Pod koniec stycznia 2013 roku media zarówno laickie, jak i katolickie zgodnie informowały, że podczas spotkania w Watykanie z uczestnikami sesji plenarnej Papieskiej Rady Cor Unum, Benedykt XVI powiedział: „Kościół powtarza swoje wielkie »tak« dla godności i piękna małżeństwa jako wiernego i płodnego wyrazu sojuszu między mężczyzną a kobietą, zaś »nie« dla takich filozofii, jak gender, wynika z faktu, że wzajemność między kobiecością a męskością jest wyrazem piękna natury, jakiej pragnął Stwórca”. W ten sposób Ojciec Święty – kolejny już raz – wyraził zdecydowany sprzeciw wobec filozofii gender, według której, jak wyjaśniał już w przemówieniu do Kurii Rzymskiej (21 grudnia 2012 roku), „płeć nie jest już pierwotnym faktem natury, który człowiek musi przyjąć i osobiście wypełnić sensem, ale rolą społeczną, o której decyduje się autonomicznie, podczas gdy dotychczas decydowało o tym społeczeństwo”. Benedykt XVI podkreślał, że zło tej ideologii wyrasta z aberracji antropologicznej -  człowiek kwestionuje, że ma uprzednio ukonstytuowaną naturę swojej cielesności, charakteryzującą istotę ludzką. Zaprzecza swojej własnej naturze i postanawia, że nie została ona mu dana jako fakt uprzedni, ale to on sam ma ją sobie stworzyć.

Papieskie zdecydowane i jednoznaczne „nie” wobec genderyzmu zostało zauważone, ale ocenione było w sposób zróżnicowany. W charakterystyczny dla siebie sposób „Gazeta Wyborcza” zasugerowała, że stanowisko wobec nowego feminizmu i gender jest w Kościele zróżnicowane. Są wszak w nim twory osobowe, zwane „teolożkami”, które opowiadają się przeciw dualizmom płciowym. Jedna z najbardziej znanych, Elisabeth Johnson stwierdza: „Doprawdy, kim jest kobieta i kto ma o tym decydować? Sugeruję, że męskość i kobiecość należą do pojęć, które są najbardziej stereotypowe kulturowo, stworzone przez społeczeństwo seksistowskie, rasowe, klasowe”. Wniosek „Gazety” jest prosty – „nie” wobec genderyzmu jest „nie” wypowiedzianym wewnątrz samego Kościoła. Jest sporem frakcyjnym seksistów i feministek, sporem w którym z jednej strony mamy głosy papieży, a z drugiej „profesor renomowanej jezuickiej uczelni Fordham University w Nowym Jorku, członkini kongregacji sióstr józefitek”. Waga tych głosów tak dalece się równoważy, że … być może potrzebne jest sięgnięcie najpierw do pewnych istotnych kontekstów.

 Kontekst walki o rodzinę

Rodzina, w klasycznym ujęciu, wedle koncepcji Arystotelesa, Biblii, Tomasza z Akwinu, współczesnej filozofii dialogu i personalizmu chrześcijańskiego, wyrastała z pojęcia natury ludzkiej. Elementem tej racjonalnej struktury człowieka była więź społeczna, skłaniająca do wzajemnych relacji opartych na miłości – kobiety i mężczyzny, rodziców i dziecka, dziecka i rodziców.  Ta racjonalna i oczywista wizja została podważona w nowożytności. Najpierw Thomas Hobbes podporządkował człowieka jako istotę zastraszoną, człowieka, który drugiemu jest wilkiem, Lewiatanowi, czyli w praktyce państwu. O życiu społecznym, o więzach rodzinnych nie miała decydować miłość jako skłonność naturalna, ale zasada dominacji. Nawet pisząc o relacjach matki do dziecka Hobbes pisał o prawie do dominacji. To zburzyło porządek prawa naturalnego i wymusiło poszukiwanie  nowego ładu.  

