wraz ze sprzymierzonymi wojskami brytyjskimi rozpoczęły lotniczą kampanię bombardowania baz Al-Qaidy i kryjówek Talibów w Afganistanie. Było to zaraz po zakończeniu roku szemita 5761. Według tych obliczeń po siedmiu latach od tego wydarzenia winien ukazać się mesjasz.

            W 2004 r. Kaduri tłumaczył: „Obecnie znajdujemy się w czwartym roku tego, co winno się uważać za siedmioletni okres Odkupienia, według obliczeń Gaona z Wilna. W przeciągu trzech kolejnych lat niepewność jutra zawiśnie nad naszymi głowami, o ile nie będziemy aktywnie współdziałać na rzecz ukazania się Mesjasza. Mesjasz już jest w Izraelu. To wszystko, o czym ludzie są przekonani, że się nie zdarzy, zdarzy się; to zaś czego będziemy pewni, że nadejdzie, rozczaruje nas. Świat mięknie od srogiej sprawiedliwości („mitmatek mehadinim”). Należy się spodziewać wielkich tragedii w świecie. To dotyczy żydów zamieszkujących na Wschodzie”. Dwa tygodnie potem wystąpiło tsunami, niszcząc południowo-wschodnią Azję.

            Wiele z wyjaśnień Kaduriego brzmi tajemniczo. Na przykład to: „przylgnięcie wspomnianej duszy sprawiedliwej do pewnej osoby w Izraelu pasuje na kandydata na mesjasza, ale jeszcze nie na mesjasza prawdziwego. Osoba ta otrzyma dodatkową duszę, wyrażającą się dodaniem jednej litery do jej imienia. Tą dodaną literą jest vav i tajemnica tego wzbogacenia tkwi w gwieździe Dawida ukrytej w jego ubraniu”. Inne brzmią nam bardziej swojsko: „świat może być ocalony od klęsk dzięki szczerej pokucie żydów, którą winni wzmocnić okazywaniem sobie nawzajem życzliwości” (przypomina przesłania Maryi z Lourdes i Fatimy, i tylu innych miejsc).

            Czy aż tak zaskakujące jest zwieńczenie całej profetycznej aktywności Kaduriego wskazaniem imienia Jehoszua? Czy prześledzenie niektórych tekstów rabina nie przywołuje na myśl Człowieka z Nowego Testamentu? Niech czytelnik osądzi to sam:

            „Wskazania i porządek Mesjasza z krwi i kości – mówił Kaduri - trudno będzie zaakceptować wielu ludziom. Jako przywódca, Mesjasz nie podejmie żadnej działalności (politycznej), będzie raczej wśród ludzi, zaś dla nawiązania kontaktu posłuży się środkami przekazu (!). Jego królestwo będzie bez skazy i bez żadnych osobistych czy też politycznych oczekiwań. Pod Jego panowaniem rozkwitną sprawiedliwość i prawda”.

            „Czy wszyscy uwierzą od razu w Mesjasza? Nie. Na początku jedni uwierzą, inni zaś nie. Łatwiej będzie zaufać Mesjaszowi ludziom nie religijnym, aniżeli tym prawowiernym (ortodoksyjnym – być może ze względu na bardziej dojmujące pragnienie duchowości w tamtych, przyp. mój)”

            „Ukazanie się Mesjasza nastąpi w dwóch etapach. Najpierw swą mesjańską pozycję będzie ukazywał przy pomocy czynów, niczego nie deklarując. Następnie objawi się niektórym żydom, niekoniecznie tym mądrym i biegłym w Pismach; mogą nimi być zwyczajni ludzie. I wreszcie objawi się całemu ludowi. Ludzie zdziwią się i powiedzą: Jak to, to jest mesjasz? Wielu poznało Jego imię, lecz nie uwierzyli, że On jest mesjaszem. Gdy przyjdzie Mesjasz, uwolni Jerozolimę od innych religii, które chcą opanować miasto. Przegrają, bo będą się wzajemnie zwalczać”

            Pozostaje otwartym pytanie – tak dla żydów, jak i zainteresowanych całą tą sprawą chrześcijan - jakiego mesjasza widział Kaduri? Niektórzy liczą na szybkie potwierdzenie, Pytania przewiercają się przez kaskady myśli.

