Ks. prof. dr hab. Paweł Bortkiewicz, TChR dla portalu Fronda.pl o powszechności homopropagandy: „To jest forma dyktatury. Mitem są nagonki związane z oskarżeniami o agresję, rasizm, ksenofobię, homofobię […] To nie jest demokracja. To jest dyktatura wparta na zakłamanej propagandzie.”

Fronda.pl: Dlaczego homopropaganda jest dziś tak powszechna i skuteczna?

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz, TChR: Przyczyn jest niewątpliwie kilka. Wskazałbym przede wszystkim na to, że jest to pewna ciągłość rewolucji bolszewickiej. Chodzi o tę samą istotę rzeczy - zniszczenie prawa naturalnego, instytucji i kultury wyrastających na tym prawie, w konsekwencji zniszczenie cywilizacji zachodniej.

A nie o prawa osób LGBT+?

To przecież kompletny absurd. Nie ma „osób LGBT+”, ani „osób LGBT-”. Nie ma „osób chimer” czy „osób hybryd”. Nie ma „osób Marsjan” czy „osób cyklopów”. Nie wiadomo, czym jest gender. Płcią kulturową? Czyżby? Ale w tym szaleństwie jest metoda. O ile łatwo było zidentyfikować rewolucjonistę marksistowskiego i stwierdzić, jak cynicznie realizuje swoją walkę, w tym obecnym przypadku - niewielu orientuje się, o co chodzi. Co najwyżej o to, że walczą z dyskryminacją, a homofoby biją nieheteronormatywnych. Chodzi mi o to, że pojęcia były na tyle ostre, zjawiska na tyle konkretne, że tylko człowiek o bardzo ograniczonym lub zacietrzewionym umyśle nie postrzegał, że prawdziwym opium dla ludu jest marksizm. Ale neomarksiści się przepoczwarzyli. Zachowali wiarę w rewolucję, konieczność określenia wroga i cel - zniszczenie tej samej zachodniej cywilizacji.

Dlaczego zatem "katolicka propaganda"- katolpropaganda- wydaje się być w odwrocie? Dziś to postmarksistowskie ideologie gender, idące ręka w rękę z agresywnym islamem są w ofensywie i dominują społeczeństwa państw zachodnich.

To bardzo ciekawe pytanie. Ono pokazuje dwa skrzydła rzeczywistości - słabość obecnej Europy i siłę islamu politycznego. Wyjaśnienie tych dwóch wektorów to oczywiście sprawa złożona. Najogólniej, myślę, że islam polityczny skrzętnie korzysta z tej apostazji, jakiej dokonała i dokonuje Europa wbrew przestrogom i postulatom św. Jana Pawła II i Benedykta XVI. A spotyka się to z bardzo ciekawą sytuacją programową Unii Europejskiej. Myślę tutaj o koncepcji federacyjnej Europy pozbawionej tożsamości kulturowej i państwowej autorstwa Spinellego i koncepcjami socjotechniki i eugeniki rasowej projektowanej przez Coudenhove-Kalergiego. Europa bez tożsamości suwerennych państw i kultur, Europa nastawiona na elitę wyhodowaną z tygla rasowego, multikulturowego - z jednej strony. A z drugiej strony bardzo tożsamy własnej ekspansywnej agresji islam. I mamy to, co mamy…

Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), ta sama która teraz promuje seksualizację dzieci od najmłodszych lat, wykreśliła homoseksualizm z listy chorób i zaburzeń dopiero w 1990 r. Jeszcze w latach 70., 80. i 90. kontakty homoseksualne w części Stanów Zjednoczonych były karalne. Czy to był przejaw zacofania i średniowiecznego myślenia w XX wieku, czy też przejaw troski o zdrowe społeczeństwo?

Proszę pozwolić, że odpowiem trochę „obok” pytania. W typowym instruktażu genderowym, za jaki można uznać książkę „Edukacja bez tabu” autorstwa Carol Hunter-Geboy czytamy pytanie: „Czy homoseksualność jest chorobą psychiczną?”. Przytaczam odpowiedź: „Nie. Psycholodzy i psycholożki, środowisko lekarskie oraz inne środowiska specjalistek i specjalistów w dziedzinie seksualności uznają, że homoseksualność nie jest chorobą, zaburzeniem psychicznym czy problemem emocjonalnym. Obiektywne i dobrze skonstruowane badania, zebrane w okresie ponad 35 lat [podkr. – PB] pokazały, że homoseksualność sama w sobie nie jest powiązana z żadnym psychicznym, emocjonalnym czy społecznym zaburzeniem. Homoseksualność uznawana była kiedyś za chorobę psychiczną, ponieważ bazowano na stronniczych informacjach i uprzedzeniach. W przeszłości badania osób LGB (lesbijek, gejów i osób biseksualnych) prowadzone były na osobach znajdujących się w szpitalach psychiatrycznych czy więzieniach, co poważnie zaburzało uzyskiwane wyniki. [podkr. – PB].

