Luiza Dołęgowska, fronda.pl: W sprawie uchodźców pojawił się temat tzw. korytarzy humanitarnych. Mają one polegać na bezpiecznym -  dla uchodźców - sprowadzaniu ich (np. samolotami) do kraju np. Polski, wydaniu wizy do tego kraju i osiedleniu się tutaj imigrantów. W czerwcu 2016 roku pomysł utworzenia korytarzy humanitarnych poparł Episkopat, a koordynację programu zlecono Caritas. Tym razem rzekomo biskupi wywierają presję na Rząd pod wpływem słów papieża Franciszka, który dając  dobry przykład ,,przyjął trzy rodziny syryjskie z Lesbos''. Co Ksiądz Profesor sądzi na ten temat?

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz: Proszę wybaczyć, że zacznę odpowiedź od przykładu, który może się wydać nie na temat. Od kilkunastu lat jeżdżę do obozu dla przesiedleńców we Friedland koło Getyngi. Od może dziesięciu lat lub jedenastu zmieniła się struktura społeczna tego obozu - w miejsce przybywających a czasów Kohla Rosjan o niemieckich korzeniach, zaczęła przybywać ludność arabska. Nie od razu w dużej ilości, ale przeżyłem już lata poważnej inwazji „uchodźców". Jednym z pierwszych był Hacob S. z Damaszku, który przedstawiał się jako diakon stały. Obrządku wschodniego. Opowiadał o sobie, że jest chrześcijaninem, był mechanikiem samochodowym, matka była nauczycielką, jako chrześcijanie byli w Syrii prześladowani.
 
Zwróciłem uwagę mojemu koledze, duszpasterzowi tamtego miejsca, że w tej „legendzie" biograficznej nie ma mowy o jego formacji teologicznej, o biskupie, który go święcił na diakona. Po moich uwagach, w lokalnej wikipedii pojawił się skorygowany życiorys - była wzmianka o odbyciu kursu teologicznego. Moje wątpliwości nie ustały - nie wiem, czy człowiek, który wykazuje dużą nonszalancję wobec Eucharystii (chował ją do kieszeni zabierając do chorych) ma jakikolwiek kurs teologiczny. Podobnie dziwnie brzmiało pytanie „diakona" o to, czy w Wigilię Paschalną, coś się będzie działo w kościele?
Mój kolega zasłaniał się przy narastających moich wątpliwościach zdaniem - „nie ja, ale biskupstwo go zatrudniło". 
Jaki jest morał z tej przypowieści?
Ano taki, że niczego być pewnym nie można w tego typu działaniach. Postawię pytania: czy można mieć pewność, że pozyskiwani uchodźcy są rzeczywiście ofiarami prześladowań, są chrześcijanami? Czy przyjęcie uchodźców „chrześcijańskich" z priorytetem kobiet i dzieci nie będzie traktowane jako dyskryminacja? Czy przykład papieża, który przyjął rodziny muzułmańskie nie likwiduje kryterium przyjmowania, jakim jest/powinno być przyjęcie prześladowanych realnie chrześcijan? Czy ewentualne przyjęcie uchodźców ma oznaczać ich stały pobyt, który byłby zagwarantowany umową prawną, czy tylko miejsce przesiedlenia w drodze na bogatszy Zachód? Kto i w jaki sposób miałby weryfikować autentyczność tożsamości uchodźców? 
 
Poniżej - skan dokumentu (dwustronnie), na podstawie którego - jak wskazał mi mój młodszy kolega, który pracował pod Berlinem w ośrodku dla kilku uchodźców - na tej podstawie tworzy się  kwestoniariusz Osoby dodając choroby i historię przybycia - która jest "tworcza :)" Dla mnie 'porażająca' jest ilość danych osobowych.
 
 
 

Czy ponowne ''wrzucenie w eter'' kwestii korytarzy humanitarnych nie jest próbą skłócenia Rządu, Kościoła i Caritasu i jaki byłby cel takiego konfliktu?

