Łukasz Barczyk: Minęła 14 rocznica trwania Polski w strukturach Unii Europejskiej. W tym czasie wzrosła liczba rozwodów, które częściowo spowodowane są chęcią zwiększenia dochodów. My, Polacy, wciąż pozostajemy tanią siłą roboczą, pracując za 12 – 13 zł brutto na godzinę. Nie można usprawiedliwiać czynów moralnie złych, ale ale taka tendencja będzie utrzymywać się, jeśli Polacy nie zaczną podobnie jak mieszkańcy Starej Europy. Nie stanie się to chyba prędko, mimo obietnic pana premiera?

 

Ks. Paweł Bortkiewicz: Na pewno sytuacja naszej obecności w UE może rodzić uzasadnione frustracje. Kiedy wchodziliśmy do struktur unijnych, przeżywaliśmy euforię oczekiwania, były bardzo wygórowane, nie liczące się też często z różnymi realiami zarówno historycznymi, ekonomicznymi, ale także mentalnościowymi. Myślę, że tych ostatnich różnic nie możemy pomijać, mentalnych, związanych z innym sposobem wartościowania, pewnej pragmatyki życia w pozytywnym znaczeniu. Potrzeba dużo czasu i cierpliwości ze strony społeczeństwa, ale to nie zmienia faktu, że musimy też od strony prawnej, od strony negocjacji politycznych i ekonomicznych dbać o nasze interesy. Sądzę, że mamy do czynienia z dwoma wymogami, przed którymi stajemy. Z jednej strony są to wymogi wewnętrzne, związane z pewną zmianą mentalności, z nastawieniem obywatelskim, prospołecznym, nie tylko solidarnościowym w chwilach trudnych, z budowaniem takiej solidarności codziennej. Druga sprawa, to kwestia twardych negocjacji politycznych, ekonomicznych i gospodarczych, które muszą traktować Polskę jako równoprawnego partnera i muszą zdecydowanie sprzeciwiać się ideologiom typu Europy dwóch prędkości.

 

Ł. B: Trwają prace nad nowym budżetem dla krajów członkowskich. Próbuje się wprowadzić nowe kryterium przy rozdzielaniu funduszy, uzależnione od tzw. „praworządności”. Czy uważa ksiądz, że jest to kolejny krok do podporządkowania sobie państw Unii, zwłaszcza Grupy Wyszehradzkiej, a w szczególności Polski i Węgier, ale i do zniechęcenia naszego rządu w opinii naszego społeczeństwa?

 

Ks. Paweł Bortkiewicz: To jest bardzo kuriozalna sprawa. Z jednej strony mamy do czynienia z państwami Starej Unii, do których można znaleźć szereg przykładów łamania praworządności. Przypomnę, że we Francji nie tak dawno zastosowano radykalną cenzurę w stosunku do wszystkich działań obrońców życia, wiążąc to z możliwością nakładania surowych kar dla wszystkich obrońców życia, także w przestrzeni internetowej. To jest przykład ewidentnej cenzury i nierównościowego traktowania społeczeństwa. W Niemczech obserwujemy sytuację, w której Niemcy borykają się z elementarną płaszczyzną praworządności w sytuacji niedomagania państwa w odniesieniu do tzw uchodźców. Mimo tych sytuacji nikt, jak sądzę, nie uzależnia budżetu unijnego dla tych państw od tych mankamentów związanych z praw. I w tej sytuacji uzależnianie budżetu dla Polski od tak zwanej praworządności. Wyraźnie trąci to ideologizacją polityczną ze strony UE. Krótko mówiąc, chodzi o to, aby zatrzymać w Polsce reformy, żeby przywrócić Polsce rolę wasala, do której UE była już przyzwyczajona. Oczywiście, że na tak rozumiane uzależnienie budżetu od tzw. praworządności zgody być nie może, tym bardziej, że instytucje UE w ostatnich miesiącach dawały wielokrotnie przejawy kompletnego niezrozumienia i ignorancji przemian, które dokonują się w Polsce. Przykładem tego była chociażby krytyka tych rozwiązań, i tych instytucji, które Polska wprowadzała wzorując się na państwach UE.

