Czy Przystanek Woodstock stanowi zagrożenie moralne i duchowe dla osób młodych? Czy jest to niejako pokłosie rewolucji obyczajowej?

ks. prof. Paweł Bortkiewicz: Przystanek Woodstock samą swoją nazwą nawiązuje do tzw. rewolucji obyczajowej z lat 60. Warto zwrócić uwagę na to pojęcie "rewolucja obyczajowa". Za pierwszym słowem "rewolucja" kryje się równie mocna, co absurdalna, naiwna i wręcz głupia wiara w heglowską wizję historii, w której to, co dziś, jest gorsze od tego, co będzie jutro. Oczywiście, nie twierdzę. że woodstockowcy mają blady cień pojęcia o Heglu i jego wizji dziejów, ale mają idiotyczną wiarę w to, że "nowe" jest lepsze od tego, co "stare". Gdyby mieli cień wiedzy o historii - wiedzieliby, jak "lepszymi" stały się czasy nowe w dobie terroru rewolucji francuskiej czy czasów głodomoru rewolucji bolszewickiej. Słowo "obyczajowa" wiąże się z kolei z redukcyjną wizją człowieka, w tym przypadku sprowadzonego do poziomu libido. Przecież ta rewolucja obyczajowa zabrała ludziom miłość, a zostawiła popęd seksualny. Ale w związku z tym zabrała też wolność i godność.

Media alarmowały o  akcji, która ma miejsce na Woodstocku,  a polega na tym, że dziewczyny się rozbierają w ramach zabawy, żeby dostać np: koszulkę, potem materiały te nagrywane przez uczestników trafiają na strony pornograficzne. Dlaczego tutaj żadna z feministek nie oburza się na przedmiotowe traktowanie kobiet? Kiedy Kościół mówi o aborcji, od razu słychać głosy oburzenia, że kobieta "ma prawo do własnego brzucha", podczas gdy kiedy tłum krzyczy "pokaż biust", nieco wulgarniej oczywiście, żadna feministka nie śmie tego krytykować.

Z tego powodu, że rewolucja obyczajowa zabrała ludziom miłość, wolność i godność, nie widzimy i nie słyszymy protestów feministek przeciw uprzedmiotawianiu ciała kobiecego i w ogóle kobiety. Incydenty, które dokonują się na Przystanku Woodstock doskonale wpisują się w zdziczenie cywilizacyjne, w którym w stadzie dokonuje się podążanie za popędem seksualnym. Drugi człowiek jest przedmiotem zaspokojenia mojego popędu. I tu temat "obyczaju" się wyczerpuje. A feministki? Cóż, trudno im protestować, bo ich wizja człowieka jest również fałszywa. Nie można protestować z  pozycji kłamcy przeciw innemu kłamstwu.

Słyszymy o 20 osobach, które znalazły się w szpitalu tylko w tym roku podczas Woodstocku, a powodem tego jest zatrucie substancjami psychotropowymi. Do tego dochodzi postać Jerzego Owsiaka, który co prawda mówi "zero tolerancji dla narkotyków", ale jednocześnie nie ponosi żadnej odpowiedzialności za to, co dzieje się na Woodstocku. Analogiczna sytuacja - gdy mamy do czynienia z organizatorem kolonii wakacyjnej, jest on odpowiedzialny za to, co czynią jego podopieczni. Dlaczego w  przypadku Owsiaka mamy do czynienia z takim nierównym traktowaniem?

Pan Owsiak jest mistrzem słów wielkich i porywających. Jego walka z dopalaczami mogłaby budzić uznanie, podobnie, jak całe to styczniowe uderzanie w nutę rozedrganych serc. Tylko, tak jak w styczniu mamy do czynienia z bardzo niejasną działalnością biznesową, o czym wielokrotnie mówiono, pisano, nawet się sądzono, to i tutaj pięknym słowom odpowiadają karłowate czyny. Woodstock stawia, o ile się orientuję, na "zabawę" według naczelnej normy "róbta, co chceta", zatem, skoro "chcą", to w imię czego im zabronić? W imię czego im ograniczyć? Każdy myślący doskonale wie, że użycie dopalaczy lub rezygnacja z nich, użycie narkotyków lub rezygnacja z nich, to kwestia mądrej wolności. A jeśli ta wolność jest zdefiniowana skrajnie głupio i szkodliwie?

Pozostaje także kwestia krisznowców, którzy mają nawet swoją "pokojową wioskę kriszny". Rozdają za darmo jedzenie i w ten sposób zachęcają do bliższego spotkania. Jakie zagrożenie niesie ta sekta?

Obecność sekt wpisuje się doskonale w konstrukcję woodstockowej wolności. Tak, jak dopalacze są wyrazem dowolnej wolności, tak obecność sekt dopełnia tej wizji wolności od wszystkiego i wolności do niczego. Każda sekta ma kilka elementów, które są dla niej konstytutywne, a które są groźne. Zawiera fałszywy obraz rzeczywistości, dzieli świat na wybranych i zatraconych, przy czym kryterium wybrania nie jest odpowiedzialna wolność, ale bezwzględna uległość guru, przywódcy. Sekta niszczy w człowieku racjonalności, wolność, odpowiedzialność za drugiego. Najgroźniejsze jest to, że żerując na naturalnej tęsknocie za Bogiem, żerując na naturalnej dobroci, zastępuje Boga absurdalnym wytworem człowieka, a dobro zastępuje uległością wobec jedynego dobra jedynego przywódcy.

Jakkolwiek by to zabrzmiało, uważam Woodstock za zjawisko równie złe, co niebezpieczne. Ta rewolucja obyczajowa, rozpoczęta w latach 60,, przeniesiona na polski grunt, czyni człowieka coraz bardziej karłowatym i pozbawia go nadziei. Dlatego, słowo Woodstock rozbrzmiewa we mnie żalem za traconą młodzieżą.

Not. Karolina Zaremba