Kadencja obecnego rządu jest naznaczona bardzo rzetelną współpracą z Kościołem. Współpracą merytoryczną, o czym świadczą chociażby Światowe Dni Młodzieży. Taka współpraca jest korzystna dla ob stron - Kościół może bezpiecznie rozwijać swoją aktywność, Rząd i Państwo mogą działać mając moralne wsparcie Kościoła. Oczywiście taki układ jest fatalny dla opozycji. Na marginesie, warto przypomnieć, że ta opozycja - jej główna jeszcze formacja, czyli Platforma Obywatelska należy do tzw. „europejskiej chadecji", której formacją polityczną jest Europejska Partia Ludowa w Europarlamencie.
Jest to zatem partia par excellence pro-polska i pro-chrześcijańska. Skoro nie ma jednak mocy, by podpalić paliwem skarg na Polskę polską scenę polityczną. sięga po każdy destrukcyjny sposób. 
Gdyby udało się jej skłócić współpracę państwa i Kościoła w obszarach, w których ta współpraca jest możliwa i wręcz konieczna, to w takiej sytuacji można łatwo odgrywać różne role - np. być bardziej kościelnym niż episkopat, czy bardziej państwowym niż rząd.
 
Słowo ''korytarze'' sugeruje przejście, ale nie pobyt. Czy użycie pojęcia ,,korytarze humanitarne''  ma uspokoić wystarczająco Polaków?
 
No właśnie, to słowo jest ogromnie mylące. Korytarzem się z reguły idzie, by dojść do celu. Na portalu „aleteia" prezentowany jest model włoski „korytarzy". Redaktor portalu pisze: „Jak to działa? Projekt ma przeciwdziałać barbarzyńskiemu biznesowi przemytników, transportujących uchodźców w nieludzkich warunkach przez Morze Śródziemne. Wysłannicy wydelegowani przez organizacje prowadzące projekt lub przedstawiciele lokalnych NGO, stowarzyszeń, organizacji międzynarodowych, Kościołów i organizacji ekumenicznych pracują bezpośrednio w obozach dla uchodźców. Członkowie Wspólnoty Sant'Egidio przygotowują listę najbardziej potrzebujących osób, które kwalifikują się do udziału w projekcie i jednocześnie decydują się na wyjazd do Włoch. Każda zakwalifikowana osoba otrzymuje wizę o ograniczonej ważności terytorialnej (ważną tylko na terenie Włoch) i ma zapewniony bezpieczny transport do Rzymu. Po przybyciu do Italii może ubiegać się o azyl".
 
Okazuje się zatem, że „korytarz" staje się miejscem zamieszkania!
 
Ale nade wszystko wiele tu innych niejasności. Z opisu wynika, że celem „korytarza" jest przeciwdziałania przemytowi uchodźców. Czy stworzenie „korytarzy" istotnie cokolwiek zmieniło w tym względzie? O co właściwie chodzi - o humanitaryzację migracji czy o umożliwienie migracji realnie prześladowanym? Co z uchodźcą, który otrzyma wizę terytorialną, a okaże się, że nie ma podstaw do azylu?
 
Czy w sytuacji, gdy jesteśmy zagrożeni śmiertelnym niebezpieczeństwem, księża mogą zaprotestować wobec nawoływaniom Stolicy Apostolskiej do  przyjmowania uchodźców do Polski? 

Myślę, że musimy skoncentrować się w tej chwili na najbardziej podstawowych problemach duszpasterskich bezpośrednio nas dotyczących. Widzę dwa takie obszary. Pierwszym jest problem migracji polskiej na Zachód. To temat równie ogromny, jak dziwnie przemilczany. Jako członek zgromadzenia zakonnego, które zajmuje się opieką nad Polakami za granicą, pragnę przypomnieć, że miliony naszych rodaków potrzebują wielorakiego wsparcia. Także takiego, które umożliwiłoby im powrót do ojczyzny na godziwych warunkach.
 
Drugi problem, to sprawa realnych uchodźców z terenów walk na Ukrainie. To państwo jest naszym sąsiadem. Inaczej mówiąc i mówiąc zarazem bardzo prywatnie  - chętnie zaangażuję się, w miarę możliwości,  w pomoc Polakom wracającym do Polski lub  w pomoc uciekającym przed działaniami wojennymi we wschodniej Ukrainie. Z serca mogę wesprzeć modlitwą i dostępną mi pomocą materialną na przykład szpital w Aleppo czy pomoc Koptom w Egipcie. Zachowam zarazem spory dystans do działań, które nie są czytelne, a zarazem stwarzają możliwość importu obcej i wrogiej mi kultury, krótko - ryzyko importu politycznego islamu. To jest dla mnie granat zaczepny rzucony w korytarz mojego domu.
 
Dziękuję za rozmowę