 

Ł. B: Martwi mnie sprawa odwlekania przez rządzących przyjęcia prawa o zakazie aborcji. Co dzień ginie średnio troje dzieci w ten sposób. Czym może być spowodowane takie działanie rządzących? Obiecali, że otoczą ochroną dzieci poczęte.

 

Ks. Paweł Bortkiewicz:To jest bardzo trudna i bolesna sprawa, bo praktycznie sprawa obrony życia nienarodzonych jest sprawą pierwszego, podstawowego prawa człowieka. Po drugie, wiemy, też że jedna z linii walki o obronę życia dzieci nienarodzonych przebiega po linii wykazania niezgodności z Konstytucją dotychczasowych praktyk eugenicznych. Istnieje więc możliwość po pierwsze pokazania, że faktycznie istnieje niezgodność z Konstytucją dotychczasowej ustawy aborcyjnej. Po drugie istnieje możliwość, niezależnie od tego, uchwalenia nowej ustawy jednoznacznie broniącej życia osób poczętych. Władza polityczna z tych możliwości w dziwny sposób nie korzysta. To budzi rosnący niepokój, tym bardziej, że pod projektem obywatelskim ustawy o ochronie życia poczętego, broniącej przed aborcją eugeniczną, podpisało się ponad 850 tys. obywatelek i obywateli polskich, a więc bardzo pokaźna grupa społeczna. Jest więc niepokój i niezrozumienie i trudno jest mi znaleźć odpowiedź na pytanie dlaczego tak się dzieje. Zapewne w grę wchodzą tutaj tzw. nastroje społeczne, i konflikty, które były wywoływane przez różne grupy tak zwanej opozycji totalnej w postaci czarnych marszów. Ale przecież ta władza wielokrotnie dawała do zrozumienia, że jest władzą silną, która nie zamierza ani klękać, ani obracać się plecami w ucieczce przed jakimś ryzykiem. Dlatego wypadałoby w tym przypadku okazać pewną odwagę cywilną i polityczną, która będzie na miarę oczekiwań społecznych. To jedno, ale przede wszystkim wracam do myśli, którą zasłyszałem, a którą powtarzam: oby nie okazało się, tak, że Bóg upomni się o życie tych dzieci poczętych. Oby tak właśnie nie było.

 

Ł. B: Sądze, że zgodzi się Ksiądz z tezą, że jako naród jesteśmy bardzo podzieleni i skłóceni. Jest to piętno odciśnięte przez minioną epokę socjalistyczną i celową inżynierię społeczną służb wewnętrznych na usługach Moskwy. Może to abstrakcyjne pytanie, ale jak można, i czy można, znaleźć lek na rany w Polskim społeczeństwie?

 

Ks. Paweł Bortkiewicz:: To jest pytanie, na które zdecydowanie nie mam odpowiedzi i obawiam się, że nie ma w tej chwili kogoś, kto by ją miał. Pamiętam, jak na spotkaniu zawiązującym polską politykę historyczną, w Belwederze, na początku swojej prezydentury, pan prezydent Andrzej Duda apelował do uczestników tego spotkania o pomoc w szukaniu tematu wartości, które będą budowały wspólnotę narodową. Nie wydaje mi się, żeby od tego czasu dokonał się jakikolwiek krok naprzód w kierunku budowania tej wspólnoty. Może się mylę, ale obawiam się, że podziały są, a nawet pogłębiły się. Jak już to zauważał Norwid, potrafimy być narodem w chwilach trudnych, opresyjnych, natomiast w chwilach codziennych trudno o budowanie jedności społecznej. To jest jakiś mankament naszego etosu narodowego. Przechodząc do współczesnej sytuacji, myślę, że dzisiaj zamiast wielkich słów jak wspólnota, solidarność, czy braterstwo, powinniśmy się skupiać na pewnej możliwości porozumienia, a potem pojednania narodowego. Trzeba stanąć na początku sytuacji, która nas dotyczy, a więc pewnej prawdzie, pokazującej głębokie podziały i głębokie niezrozumienie, język pogardy, nienawiści, antagonizmów i trzeba z jednej strony w sposób racjonalny tłumaczyć pewne zjawiska, ale trzeba też pamiętać, że obok języka racjonalności jest też język emocji, o który też trzeba zadbać. Ludzie przekonują się nie tylko, dlatego że słyszą racjonalne argumenty, ale też dlatego, że emocjonalnie opowiadają się po czyjejś stronie. To są teoretyczne uwagi, ale jak przekuć je na praktykę, tego nie wiem. Głęboko wierzę, że w obliczu takich wydarzeń, jak 1050. rocznica chrztu Polski, stulecie odzyskania niepodległości, nadchodząca setna rocznica Bitwy Warszawskiej, jesteśmy w stanie odkryć wartości mogące służyć wzajemnemu porozumieniu i pojednaniu narodowemu.