Takim poszukiwaczem nowego ładu okazał się Malthus, który w osławionym eseju o teorii ludnościowej z 1798 r. ukazał dysproporcje między przyrostem ludnościowym a wzrostem żywności. Jego zdaniem groziło to katastrofą demograficzną, a jej rozwiązaniem było uznanie wysokiej śmiertelności środowisk ubogich za stan pobłogosławiony przez Boga. Ateista Jeremy Bentham poszedł o krok dalej. Nie wystarczy uznać naturalnej śmiertelności za pomoc w rozwiązaniu problemu demograficznego – trzeba procesom demograficznym czynnie pomóc! To Bentham zaczął promować antykoncepcję i dzieciobójstwo, w rękopisach wychwalał też związki homoseksualne (dają przyjemność, a nie szkodzą w zakresie prokreacji).  Refleksje Malthusa i Benthama wsparł Darwin, zapożyczając zresztą od Malthusa pojęcie walki o byt. Skoro walka o byt jest prawem powszechnym w świecie przyrody, to tym bardziej obowiązuje w mikroświecie człowieka! Na dodatek to już nie jest kwestia (wątpliwych) teologicznie dywagacji Malthusa, ale to jest kwestia nauki!

Kuzyn Darwina T. Galton wprowadził pojęcie „eugeniki”, czyli sztuki dobrego płodzenia. Jak ta sztuka wyglądała o tym świadczy bodaj najlepiej dzieło Edwina Blacka „Wojna przeciw słabym” lub Magdaleny Gawin „Rasa i nowoczesność”. Warto i trzeba koniecznie zobaczyć też film Grzegorza Brauna pod tym tytułem. Eugenika to wojna przeciw słabym – upośledzonym, niepełnosprawnym, dalej idąc wykluczonym społecznie czy cywilizacyjnie. To wojna, która przetoczyła się w okresie II wojny światowej w sposób bezpardonowy, ale zarazem bardzo czytelny, nie zakamuflowany. Po 1945 r. wojna przeciw słabym nie została zaniechana. Przybrała nowe postacie. Zyskała nowych liderów, a wśród nich Margaret Sanger, która ukuła „genialnie perwersyjne” określenie „kontrola urodzin”. A kontrola urodzin to antykoncepcja, sterylizacja, aborcja czy selekcja embrionów drogą in vitro.  W 2012 roku czytaliśmy też o „nowatorskich| pomysłach etycznych doktorantów z Oxfordu postulujących „aborcję postnatalną”. To propozycja dla tych, którym udało się przejść sito selekcji w wyniku diagnostyki prenatalnej. To propozycja dla tych, którzy przychodząc na nasz lepszy, wspaniały świat  szpecą go.

Od kilku wieków nie zależy nam na przyszłości świata, nie myślimy w kategoriach dobra i celu. Myślimy w kategoriach przyjemności i konsumpcji dóbr. Zamiast świata racjonalnego pielgrzymowania mamy świat cwanych konsumentów żyjących w rytmie „słodkiego, miłego życia”. Niepełnosprawni są w tym świecie zdecydowanie niepotrzebni.  Są odpadem tego świata. Są słabymi w świecie silnych. Na tyle słabymi, że można ich bezkarnie wyeliminować. W tej perspektywie walki silnych egoistów przeciw słabym wierzącym w miłość trzeba szukać szerokiego tła dla zrozumienia gender.

 Walka przed solidarnością i komunią

Skoro pojawia się słowo „walka”, to wybrzmiewa wraz z nim słowo „marksizm”. Warto przypomnieć, że punktem wyjścia dla Marksa była analiza sytuacji Niemiec w XIX wieku, ale konkluzje stąd wynikające były o wiele ogólniejsze, gdyż jak zapewniał Autor: „emancypacja Niemca jest emancypacją człowieka”. W opisie tej sytuacji zwracała uwagę rola religii traktowanej jako „samowiedza i poczucie samego siebie u człowieka, który siebie bądź jeszcze nie odnalazł, bądź już znowu zagubił”.  Krytyka religii powinna zatem prowadzić do ukazania i usunięcia korzeni zła. Wiąże się to z problemem samorozumienia człowieka szerzej ‑ problemem antropologii. Skoro nie ma Boga, to człowiek nie jest od Niego zależny. Atrybuty przypisywane Bogu są atrybutami człowieka. Pierwszym z nich jest atrybut stwórcy. Pochodzenie człowieka da się wytłumaczyć dialektyką i teorią ewolucji. Człowiek stwarza zatem sam siebie.

