Luiza Dołęgowska: Pijany pan J.-C.Juncker próbuje dojść do budynku PE. Po drodze salutuje D.Tuskowi, w tle słychać śmiechy dziennikarzy. Za chwilę zasiądzie na swoim fotelu przewodniczącego KE aby ocenić Polskę, która zdaniem najwyższych unijnych biurokratów zasługuje na sankcje i połajanki. Jeśli takie ''autorytety'' chcą nami zarządzać - to jak tu traktować poważnie Unię, wyrosłą wprawdzie na katolickich zasadach, ale dziś - obraz moralnej nędzy?

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr: Myślę, że bardzo dobrze, że kamery uchwyciły „chorobę filipińską" pana Junckera i że obraz ten trafił do szerokiej widowni. To oczywiście żałosny widok i po prostu żenujący. Pan Juncker, pan Timmermans i pan Verhofstadt mają w sobie swoją drogą tyle charyzmy, że wszyscy trzej mogliby robić za głównych modeli w obrazie zatytułowanym „Portret anonimowego, bezmyślnego i szarego człowieka w tłumie we mgle w listopadowym poranku".
Żenujące jednak są te wysiłki zyskania na wyrazistości. Ale przerażające jest to, że tacy ludzie, pozbawieni autorytetu, przywództwa i charyzmy maja władzę. A wyrazem tej władzy mogą być decyzje jak ta ogłoszona przez pana Timmermansa w stosunku do Polski. To, co mnie uderzyło przy ogłaszaniu tej decyzji to swoista niecierpliwość -  przecież w tym momencie, gdy decyzja wroga Polsce była proklamowana jako sankcje w stosunku do rządu - nie było jeszcze podpisanych ustaw reformujących sądownictwo. Z punktu widzenia europejskich biurokratów - nadal obowiązywało poprzednie prawo, roboczo zwane „sędzią na telefon".

A zatem europejscy biurokraci nie czekają na rozwój wypadków, oni oceniają je i wyrokują o nich w trakcie procedowania ustaw! To jest albo wyraz pomroczności jasnej, albo wyraz złej woli w stosunku do suwerennego państwa. Albo to jest zamroczenie alkoholowe, albo wywoływanie wojny wewnątrz Unii! Jedno i drugie budzi zdecydowany sprzeciw.
Można chyba powiedzieć o tylko jednym pozytywie tej sytuacji. Otóż pokazuje ona, jak bardzo Unia Europejska przestała być w swoim zarządzaniu, administracji i biurokratyzacji - europejska! Odeszła od wartości, a skupiła się na technologii użytecznej biurokracji. Ale to znaczy zarazem, że odeszła od troski o dobro wspólne narodów i społeczeństw, a skupiła się na zaspokajaniu potrzeb użytecznych idiotów...

Węgry, same piętnowane często przez Unię, chcą nas wesprzeć i zagłosować przeciwko wnioskowi o sankcje dla Polski. Czy tylko nasze dwa narody maja szansę oprzeć się islamizacji Europy i czy możemy stać się wkrótce jedyną ostoją chrześcijaństwa na Starym Kontynencie?