 

Ł. B: Jak Ksiądz widzi przyszłość naszej Ojczyzny, także Kościoła w Polsce i czego życzy Polakom?

 

Ks. Paweł Bortkiewicz: Powiem w ten sposób: od Jana Pawła II nauczyłem się między innymi bycia człowiekiem Nadziei. Jan Paweł II uczył mnie jak przekraczać próg Nadziei, dlatego staram się wciąż patrzeć na przyszłość Polski i Kościoła poprzez Nadzieję – tę Nadzieję, która zawieść nie może i jestem głęboko przekonany, że znaków tej Nadziei doświadczamy wiele, mimo tych faktów kryzysowych, o których tutaj wspominaliśmy w naszej rozmowie. Warto zauważyć, że przy różnych badaniach socjologicznych Kościoła w Polsce, które pokazują z jednej strony spadek liczby uczestników życia sakramentalnego, zwłaszcza Mszy Świętej, obserwujemy jednocześnie wzrost świadomych katolików, którzy w sposób pogłębiony, świadomy, zaangażowany przeżywają swoje chrześcijaństwo.

Inaczej mówiąc mamy spadek ilości, ale mamy wzrost jakości przeżywania Tajemnicy Kościoła. I to jest bardzo cenny znak Nadziei, dlatego, że Chrystus nie traktował Swoich uczniów w kategoriach ilościowych, ale jakościowych, mówiąc „Wy jesteście solą Ziemi (...) Wy jesteście światłem świata”. To jest kategoria jakościowa, a nie ilościowa i dlatego widzę te znaki Nadziei. Jestem przekonany, że Polska, która znowu przy tych zastrzeżeniach i uwagach, które wypowiadaliśmy przed chwilą, jest jednak Polską czasu dobrej zmiany. Tę dobrą zmianę obserwujemy w stosunkach międzynarodowych, obserwujemy jeżeli chodzi o życie społeczne, jeżeli chodzi o troskę o godność człowieka, o godność człowieka pracy, o godność małżeństwa, o godność rodziny. Ten czas dobrej zmiany będzie też owocował. Oby tylko go nie zmarnować, oby tylko nie rzucić go na szalę pewnych kalkulacji wyborczych, czy kalkulacji popularności – popularności statystycznej. Liczę, że ten czas dobrej zmiany będzie owocował także w przyszłości. A czegóż wypadałoby nam wzajemnie sobie życzyć? No, myślę tego, żebyśmy byli mocni mocą Wiary, Nadziei i Miłości, tak jak mówił nam to Jan Paweł II. I może jeszcze bardziej – znowu cytując Jana Pawła II, bo myślę, że to jest dzisiaj szczególnie ważne. On mówił nam : „Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali”, tego, żebyśmy w sposób odpowiedzialny wymagali od siebie realizując w ten sposób naszą wolność – tego myślę, że najbardziej możemy sobie wzajemnie życzyć.