„Wprost przeciwnie niż w filozofii niemieckiej, zstępującej z nieba na ziemię ‑ my wstępujemy tu z ziemi do nieba. To znaczy, bierzemy za punkt wyjścia nie to, co ludzie mówią, imaginują sobie czy wyobrażają, (…); bierzemy tu za punkt wyjścia ludzi rzeczywiście działających i z ich rzeczywistego procesu życiowego wyprowadzamy też rozwój ideologicznych refleksów i cech tego procesu życiowego.(...) Moralność, religia, metafizyka i wszystkie inne rodzaje ideologii oraz odpowiadające im formy świadomości tracą już przeto pozory samodzielności" (K. Marks, F. Engels. Ideologia niemiecka.).

Problemem pozostaje jednak natura człowieka. Marks stwierdzał, że feuerbachowska krytyka religii usunęła Boga, ale nie usunęła konsekwencji religijnego obrazu świata i człowieka, traktując nadal człowieka w kategoriach abstrakcyjnych i ahistorycznych. Zrozumienie ziemskiej podstawy „świata religijnego” uwolni od złudzenia stałej i normatywnej natury człowieka. Elementem walki z naturą stała się destrukcja natury społecznej i rodzinnej człowieka. Nie sposób nie oddać w tym momencie słów jednemu z klasyków: „Tak więc małżeństwo pojedynczej pary bynajmniej nie wkracza do historii jako pojednanie między mężczyzną i kobietą, a tym mniej jako najwyższa forma małżeństwa. Przeciwnie. Zjawia się ono jako ujarzmienie jednej płci przez drugą, jako proklamowanie nie znanej dotychczas w dziejach pierwotnych wrogości płci. W starym niedrukowanym rękopisie, napisanym przez Marksa i przeze mnie w roku 1846, znajduję, co następuje: “Pierwszy podział pracy to podział pracy między kobietą i mężczyzną w dziele płodzenia dzieci"[1]. Dzisiaj mogę dodać: pierwsze przeciwieństwo klasowe, jakie występuje w historii, zbiega się z rozwojem antagonizmu między kobietą a mężczyzną w małżeństwie pojedynczej pary, a pierwszy ucisk klasowy — z uciskiem żeńskiej płci przez męską. Małżeństwo pojedynczej pary było w historii wielkim krokiem naprzód, ale jednocześnie zapoczątkowuje ono obok niewolnictwa i własności prywatnej tę po dziś dzień trwającą epokę, w której każdy postęp jest równocześnie względnym cofnięciem cię, gdy pomyślność i rozwój jednego człowieka zostają osiągnięte poprzez cierpienia i ucisk innych. Jest ono formą komoda cywilizowanego społeczeństwa, w której możemy już badać charakter przeciwieństw i sprzeczności rozwijających się w tym społeczeństwie w całej pełni. Dawna względna swoboda obcowania płciowego nie znikła bynajmniej wraz ze zwycięstwem małżeństwa parzystego, a nawet pojedynczego”[2].

I jeszcze jeden fragment tego samego dzieła Fryderyka Engelsa: „A więc pojedyncza rodzina, w tych wypadkach, kiedy pozostaje ona wierna swemu historycznemu pochodzeniu, kiedy wyraża jasno konflikt pomiędzy mężczyzną a kobietą wywołany przez wyłączne panowanie mężczyzny, stanowi miniaturowy obraz tych samych przeciwieństw i sprzeczności, w których od powstania cywilizacji obraca się rozdzielone na klasy społeczeństwo nie mogąc przeciwieństw tych ani rozwiązać, ani przezwyciężyć. Mówię tu oczywiście tylko o tych wypadkach małżeństwa pojedynczej pary, w których życie małżeńskie rzeczywiście kształtuje się według przepisów ustalonych zgodnie z pierwotnym charakterem tej instytucji, ale w których żona buntuje się przeciwko władzy męża. Że nie we wszystkich małżeństwach tak się dzieje, wie o tym najlepiej niemiecki filister, który tak samo nie umie utrzymać swego panowania w domu jak w państwie i któremu żona zupełnie słusznie zabiera ster rządów, do których nie dorósł. Za to wydaje mu się, że może on spoglądać z góry na swego francuskiego towarzysza niedoli, któremu częściej niż jemu przytrafiają się rzeczy o wiele gorsze”[3].