Za „przełomowe” badania uchodzą badania Alfreda Kinseya. Jego współpracownik (jeden z najbliższych) Pomeroy wspominał o tych badaniach, że 25 % „typowych Amerykanów” Kinsey znalazł w więzieniach, gdzie odsiadywali wyroki za przestępstwa seksualne. Pomeroy pisał: „Jeżeli lista niektórych przestępców, np. tych, którzy popełnili kazirodztwo, była krótka, robiliśmy wywiady z każdym więźniem. Jeżeli była długa, jak w przypadku gwałtu, mogliśmy robić wywiad z co piątym lub co dziesiątym”. To może tyle na temat obiektywizmu badań nad homoseksualnością, na temat działań WHO i na temat „zacofanych” poglądów i zachowań sprzed rewolucji seksualnej.

Co zatem wspólnego z zasadami demokracji ma swego rodzaju szantaż dokonywany na heteroseksualnej większości społeczeństwa przez 1-2% mniejszość homoseksualną i transseksualną?

To jest forma dyktatury. Mitem są nagonki związane z oskarżeniami o agresję, rasizm, ksenofobię, homofobię… „Fobizuje” się (przepraszam za neologizm) postawy normalne. I dyskryminuje się normalność. To nie jest demokracja. To jest dyktatura wparta na zakłamanej propagandzie. Proszę zauważyć, że w Ameryce 1948 roku, w dobie moralności mieszczańskiej i rzekomej wrogości wobec homoseksualizmu opublikowano raport Kinseya. W Ameryce współczesnej, kilka lat temu zablokowano publikacje raportu Marka Regnerusa, krytycznego wobec homoseksualizmu. Które z tych zachowań koresponduje z demokracją, a które z totalitaryzmem?

Czy selektywne prawo do życia np. w zależności od genotypu, poglądów, seksualnych upodobań lub identyfikacji z jedną z kilkudziesięciu proponowanych płci może być czekającym nas rozwiązaniem prawnym?

Niestety, takie scenariusze są możliwe. Widzimy ten bolszewicki marsz przez instytucje, choćby kancelarie prawne, sądy, które stają się w różnych formach wyrocznią w sprawach metafizycznych i etycznych. To przecież arbitralne orzeczenia określonych instytucji stwierdzają, że ktoś jest osobą lub jeszcze nie-osobą lub już nie-osobą. To arbitralne decyzje wyrokują o jakości życia ponad wartością życia ludzkiego. To nie są strachy futurystyczne. Ta groza czai się w naszych progach.

Tutaj nie ma marginesu. Nie ma zjawiska jakiejś trzeciej opcji. Albo jest się człowiekiem i na mocy tego bycia ma się prawo do życia, albo się nie jest człowiekiem. Homopropaganda już przez wspomniany fakt rozwodnienia pojęcia osoby ludzkiej wprowadza chaos.

Genderyści wychodzą na ulicę, islamiści propagują swoje ideologie w marszach, demonstracyjnych modłach w centrach zachodnich miast. Czy księża katoliccy powinni być bardziej aktywni w przestrzeni społecznej, publicznej, czy w mediach, w tym w mediach społecznościowych?

Pytanie jest właściwie retoryczne. Oczywiście, tak, tak i jeszcze raz tak. Ale dodam to, co staje się moim marzeniem - powstanie jakiegoś centralnego Instytutu Badań nad Płciowością i Miłością Ludzką. To oczywiście robocza nazwa. Ale chodziłoby mi o stworzenie placówki, która na przykład dawałaby natychmiastowy i zarazem długofalowy odpór ideologii gender i ideologii homoseksualnej. Która ujawniałaby realne dane, nie zmanipulowanych badań. Monitorowałaby realne przejawy dyskryminacji krytyków gender i homoseksualizmu. Pokazywałaby wnikliwie np. badania Marka Regnerusa, ukazujące skale patologii w wychowywanych dzieciach przez pary homoseksualne, demaskowałaby manipulacje Kinseya itp. A ponad to pokazywałaby blask prawdy o ludzkiej płciowości i miłości… Taki Instytut powinien szkolić kompetentnych znawców tematyki, a zarazem propagować te wyniki w popularnej formie. Potrzebna jest silna reakcja na falę absurdalnych i złowrogich ataków.

Czy odkłamywanie fałszywych ideologii wystarczy? Co z obowiązkiem powszechnej ewangelizacji i nawracania przez katolików wyznawców islamu, judaizmu, buddyzmu?

Zacytuję słowa św. Jana Pawła II z jego encykliki misyjnej: „ Misja Chrystusa Odkupiciela, powierzona Kościołowi, nie została jeszcze bynajmniej wypełniona do końca. Gdy u schyłku drugiego tysiąclecia od Jego przyjścia obejmujemy spojrzeniem ludzkość, przekonujemy się, że misja Kościoła dopiero się rozpoczyna i że w jej służbie musimy zaangażować wszystkie nasze siły”. Te zdania rozumiem. Całej aktualnej narracji o zamierzeniu przez Boga wielości religii, o zaniechaniu działań misyjnych i ewangelizacyjnych, o przemianach na rzecz braterstwa nie pojmuję. Może nie mam tego wydania Ewangelii co trzeba….

Dziękuję za rozmowę.