Bardzo cenię głos p. premiera Victora Orbana. Choć nie ukrywam, że nie mogę zapomnieć o geście antysolidarności w sytuacji, gdy Węgry poparły kandydaturę wysuwanego przez Niemcy, a nie przez Polskę pana Tuska na przewodniczącego Rady Europy. Wiem, że tym razem - w przeciwieństwie do poprzedniego - padła ze strony Węgier wyraźna, publiczna deklaracja. Traktuję ją zatem z powagą jako znak odpowiedzialności. Dobrze, że przywódcy węgierscy postrzegają atak na Polskę w perspektywie ataku na naszą część Europy. Bo istotnie, warto zauważyć, że w tle całego incydentu kryje się swoisty protekcjonizm i paternalizm polityczny. Stara Unia zdaje się dyktować państwu członkowskiemu, jakim jest Polska pewne reguły według zasady: „wam, nowym, nie wolno tego, co robimy my, odwieczni znawcy demokracji i reguł europejskich. Jak mówimy, że macie przestrzegać prawa, to nie porównujcie swoich ustaw z naszymi. Wy macie się od nas uczyć i pytać nas o radę..."  To nie tylko obraz Europy dwóch prędkości, ale to obraz Europy mędrców i Europy tłumu, albo Europy panów i Europy niewolników (pardon, Europy wolnych o ograniczonej suwerenności).
Dobrze zatem, że Węgrzy protestują także w imię obrony własnej godności i honoru. Z pewnością łączą nas różne elementy przeszłości i teraźniejszości, z pewnością łączy nas wiara w Chrystusa. I ważne, że jest to wiara nie deklaratywna, ale żywa. Teoretycznie niemiecki CDU to partia chrześcijańska, do europejskiej chadecji pretenduje też Platforma. Ale chrystianizmu w tych formacjach jest tyle co wieprzowiny na talerzu chasydy, gotowanej w dzień szabatu. Węgrzy wyrażają swoją wspólnotę wiary właśnie poprzez ocenę wartości tożsamości chrześcijańskiej, jej roli w tożsamości narodowej. Stąd płynie też opór i odpór wobec natarcia islamskiego na Europę. Warto by było budować wspólny front z innymi państwami, w których chrześcijaństwo jest jeszcze żywe. Niestety, przywódcy polityczni tych państw (mam myśli na przykład Słowację) nie czują tej głebokiej warstwy tożsamości.

W okresie świątecznym powinniśmy być bardziej wyczuleni na zagrożenie terrorystyczne, bo choć służby zapewniają nas o bezpieczeństwie, na ulicach Warszawy coraz częściej  można spotkać duże grupy ciemnoskórych mężczyzn. Słyszy się też, że wydawane są w Polsce zezwolenia na pracę dla przybyszów z Afryki i Azji. Czy powinniśmy się tym martwić?

W ogóle jest przykrą rzeczą, że zamiast życzeń świątecznych dochodzą do nas połajanki jakiejś Francy, przepraszam, jakiegoś Fransa. Przykre jest to, że w dniach, o których śpiewaliśmy „jest taki dzień, w którym ... milkną wszystkie spory", znów będziemy się spierać o szereg spraw w sposób irracjonalny. Jest przykre to, że te podziały biegną przez nasze rodziny, sąsiedztwa, środowiska pracy...
Jest sprawą niewesołą, że dokonuje się ta konfrontacja serca z rozsądkiem. Oto z jednej strony puste miejsce przy świątecznym stole, z drugiej strony zdecydowany opór przed przysiadaniem się do tego stołu tzw. „uchodźców". Łatwo jest w tym napięciu grać emocjami, szermować argumentami propagandowymi i manipulować emocjami.  

Oczywiście, miejsce przy stole musi być i warto ten symbol przekształcać w żywą obecność Obcego i Innego pośród nas. Ale warto i trzeba także stosować porządek miłości - bez spektakularnych reklam. Zatem lepiej zaprosić na wigilię samotnego sąsiada niż wyrwanego z grupy muzułmanina. Nie ma potrzeby tego tłumaczyć.
W takim czasie, jak czas Świąt Bożego Narodzenia, konkretyzuje się walka dobra ze złem. Święta pełne miłości i rodzinnego ciepła, mogą być wymarzonym czasem dla terrorystów i bandytów. Dlatego trzeba być przygotowanym na różne ewentualności i scenariusze.
Oczywiście, w naszym MacŚwiecie, niemożliwe jest odizolowanie się i zabezpieczenie przed terroryzmem. Potrzeba wielkiej czujności. Ale trzeba też pamiętać, o czym jestem głęboko przekonany, że „jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam?". Te słowa retorycznego pytania postawionego przez św. Pawła pozwalają nam mieć odwagę nadziei tego jutra, które ma nadejść.
Tej właśnie nadziei pragnę przy okazji wszystkim czytelnikom portalu fronda.pl życzyć.

Dziękuję za rozmowę