 Gender w pociągu rewolucji

Marksistowski opis rzeczywistości małżeństwa i rodziny stał się znakomitym narzędziem w radykalnym feminizmie, który zawiązał się mniej więcej w latach 70. XX wieku. Do ruchu feministycznego -  radykałowie wnieśli stereotyp kobiety jako prototypu „klasy uciskanej”, a za narzędzia ucisku uznali małżeństwo i „obowiązkowy heteroseksualizm”.

Celem rewolucji feministycznej w tym okresie stało się już nie tylko usunięcie przywilejów mężczyzn, lecz wyeliminowanie różnicy między płciami. Dlatego, w równym stopniu  nowy feminizm godziła zarówno w mężczyzn, jak i w kobiety podejmujące macierzyństwo.  Wtedy też pojawiła się mocna artykulacja marksowskiej tezy, iż role, jakie odgrywają kobieta i mężczyzna, zależą od kultury i historii. Istotnie, trzeba pamiętać, że w antropologii marksowskiej, człowiek jest pochodną materii i jej ruchu, jak również pochodną stosunków społeczno-ekonomicznych. Stąd jednak konsekwentny wniosek, że efektem tych dogmatów materializmu dialektycznego i materializmu historycznego jest nie tylko kwestia ról i zadań społecznych. Jest to kwestia produkcji tego, co tradycyjnie nazywane było „naturą społeczną” człowieka. Dlatego też radykalny feminizm, a za nim ideologia gender podkreślają, że np. w sercu kobiety nie ma naturalnych uczuć macierzyńskich, pojawiają się one dopiero na pewnym etapie historii. Skoro zaś się pojawiają, mogą tez zanikać.

To właśnie w tym miejscu rodzi się postulat nowej rewolucji kulturalnej, która zniesie wszelką odmienność, wszelkie różnice, konstytuujące rodzinę. Rodzina bowiem w tradycyjnym swoim ujęciu, opiera się na instytucji heteroseksualnego małżeństwa. To zaś wyznacza sztywny gorset ról i funkcji społecznych. Wyznacza zarazem kierunki ucisku kobiety. Istotą ucisku kobiet jest w tej perspektywie - macierzyństwo i wychowywanie dzieci. Dziecko staje się zatem ostatecznym potwierdzeniem podrzędnego statusu kobiety, jest niejako symbolem jej ucisku i wyzysku. Wszystko zatem, co godzi w dziecko, w samo jego istnienie nabiera charakteru wyzwoleńczego.

Z czym zatem należy wiązać gender od strony programowej? Aborcja na żądanie, antykoncepcja, całkowita wolność seksualna, zatrudnienie kobiet i przetrzymywanie dzieci we wspomaganych przez państwo żłobkach są warunkami koniecznymi do wyzwolenia kobiet. Jedna z czołowych propagatorek ideologii Nancy Chodorow, w swojej książce The Reproduction of Mothering[4] zauważa, że dopóki kobiety będą pełnić funkcje wychowawczo-opiekuńcze, dzieci będą rosnąć, postrzegając ludzkość podzieloną na dwie różne i - według niej – oczywiście nierówne klasy. Dlatego też radykalny feminizm i genderyzm domaga się tego, aby dzieci żyły bez rodziny. Absolutnie zakazana staje się w tej perspektywie rodzina biologiczna. Jej odrzucenie, czy wręcz unicestwienie sprawi, że ludzkość będzie mogła wreszcie powrócić do swej naturalnej, wielopostaciowej i perwersyjnej seksualności.