Jezus Chrystus? Dlaczego nie?

            Gdyby rabin Kaduri pozostawił po sobie zwyczajne zapowiedzi o nadejściu mesjasza, ktoś przeszedłby obok nich nie poświęcając im szczególnej uwagi, ktoś inny wzruszyłby ramionami mrucząc: „jeszcze jeden”. Jednakże padło imię Jehoszua (Jezus), i to wypowiedziane przez jednego z najwybitniejszych i bezdyskusyjnie szanowanych postaci żydowskiego świata religijnego. A to zmienia postać rzeczy.

            Pewien żyd targnął się na życie i oto, biedak, staje przed surowym obliczem Najwyższego. „Jak mogłeś dopuścić się czegoś podobnego – pyta Bóg. - Czy nie wiedziałeś, że samobójstwo w moim Prawie jest jednym z najcięższych grzechów? Nikt nie ma prawa odbierać sobie czegoś, co dostał w darze”. „Tak, to prawda – odpowiada tamten, cały drżący z przejęcia – ale co miałem zrobić, skoro mi się syn przechrzcił, przechodząc na chrześcijaństwo”. „Doskonale cię rozumiem – odparł Bóg –  bo z moim było to samo. Ale ja wiedziałem, co zrobić: zmieniłem testament”.

Z najlepszymi życzeniami pięknego i świętego Bożego Narodzenia dla wszystkich pracowników i czytelników portalu Fronda. Mesjasz już nadszedł!

                                                                                               ks. Robert Skrzypczak



[1] Jehoszua, a właściwie J’ehoszua‛ czy też jego skrócona wersja Jeszua‛ z etymologicznego punktu widzenia oznacza „JHWH zbawia”. Jest również męską formą hebrajskiego słowa jeszu‛a, oznaczającego „zbawienie”. Imię Mesjasza znajduje wyjaśnienie w Jego posłannictwie. Chodzi tu o brzmienie imienia Jezusa po hebrajsku oraz po aramejsku; por. Mt 1, 1. 16. 21.

[2] Takie imię w Starym Testamencie nosił kapłan „Jehoshua, syn Jozadaka”, por. Za 6, 11 i Ezd 3, 2.

[3] W antychrześcijańskiej polemice żydowskiej zwykło się nie nazywać Jezusa żadnym imieniem: pozostaje więc często nazywany bezimiennie „on” lub „ten”. Nieraz też rozmyślnie i świadomie zniekształca się Jego imię Jeszu (jud-szin-waw, bez ‛ain), przedrzeźniając tym samym dialekt galilejski, bądź też czyniąc aluzję do hebrajskiej obelgi Jimach sz‛mo w‛zichro – „niech jego imię będzie wymazane z pamięci”. Aluzja dotyczy zaszyfrowanego zaklęcia przeciwko chrześcijańskiej ewangelizacji.

[4] Hebr. jesziwa pochodzi od słowa oznaczającego „siedzieć” i określa miejsce, w którym poznaje się Torę. Grecki odpowiednik scholē oznaczający „miejsce nauki” prowadzi do współczesnego pojęcia szkoły. Dzis jesziwy funkcjonują jako wyższe szkoły talmudyczne dla nieżonatych studentów. Po jej ukończeniu otrzymuje się smichę – dyplom, uprawniający do ubiegania się o stanowisko rabina.

[5] W tradycji rabinicznej postaci symbolizujące nieprzyjaznych najeźdźców, siły wrogie ukazaniu się Królestwa Bożego. Maja oni stoczyć decydującą bitwę na równinie Megiddo w Izraelu z Mesjaszem. Wspomina o nich prorok Ezechiel 38, 2, jak również Apokalipsa św. Jana 20, 8; por. Martin Buber, Gog i Magog. Kronika chasydzka, Warszawa 1999.

[6] Tora zabrania normalnej uprawy roli w Kraju Izraela co siedem lat. Taki "szabat" dla ziemi nazywa się rokiem "szemita"