Można w tym miejscu zarzucić, że powyższe uwagi odnoszą się głównie do radykalnego feminizmu, a zatem czy nie jest nadużyciem podciąganie pod te poglądy ideologii gender. Można jednak dostrzec naturalną i logiczną konsekwencję obu nurtów. Radykalny feminizm proklamuje rewolucję przeciwko rodzinie. Staje jednak przed pytanie, jak w sposób zgodny z ideologią marksowską a zarazem w sposób nie kojarzący się ze „szczytnymi” zdobyczami totalitaryzmu marksistowskiego wyeliminować „klasy płciowe” (sex classes)? Wszak są one uwarunkowane biologicznymi różnicami między kobietą i mężczyzną. To właśnie w tym miejscu w pociąg rewolucji feministycznej wsiada gender. Do lat 50. ubiegłego wieku słowo gender było terminem gramatycznym i wskazywało, czy wyraz jest rodzaju męskiego, żeńskiego, czy też nijakiego. Dopiero niejaki dr John Moneya z Hopkins University w Baltimore (USA), zaczął go używać w nowym kontekście, wprowadzając termin gender identity. Termin ten miał służyć określeniu nie tego, jakiej płci jest dana osoba, ale temu, czy dana osoba czuje się mężczyzną, czy kobietą. A owo samopoczucie płciowe miało wynikać i zależeć od tego, jak dziecko było wychowywane. Kate Millet w opublikowanej w 1969 r.  Sexual Politics (Polityka seksualna) stwierdziła dobitnie, iż „... nie ma różnicy między płciami w chwili urodzin. Osobowość psychoseksualna jest więc czymś wyuczonym po narodzeniu”[5].

Tak konstruowana idea płci kulturowej i społecznej stała się bardzo wygodnym narzędziem walki. Już nie chodziło tutaj o walkę z polityką, instytucjami państwowymi, a walkę z ideami, które ukazywały różnice między kobietą i mężczyzną. Tę zmianę widać w dokumentach międzynarodowych. O ile do 1990 r. w dokumentach ONZ  kładziono nacisk na wyeliminowanie wszelkich form dyskryminacji kobiet, o tyle od lat 90. XX wieku problem gender zajął główne miejsce. Charakterystycznym stał się fakt samego redefiniowania pojęcia gender jako „systemu ról i stosunków między kobietą i mężczyzną, który nie jest zdeterminowany biologicznie, lecz zależy od kontekstu społecznego, politycznego i gospodarczego. Tak jak płeć biologiczna jest dana, tak gender jest wytworem[6].

Podobna marksowska nowomowa stosowana jest w dokumentach Światowej Konferencji ONZ poświęconej kobiecie, w Pekinie w 1995 r. (por. dokument końcowy pt. Platforma Działania (Platform for Action)). Zawarty w tym dokumencie postulat:  Cel strategiczny H. 2: Włączyć perspektywę kulturowej tożsamości płci (gender perspective) do ustawodawstwa, polityk publicznych, programów i projektów znalazł się także w europejskiej konwencji dotyczącej przemocy wobec kobiet, podpisanej przez rząd polski w grudniu ubiegłego roku.

Totalitarny charakter gender

Z punktu widzenia klasycznej wizji człowieka, jako rzeczywistości ukonstytuowanej przez naturę a nie relacje społeczne i ekonomiczne, ideologia gender prezentuje podstawową aberrację antropologiczną – marginalizuje bowiem istotę człowieka, a ekstremalizuje to, co jest drugorzędne czy trzeciorzędne. Nie jest to jednak kwestia tylko idei – to kwestia  perfidnego i zbrodniczego planu politycznego, który wpisuje się w proces wielowiekowej destrukcji rodziny – walki nie tylko silnych ze słabymi, ale walki patologii z normalnością. W klasycznej walce marksistowskiej chodziło o pozbawienie człowieka jego osobowej podmiotowości. Jednostka była niczym, zerem, liczył się tylko kolektyw, a dokładniej jego świadoma część, czyli partia proletariacka. W efekcie dokonywała się radykalna i bezprzykładna alienacja osoby.

Ideologia gender wykazuje w tym zakresie dość ścisłą analogię. Ideologia, która ma roszczenia wybitnie totalitarne dąży do całkowitego podporządkowania sobie osoby ludzkiej. To, co stanowi naturalny komponent człowieczeństwa – struktura poznawcza, emocjonalna i wolitywna, zakorzenionej w płciowej konstytucji bytu ludzkiego ma być poddana i uzależniona zewnętrznemu sterowaniu. Człowiek nie jest mężczyzną czy kobietą, człowiek się którymś z nich staje poprzez wpływy środowiska, poprzez własną akceptację.  To zaś oznacza totalne zniszczenie tożsamości ludzkiej (człowieczeństwa człowieka!). Owa destrukcja dokonuje się przez wzajemne przeciwstawienia i rozdzielenie elementów małżeństwa i rodziny, które są dla niego konstytutywne: miłości i płodności. Miłość, która w „naturalnym” wydaniu jest otwarta na płodność, w wydaniu ideologii gender staje się przelotną rozrywką, w dodatku towarem poddanym prawom rynku, określanym przez politykę i sterowaną odgórnie ekonomię. W takiej zaś perspektywie płodność jest niepotrzebnym dodatkiem i przeszkodą do realizowania hedonistycznych planów. Duch Benthama unosi się nad genderyzmem, nawet jeśli jego twórcy i projektodawcy, nie są tego świadomi.

Ideałem staje się w takiej perspektywie to, by ciało ludzkie naznaczone symbolem płciowości, jak i samą płodność poddać administracji państwa. To państwo zatem, wciąż aktualizujący się Lewiatan wprowadza zasady polityki populacyjnej. Są to zasady, przypomniane dokładnie w ostatnich tygodniach przez działania Europejskiego Parlamentarnego Forum ds. Populacji i Rozwoju. Instytucja ta  sporządziła dwie listy organizacji, fundacji, ośrodków medialnych i edukacyjnych oraz stron internetowych działających w 32 państwach Europy, które są wyraźnie obce celom EPF. Powodem jest jedna kwestia – obrona życia i rodziny. Jak pisał „Nasz Dziennik” cytowany przez „Frondę”[7] „Wymieniane na listach osoby i organizacje zostały napiętnowane, ponieważ sprzeciwiają się sekularyzacji Europy i są „anti-choice”, czyli właściwie mówiąc: są pro-life, bronią rodziny i prawa naturalnego przed ideologiami antynatalistycznymi i relatywistycznymi. Tym samym przeszkadzają w lobbowaniu na rzecz rzekomego wyboru (pro-choice)”. Zestaw przypomina kartotekę policyjną z poszukiwanymi kryminalistami; są zatem dane personalne, zdjęcie, opis działania przeciwnego polityce anti-life[8].  W ten sposób ideologia gender syntetycznie łączy w sobie zasady hobbesowskiego Lewiatana, moralność utylitarną Benthama, malthuzjańską awersję wobec przyrostu naturalnego, z typowo sowiecko-stalinowskim orzekaniem o winie.

Poddanie całej rzeczywistości płci państwu i jego decyzjom – to z pewnością kwestia pomysłów sięgających filozofii Platona. Przy całym zróżnicowaniu interpretacji dotyczących jego konstrukcji projektu państwa totalitarnego, bezdyskusyjne i niekwestionowane stają się porównania gender z ustrojami totalitarnymi XX wieku. W tych systemach życie stawało się jedną z „rzeczy”, która podlega wyłącznej kompetencji państwa. Celem tego administrowania życiem stawało się państwo bez człowieka, a zarazem przyznanie temu państwu władzy nad zdolnością  „produkowania” człowieka. By to jednak mogło się dokonać niezbywalnie potrzebne było i jest zniszczenie rodziny.

U źródeł dewastacji rodziny znajduje się niszczenie małżeństwa – nie jest ono zatem traktowane jako jedyny, z definicji związek mężczyzny i kobiety, ale jako jedynie jedna z wielu możliwości, obejmujących także rozmaite rodzaje związków homoseksualnych. W ten sposób postuluje się całkowite odrzucenie zasad moralnych rządzących życiem małżeńskim i rodzinnym. To z kolei prowadzi do zbarbaryzowania kultury i zdziczenia wszelkich odniesień międzyludzkich. W miejsce kultury i etyki proponuje się jako sztuczny sztafaż podtrzymujący całą dekonstrukcyjną konstrukcję  - współcześnie rozumiane prawa człowieka. Konferencja ONZ 5-10 czerwca 2000 roku w  Nowym Jorku zaproponowała zestaw tzw. „nowych praw człowieka”, a wśród nich traktowanie własnej płci jako zjawiska antropologicznie nieokreślonego ("gender") oraz prawo do wyboru własnej „orientacji seksualnej” a także do jej zmiany. Te i inne „prawa” pozbawione racjonalności i oderwane od racjonalnej natury człowieka (w tym prawo do dowolnego kształtowania i interpretowania modelu rodziny) usiłują kształtować współczesne oblicze małżeństwa i rodziny.

W swoich bezcennych katechezach na temat teologii ciała bł. Jan Paweł II podkreślał, iż ciało ludzkie jest nie tylko somatycznym podłożem reakcji o charakterze seksualnym, ale jest równocześnie środkiem wyrazu dla całej osoby, która przez «mowę ciała» wypowiada siebie[9].  Zignorowanie zawartego w ludzkiej naturze Bożego planu, w tym także znaczenia ciała i jego głębokich związków z duchem, nie tylko obraża Stwórcę, ale i samego człowieka. Ostatecznie zaś nieuchronnie prowadzi do zguby człowieczeństwa[10]. I dlatego zamiast walki gender z rozumem i człowiekiem, konieczna jest walka przeciw ideologii gender.

Paweł Bortkiewicz TChr

Pismo poświęcone Fronda, Nr 66 (2013)


Przypisy:


[1] K. Marks i F. Engels, Ideologia niemiecka, w: Dzieła, Książka i Wiedza 1975, wyd. 2., s. 33.

[2] F. Engels, Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa. W związku z badaniami Lewisa H. Morgana. http://www.marxists.org/polski/marks-engels/1884/pochodzenie/10.htm#071

[3]Tamże.

[4] The Reproduction of Mothering: Psychoanalysis and the Sociology of Gender, Berkeley, University of California Press 1978.  

[5] Cyt. za Gender – nowa niebezpieczna ideologia, http://media.wp.pl/kat,1022939,page,2,wid,8111405,wiadomosc.html?ticaid=1ff6f&_ticrsn=3

[6]tamże.

[7]Por. UWAGA! Europejskie Parlamentarne Forum ds. Populacji i Rozwoju wpisało Frondę... na listę groźnych mediów. Jesteśmy niebezpieczni bo bronimy życia! http://www.fronda.pl/a/uwaga-europejskie-parlamentarne-forum-ds-populacji-i-rozwoju-wpisalo-fronde-na-liste-groznych-mediow-jestesmy-niebezpieczni-bo-bronimy-zycia,25374.html

[8] Na przykład Jean-Marie le Méné - na przykład - mąż i ojciec 9 dzieci, jest „winien” założenia i kierowania Fundacją im. Jérôme’a Lejeune’a, bycia członkiem Rycerzy Francuskiej Legii Honorowej oraz Naukowego Komitetu Europejskiego Instytutu Bioetyki. Por. http://pl.scribd.com/doc/114431296/Top-27-European-Anti-choice-Personalities-October-2012

[9] Por. Jan Paweł II, Katechezy Ojca świętego Jana Pawła II. Teologia małżeństwa, Kraków 1999 s. 406.

[10] Por. A. Szostek, Prawa miłości i prawa do życia, w: Dar ciała darem osoby. O przemilczanym wymiarze kryzysu więzi małżeńskiej, red. P. Ślęczka, Lublin 2005,s. 131-132.